Z Mistrzem Polski jak równy z równym. Gryf Słupsk o włos przegrał z Lechem Poznań w Pucharze Polski

(fot. Radio Gdańsk/Łukasz Kosik)

Czwartoligowy Gryf Słupsk przegrał na własnym boisku z Lechem Poznań 1-2 i odpadł z STS Pucharu Polski. Zespół Krzysztofa Müllera był jednak naprawdę blisko sprawienia niespodzianki i doprowadzenia do remisu w spotkaniu. Prawdziwym zwycięzcą okazał się Kamil Gołębiewski, bramkarz Gryfa. Dlaczego? Odpowiedź w artykule…

Piłkarskie święto w Słupsku popsuła chyba tylko godzina rozgrywania meczu – w samo południe. Mimo to stadion przy ulicy Zielonej był wypełniony kibicami, którzy przyszli zobaczyć, jak czwartoligowiec rzuca rękawicę Mistrzowi Polski. Zarówno oni, jak i ci, którzy obserwowali przebieg spotkania przed telewizorami – mecz transmitowała TVP Sport – i radioodbiornikami – spotkanie Radio Gdańsk transmitowało na częstotliwości 102 FM w Słupsku – nie mogą czuć się zawiedzeni. Były emocje i duża szansa na ogromną niespodziankę.

PIERWSZA POŁOWA

Pierwsza połowa meczu była wyraźnie pod dyktando Lecha Poznań. Piłkarze Gryfa, zwłaszcza w pierwszych piętnastu minutach, mieli kłopoty, by utrzymać się dłużej przy piłce, czy wymienić kilka podań w kierunku bramki Mistrza Polski. Gdy w 19 minucie Jagiełło strzelił pierwszą bramkę, a niespełna kwadrans później Pereira dobił strzał Ishaka, wydawało się, że przy 2-0 jest już po meczu.

Już w doliczonym czasie pierwszej połowy, po pięknym podaniu Kukuruzy, Damian Wojda był sam na sam z bramkarzem Lecha, który jednak obronił strzał napastnika Gryfa Słupsk. Ta sytuacja zdecydowanie podniosła morale drużyny.

– W przerwie powiedzieliśmy sobie, że idziemy po pierwszą bramkę i tylko na tym się skupiamy. Gramy z Mistrzem Polski, zespołem, który gra w Lidze Konferencji, ale walczymy – mówił po meczu trener Gryfa Słupsk.

(fot. Radio Gdańsk/Łukasz Kosik)

DRUGA POŁOWA

Na realizację planów nie trzeba było długo czekać. W 54 minucie, po podaniu przez linię środkową, Damian Wojda znowu wyszedł sam na sam z bramkarzem Lecha. Tym razem precyzyjnym strzałem w prawy róg zdobył kontaktową bramkę na 1-2. W zespół Gryfa Słupsk wstąpiły nowe siły.

W 88. minucie, po dośrodkowaniu Mosiejki, piłkę do własnej bramki głową skierował obrońca Lecha Poznań Mateusz Skrzypczak. Stadion na Zielonej eksplodował… ale tylko na chwilę. Sędzia nie uznał gola, wskazując, że na pozycji spalonej był Daniel Piechowski.

W ostatniej akcji meczu Gryf zaatakował bramkę Lecha Poznań. W pole karne gości wbiegł nawet bramkarz Kamil Gołębiewski, ale Lech przejął piłkę, przeprowadził kontrę i zdobył trzecią bramkę… Ze spalonego. Gol nie został uznany.

Mecz zakończył się wynikiem 1-2 i do 1/8 STS Pucharu Polski awansował Lech Poznań.

(fot. Radio Gdańsk/Łukasz Kosik)

KONFERENCJA POMECZOWA

– Plan był taki, że przyjechaliśmy wygrać i wygraliśmy. W ubiegłym roku przegraliśmy taki mecz. Wygrana była zatem najważniejsza. Mieliśmy wiele okazji, by zamknąć ten mecz dobrym dla nas wynikiem wcześniej, ale tego nie zrobiliśmy. Wiedzieliśmy, jak gra Gryf Słupsk. Grali tak, jak potrafili najlepiej i zrobili to dobrze. Zagrali dobre spotkanie i zrobili wszystko, co mogli – komplementował gospodarzy Niels Fredriksen, trener Lecha Poznań.

– Zagraliśmy z Mistrzem Polski jak równy z równym i mówię te słowa w pełni świadomie. Drużyna gości w końcówce spotkania zaczęła grać na czas, mieli problem z wyprowadzeniem piłki. Niesamowita historia, niesamowite przeżycie, nieuznana bramka. Nie widziałem tej sytuacji, wiele osób mówi mi, że gol był, ale nie wiem też, jak wyglądała sytuacja z drugą bramką dla Lecha, czy tam nie było spalonego – na to już wpływu nie mam. Jeszcze raz podkreślam, że jestem dumny z mojego zespołu – mówił na pomeczowej konferencji Krzysztof Müller.

Kamil Gołębiewski, bramkarz Gryfa Słupsk, po meczu – tak jak obiecał – wrócił do pracy… ale wcześniej oświadczył się swojej partnerce.

(fot. Gryf Słupsk/Robert Skumiał)

Najważniejsze akcja meczu. Posłuchaj skrótu:

Przemysław Woś/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj