Tajemnicze fundusze Lecha Wałęsy

Były prezydent, Lech Wałęsa oznajmił, że pieniądze, które wygrywał w latach 70. w totolotka, pojawiały się „jak na zamówienie”. O szczęściu męża w grach liczbowych w swojej książce pisała również Danuta Wałęsa. W publikacji małżonka nie ujawniła jednak źródła, z którego pochodziły pieniądze. Część historyków połączyła dodatkowe fundusze, wpływające na konto Wałęsów z rzekomo podpisanym zobowiązaniem byłego prezydenta do współpracy ze Służbami Bezpieczeństwa PRL.

Te doniesienia zmuszają do zadania pytania, czy Wałęsa rzeczywiście miał szczęście w grach liczbowych, czy pozyskiwał fundusze z innych źródeł? O tym w Komentarzach Radia Gdańsk rozmawiali goście Jacka Naliwajka.

Roman Daszczyński z Trójmiejskiej redakcji Gazety Wyborczej, przyznaje, że sprawa jest dziwna, bo rzadko się zdarza żeby ktoś często wygrywał w grach liczbowych. Dziennikarz jednocześnie krytykuje metody badawcze historyków, którzy łączą te fakty i złośliwie interpretują je wobec Wałęsy. – Mało kto nie ma świadomości, że Lech Wałęsa w grudniu 1970 roku wpadł w łapy SB i miał z esbecją do czynienia. Całe nadużycie polega na tym, że część historyków chce koniecznie wykazać, że nie tylko wpadł w ręce służb ale sobie z tymi służbami nie poradził. Co więcej, trwał w tym uścisku i brał Judaszowe srebrniki za zdradzanie kolegów.

Dziennikarz portalu Trójmiasto.pl Michał Stęporek przyznaje, że wygrana byłego prezydenta jest równie prawdopodobna jak to, że Paweł Piskorski wygrał w ruletkę trzysta sześćdziesiąt razy. Redaktor mówi, że nieprawdopodobne szczęście nie wyklucza togo, że pieniądze to były wypłacane z kasy służb bezpieczeństwa.

Marek Ponikowski z Telewizji Polskiej krytykuje z kolei metody pracy historyków, którzy wysnuwają tezy jakoby pieniądze były honorariami. Zauważa, że w trakcie analizowania tej sprawy nie podjęto z nikim rozmów na ten temat.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj