Dyskusja o wydarzeniach minionego roku. „Wojna na Ukrainie zdominowała polską i światową politykę”

(Fot. Radio Gdańsk)

W audycji „Śniadanie Polityków” Michał Pacześniak rozmawiał ze swoimi gośćmi: Karolem Rabendą z Partii Republikańskiej, Arturem Dziamborem z Konfederacji, Marcinem Horałą z Prawa i Sprawiedliwości oraz Kazimierzem Kleiną z Platformy Obywatelskiej o najważniejszych wydarzeniach politycznych ubiegłego roku. Wszyscy zebrani politycy zgodnie uznali za „temat numer jeden” wojnę na Ukrainie.

Marcin Horała zwracał uwagę na skalę pomocy, jaką Polska okazała Ukrainie. – Na miarę polskich możliwości robimy wszystko, co się da, i trudno się dziwić, bo nie chodzi o to, że mamy jakoś szczególnie kochać Ukraińców, o jakieś romantyczne porywy serca. Nie – twardy, kalkulowany na zimno, polski interes jest taki, żeby niszczyć rosyjskie czołgi i samoloty na Ukrainie rękami Ukraińców, żeby za parę lat nie trzeba było robić tego w Polsce rękami Polaków. Polska naprawdę stanęła tutaj na wysokości zadania mądrze kalkulowanej polityki realizacji interesu narodowego. Natomiast Zachód nie działa jako całość, to cały szereg państw, które mają swoje interesy, swoje kalkulacje. Oczywiście jest sporo państw Zachodu, z Niemcami na czele, którym ta wojna w ogóle jest bardzo nie w smak w tym sensie, że według nich byłoby dobrze, gdyby skończyła się nawet porażką Ukrainy, byle po prostu już się skończyła i można było wrócić do koncepcji dogadywania się z Rosją. Z drugiej strony to nie wypada: co powie opinia publiczna i tak dalej, więc mają politykę „chciałabym, a boję się”, siedzenia okrakiem na barykadzie – wskazywał.

Z kolei Kazimierz Kleina podkreślał, że pomoc należy oceniać w kategoriach długofalowych. – Oczywiście to, czy zrobiliśmy wszystko jako Polska, cała Unia Europejska czy NATO, okaże się za jakiś czas. Jestem przekonany, że to, co zostało zrobione do tej pory, to ogromny wysiłek Polski, a także innych krajów unijnych, i myślę, że bez tego wsparcia, jakie otrzymuje Ukraina, ona nie poradziłaby sobie i nie broniłaby się tak długo. Zależy nam na tym, żeby Ukraina wyszła z tej wojny zwycięsko, żeby mogła jak najszybciej odbudowywać swoją pozycję, gospodarkę i społeczeństwo, jakie żyje w czasie wojny. Myślę, że wszystkim w Polsce i Europie zależy na tym, żeby ta wojna jak najszybciej się skończyła i żeby można było normalnie funkcjonować i na Ukrainie, i w całej Unii Europejskiej. Jak wiadomo, ta wojna niesie także skutki dla całego świata i nie są to skutki pozytywne, chyba że dla producentów broni, którzy przy okazji wojen zwykle zacierają ręce i liczą dodatkowe zyski, ale przecież nie o to nam chodzi, tylko o to, żeby w Europie i Ukrainie zapanował pokój, i żeby stało się to możliwie jak najszybciej – zaznaczał.

Jako trzeci zabrał głos Karol Rabenda, który wskazywał na wielki wymiar konfliktu. – Jeśli chodzi o wojnę na Ukrainie, to zdominowała ona naszą polską, ale też europejską czy wręcz światową politykę w ubiegłym roku. Polska czy kraje naszego regionu, może poza Węgrami, stanęły na wysokości zadania, co pokazuje, jak przebudował się system bezpieczeństwa, bo takie rzeczy, których na co dzień nie dostrzegamy, a które są bardzo znaczące, jak przystąpienie do NATO Szwecji czy Finlandii, w zasadzie zmieniają cały charakter bezpieczeństwa w naszym regionie, a to też jest związane z wojną i warto to podkreślać. To, co było w tym roku ważnego i związanego z wojną, uwydatni się później; to są kwestie gospodarcze. Naszym celem powinno być to, żebyśmy wrócili do czasów pokoju, ale nie na takich warunkach, jak to było wcześniej, że można było budować sobie sojusz gospodarczy między największą gospodarką Unii Europejskiej ponad głowami innych państw UE z Rosją, co do której widzimy dzisiaj, jaka ona jest, jakim agresywnym jest krajem, jaki ma charakter, jaka jest jej polityka zagraniczna – sugerował.

Artur Dziambor zwrócił uwagę na to, jak wojna wpłynęła na sytuację w polskich szkołach. – Myślę, że wszyscy zgadzamy się co do tego, że ta wojna powinna jak najszybciej się zakończyć, i to sukcesem Ukrainy, i co do tego, że przede wszystkim Polacy stanęli na wysokości zadania, ponieważ to Polacy masowo rzucili się, żeby pomagać. Myślę, że możemy pochwalić też to, jak w tym momencie wygląda sytuacja w szkolnictwie, ponieważ mamy w systemie prawie dwieście tysięcy dzieci ukraińskich uchodźców. Na szczęście nie ma z tego powodu większych problemów, chociaż na początku wyglądało to bardzo źle, że będą choćby problemy logistyczne. Tych problemów nie ma. W tym roku szkolnym nie musimy na razie powoływać z tego powodu żadnych sztabów kryzysowych, więc należy się z tego cieszyć. Jeżeli chodzi o pomoc Ukrainie, to oczywiście my wykazaliśmy ją gigantyczną, natomiast Unia Europejska pomocy Polsce z tego powodu nie wykazała wystarczającej – ocenił.

Kolejnym ważnym wydarzeniem był spór z Komisją Europejską o środki z Funduszu Odbudowy. – Na razie rząd Zjednoczonej Prawicy robi wszystko, żeby te pieniądze do Polski nie dotarły, bo przecież rozwiązanie jest bardzo proste. Nie ma żadnych problemów z tym, żeby te środki znalazły się w budżecie państwa polskiego i mogły być wydawane na cele, które są przewidziane w Krajowym Planie Odbudowy. Mają być za nie finansowane także różnego rodzaju projekty w naszym województwie pomorskim, choćby przebudowa portów. W sprawie portu instalacyjnego i offshore’u Pomorze już przegrało na rzecz Pomorza Zachodniego. Przebudowa portów w Łebie i Ustce miała być finansowana, a wszystko stoi i nic się nie dzieje. W KPO wpisana była Gdynia jako port instalacyjny; Port Gdynia przygotowywał się do tego projektu, na który miały być przeznaczone środki właśnie z Funduszu Odbudowy i nie wiadomo dlaczego wiosną tego roku decyzją rady ministrów przeniesiono port instalacyjny do Gdańska, gdzie w czerwcu miał być rozstrzygnięty przetarg na budowę bazy dla portu instalacyjnego, ale nie został. Naszej Komisji Budżetu Finansów Publicznych na Pomorzu nie chciano nawet wpuścić do Portu Gdańskiego, żeby przyjrzała się, jak przygotowywany jest ten program – twierdził senator Kleina.

Do jego zarzutów odniósł się minister Rabenda. – Był wniosek o przeniesienie portu instalacyjnego z Gdyni do Gdańska, bo są tam większe możliwości budowy go w porcie zewnętrznym, co przy skali tego przedsięwzięcia jest zrozumiałe. Ta uchwała jest w mocy. To będzie część nadbudowy na nabrzeżu, które już istnieje, więc do „przetargu” jeszcze kawał drogi – poinformował.

Z kolei minister Horała wskazał na rolę polityków opozycji we wspomnianym konflikcie. – Jeśli chodzi o spór z Unią Europejską, mam wrażenie, że politycy naszej opozycji nie do końca wiedzą, a jadą do Brukseli i tam informują, jakie to złe rzeczy są w Polsce, a później mówią, że odblokowanie tych środków to prosta rzecz, a niestety jest to też efekt ich płytkiej propagandy na Zachodzie i wprowadzania wielu instytucji, co trzeba podkreślić, w błąd. Niestety poza sporem politycznym, bo jest to spór polityczny między Komisją Europejską czy Parlamentem Europejskim a Polską, do którego mamy prawo, a zresztą wiele krajów europejskich prowadzi jakieś spory z Brukselą, mamy ten problem, że musimy wiele rzeczy prostować, bo niestety część naszych polskich europarlamentarzystów z Koalicji Obywatelskiej po prostu prowadzi szeroko zakrojoną akcję dezinformacyjną przeciwko Polsce i trzeba to podkreślić. To niestety utrudnia dogadanie się czy zbudowanie prawdziwych partnerskich relacji, jakich oczekujemy, bo w odróżnieniu od naszej opozycji stoimy na stanowisku, że Polska powinna być traktowana w Unii Europejskiej po partnersku. Czasy, kiedy cokolwiek powiedziano w UE, to było przyjmowane w Polsce jak jakaś prawda objawiona, świętość, minęły, bo nie może tak być. Niezależne państwo, które jest w Unii Europejskiej, ma prawo do tego, żeby upominać się o swoje prawa, nawet jeśli nie podoba się to unijnym politykom – podkreślał.

Poseł Dziambor stwierdził natomiast, że winę za sytuację ponoszą rządzący. – Podstawa była jednak taka, że premier Morawiecki zgodził się na to, żeby Unia Europejska naciskała w ten sposób na Polskę. Był słynny lipiec, kiedy to premier wrócił, triumfalnie ogłaszając, że wynegocjował rekordowe sumy dla Polski, a potem w całej Polsce pojawiły się billboardy o 770 miliardach, ale nie powiedziano o tym, że Polska zgodziła się na wspólne unijne podatki i na gigantyczny kredyt na prawie 40 lat, który spłacać będą jeszcze ludzie, którzy już przeżyją polityków, którzy w ten kredyt wchodzą, i na powiązanie polskich pieniędzy z tak zwaną praworządnością, przy czym doskonale wiedzieliśmy, że ona gdzieś kiedyś wybuchnie. Wybuchła akurat w tym momencie, akurat w taki sposób. Nie wiem, co zamierza rząd. Stawiam, że w styczniu spotkamy się w Sejmie, gdzie Prawo i Sprawiedliwość przy pomocy części opozycji przegłosuje swojego koalicjanta Solidarną Polskę i pieniądze będą. Wtedy skończy się też dyskusja o tym, jak to Unia Europejska pomaga opozycji, żeby PiS nie rządził dalej po październiku. Szkoda, że w ogóle w to weszliśmy. Muszę powiedzieć, że tylko moje środowisko głosowało przeciwko temu – przypomniał.

Politycy skomentowali też zapowiadane przez rząd zmiany w przepisach wyborczych. – Oczywiście mogą być mniejsze komisje wyborcze, ale do tej pory zarzutu, że ktoś miał utrudniony dostęp do komisji wyborczej, nie było, więc jeżeli udałoby się zrobić to dobrze, nie będę się temu sprzeciwiał. Sednem problemu dotyczącego jasności, przejrzystości wyborów jest to, co dzieje się przed nimi, a nie przy samym akcie głosowania – stwierdził senator KO.

Z kolei wiceminister funduszy i polityki regionalnej wskazywał, że wprowadzone zmiany nie są duże, ale mogą bardzo pomóc wyborcom. – To bardzo proste organizacyjne, techniczne, kosmetyczne wręcz zmiany, które po prostu zwiększą dostępność głosowania dla wyborców i umożliwią tworzenie mniejszych obwodowych komisji wyborczych. Problem jest również w miastach. Chciałem zwrócić uwagę, że są tam gdzieniegdzie problemy wynikające z tego, że są zbyt duże komisje wyborcze. Po prostu jest to technicznie trudne, brakuje miejsca w urnach, ludzie stoją w kolejkach już po zamknięciu lokalu, liczenie trwa bardzo długo, więc generalnie byłoby dobrze, gdyby było więcej mniejszych obwodowych komisji wyborczych, czy to na terenach wiejskich, czy na miejskich, plus prawo do dowiezienia tych osób, które mają ograniczoną mobilność, plus prawo do tego, żeby były przynajmniej dwa połączenia z takich niewielkich miejscowości do lokali wyborczych, więc wydaje mi się, że nie powinno to podlegać dyskusji – ocenił.

Poseł Konfederacji ocenił profrekwencyjny charakter zmian. – Nie boję się wyborców. Cieszę się, że będzie ich więcej. Jest jakiś projekt, który ma zwiększyć frekwencję. Wiemy doskonale, że PiS-owi to pomoże, ale trudno, będę przekonywał tych wyborców do tego, żeby nie głosowali na PiS. Oczywiście możemy rozmawiać o kosztach, które będą poniesione, o tym, że obowiązki będą zrzucone na samorząd, żeby zająć się ludźmi, którzy będą mieli być obsłużeni w ten sposób, ale jest to projekt profrekwencyjny, a skoro tak, to raczej należy go poprzeć. Dopisałbym do tego jeszcze dyskusję o głosowaniu przez internet. Myślę, że jesteśmy już w tym miejscu, w którym możemy zacząć dyskutować o tym poważnie. Mamy już funkcjonującą aplikację mObywatel, a e-voting jest czymś, co ewidentnie stanowi przyszłość dla rozwiniętych społeczeństw, które też funkcjonują jako demokracja bezpośrednia – zauważał.

Wreszcie wiceminister aktywów państwowych zwrócił uwagę na problemy, w rozwiązaniu których mogą pomóc zmiany. – Nie wiem, dlaczego ktoś, kto żyje w dużym ośrodku, ma mieć komisję wyborczą po drugiej stronie ulicy, a ktoś, kto mieszka w małej miejscowości, musi organizować sobie transport, zwłaszcza jeśli jest to osoba starsza. Nie wszyscy mają samochody. Nie wiem, dlaczego ten wysiłek wyborczy musi być nakładany, a właśnie trudności komunikacyjne to przez lata był powód mniejszej aktywności wyborczej tych osób. Ktoś z mniejszej miejscowości wie, że jeśli jest kilka połączeń autobusowych między miejscowościami, to niekoniecznie ten autobus dojeżdża do komisji wyborczej, bo on może dojeżdżać do miasteczka, a nie do sąsiedniej wsi, gdzie w szkole jest zorganizowany punkt wyborczy; to jest trudność. Oczywiście lewicowo-liberalna opozycja zawsze wieszała na tych ludziach psy za to, że „nie chcą” chodzić na wybory. Nie, było trudniej i jest trudniej, a my tą zmianą kodeksu wyborczego chcemy to naprawić – podkreślił.

Posłuchaj całej audycji:

MarWer

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj