Wyzwiska podczas marszu i mowa nienawiści w polityce. „Obelgi, tworzące wspólny język emocji”

(Fot. Twitter.com/Kazimierz Smoliński)

W niedzielę, 4 czerwca, ulicami Warszawy przeszedł marsz, w którym uczestniczyli przede wszystkim politycy oraz zwolennicy opozycji. Podczas manifestacji padało wiele haseł i zwrotów, wśród których pojawiły się również wulgarne i obraźliwe sformułowania, wyzwiska, czy agresywne zachowania. Dodatkowo w nocy z niedzieli na poniedziałek przed biurem poselskim Kazimierza Smolińskiego w Tczewie zawieszono wulgarny transparent. Te wydarzenia były punktem wyjścia do dzisiejszej dyskusji o mowie nienawiści w “Komentarzach Radia Gdańsk”.

W rozmowie uczestniczyli goście Piotra Kubiaka – publicystka i współautorka m.in. filmu pt. “Mała Sycylia” Małgorzata Puternicka oraz Marek Formela z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeze24.pl.

(Fot. Radio Gdańsk)

Na początek Małgorzata Puternicka została poproszona o ocenę niedzielnego marszu. – Dla mnie w ogóle cała oprawa tego marszu była bardzo bulwersująca. Każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy polityczne, ale dlaczego musi to być tylko i wyłącznie w takiej (agresywnej – przyp. red.) formie? – pytała retorycznie.

Publicystka próbowała również cel, a przynajmniej jeden z powodów, organizacji marszu. – Dla mnie istnieje jedno jedyne wytłumaczenie, dlaczego zgromadziło się tyle osób. O tym doskonale wiedział cwany – przepraszam, że tam mówię – pan Donald Tusk i po prostu wykorzystał to, żeby przykryć jedną ważną rzecz. Łatwiej jest bowiem spacerować, niż zbudować program dla Polski. W związku z tym, nie mając programu i zwyczajnie nie mając zbyt wiele wspólnych punktów stycznych ze zgromadzonymi, poszedł w hejt. Wywoływał – bardzo świadomie – ordynarne hasła, wiedząc o tym, że tam są dzieci. To było absolutnie zamierzone. To jest w ogóle cały czas zupełna paranoja, że od wielu lat pod hasłem miłości i wspólnoty, Donald Tusk sieje hejt. Zresztą robi to w określonych celach – oceniała Małgorzata Puternicka.

Marek Formela odniósł się również do kwestii programu lidera opozycji, na którą zwróciła uwagę publicystka. – Ja usłyszałem w Warszawie ten sam rechot, co w Pucku, kiedy obrażał (Donald Tusk — przyp. red.) prezydenta Rzeczypospolitej. To był rechot tego samego środowiska. Widać było wyraźnie satysfakcję Donalda Tuska z tych obelg miotanych regularnie, tworzących wspólny język emocji. Bo lider PO mówi, że polityka to przede wszystkim emocje, a nie program i nie pomysł na Polskę – nie weksel programowy na przyszłość, który obywatele mogą kupić albo odrzucić. Więc to był ten sam rechot, którym upajali się liderzy platformy, kiedy lżono w Pucku prezydenta. Mile połechtało to – miałem takie wrażenie – próżność lidera opozycji. Już nie będę mówił, jak pisze o nim prasa niemiecka. W zasadzie swoim komentarzem do tego, co słyszał, Donald Tusk tak naprawdę zachęcał do nieskrępowanej kontynuacji tej swoistej rynsztokowej twórczości – oceniał Marek Formela.

Dziennikarz „Gazety Gdańskiej” odniósł się również do tzw. zamachu na postać Adama Borowskiego, czyli nieprzychylnych i agresywnych słów w jego kierunku, gdy ten odpowiadał na pytania jednego z obecnych na marszu dziennikarzy. – Sprawa Adama Borowskiego jest poważna. To nie jest Donald Tusk. To jest postać dla polskiej opozycji pomnikowa, a nie szeregowa. To trochę tak, jakby ktoś w Gdańsku przed bramą stoczni w podobny sposób zelżył Jerzego Borowczaka. To jest zamach na takie fragmenty naszej wspólnej historii, gdzie nie ma pola do wulgarności, ani do różnic, które miałyby mieć charakter całkowicie wymykający się kwalifikacjom etycznym. Więc byłbym ciekaw zdania Jerzego Borowczaka na temat tego zamachu na Adama Borowskiego – tłumaczył. – Adam Borowski powiedział potem, że ten atak na niego był w istocie atakiem na miliony obywateli, którzy chcieliby wybrać inaczej. Na tym polega istota demokracji, że niekoniecznie muszą rządzić Tusk z Balcerowiczem i Grabowskim – dodawał.

Posłuchaj całej audycji: 

ol

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj