Władimir Putin podpisał dekret, uznający niepodległość samozwańczych republik: donieckiej i ługańskiej. Polecił też wojskom rosyjskim „utrzymanie pokoju na wschodniej Ukrainie”. W audycji „Komentarze Radia Gdańsk” Olga Zielińska poprosiła o opinie na ten temat Marka Formelę z „Gazety Gdańskiej” oraz Karola Gaca z tygodnika „Do Rzeczy”.
Karol Gac próbował przewidzieć możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń. – Sytuacja jest naprawdę bardzo dynamiczna. To, co obserwujemy, nie jest przesadnym zaskoczeniem. O tym scenariuszu mówiło się dosyć długo, aczkolwiek mieliśmy nadzieję, że do niego nie dojdzie. Sytuacja może rozwijać się w kilku kierunkach. Rosja może wprowadzić swoje siły do tej części Ukrainy, która jest zresztą przez nią okupowana od 2014 roku, i na tym poprzestanie, stwierdzając, że to jej wystarczy. Ale może też czekać na odpowiedni moment na jakąś dalszą inwazję i na przykład prowokować Ukraińców, by ci odpowiedzieli ogniem, żeby powtórzyć sytuację z Gruzji – wskazywał.
Z kolei Marek Formela skoncentrował się na biznesowych relacjach, łączących Niemcy i Rosję. – Myślę, że zarówno kanclerz Scholz, jak i prezydent Macron wiedzieli wcześniej nieco więcej niż wielu innych polityków w Europie, że polityka dużych państw europejskich nie jest zdominowana przez emocje, tylko przez interesy i że te interesy niemieckie oraz francuskie w Rosji były istotnym elementem taktyki politycznej tych państw. W jakiejś mierze przypomina to sytuację sprzed układu monachijskiego, kiedy to mocarstwa prowadziły własne, odrębne od zagrożenia pokoju w Europie działania, obliczone na uratowanie własnego dobrostanu. Dzisiaj zwłaszcza Niemcy są w sytuacji dość kłopotliwej, ponieważ przez długi okres wrażenie, że są bardzo wyraźnym sojusznikiem Rosji, a wstrzemięźliwie odnoszą się do problemów Ukrainy, były wyraźne, jednoznaczne i rzeczywiście oparte o gospodarczą geopolitykę – wskazywał.
MarWer
