Roszady w gdańskim magistracie jak na Kremlu. „Mamy do czynienia z putinizacją urzędu?”

W gdańskim magistracie doszło do zaskakujących zmian na stanowiskach wiceprezydentów miasta. Dlaczego funkcję tę przestał pełnić Alan Aleksandrowicz? Nad tym w audycji „Studio Polityka” zastanawiali się Jarosław Popek i Piotr Kubiak oraz ich goście: Marek Formela z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeze24.pl, Andrzej Potocki z tygodnika „Sieci” i portalu wpolityce.pl oraz Krzysztof Puternicki, bloger, podróżnik i publicysta.

– Mnie to przypomina roszady na Kremlu. Kiedy znika Szojgu, wszyscy na świecie zastanawiają się, dlaczego. Potem znika głównodowodzący frontem wschodnim generał Dwornikow i do tej pory nie wiadomo, gdzie się podział. Czyżbyśmy mieli do czynienia z putinizacją urzędu prezydenta Aleksandry Dulkiewicz? – zastanawiał się Andrzej Potocki.

– Alan Aleksandrowicz mógłby być mentorem niektórych swoich współpracowników. Poziom jego kompetencji mógł być kłopotem. Żeby było zabawniej, odwołany Alan Aleksandrowicz wraca tam, skąd przyszedł. Ale żeby wrócił tam, skąd przyszedł, rada nadzorcza musi odwołać obecnego prezesa i powołać nowego. Rozumiem, że wszystko odbywa się transparentnie, jest postępowanie konkursowe i są przesłuchania kandydatów. Mamy jutro święto demokracji i wolności, więc posiedzenie tej rady doskonale by je dekorowało – mówił Marek Formela.

– W mojej ocenie pan Aleksandrowicz był najbardziej kompetentną osobą w magistracie. Jego nagłe odejście jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe – zaznaczył Krzysztof Puternicki. Podróżnik i publicysta odniósł się także do hipotezy, według której prezydent Aleksandra Dulkiewicz planuje startować w wyborach do Parlamentu Europejskiego. – O tym, że pani prezydent ma ambicje europejskie, wiemy chociażby z czasu, jaki spędza w magistracie. Sam byłem świadkiem wyznań urzędników, którzy nie są w stanie umówić się z panią prezydent na spotkanie ze względu na to, że nie ma ona czasu. Jest święto demokracji, na którym byłem rok i dwa lata temu. Będzie tam Tomasz Lis i oczywiście pan Bodnar, jest cała plejada wspaniałych demokratów, którzy spotykają się obok Sali BHP. Andrzej Gwiazda powiedział mi, że granicą wolności jest granica odpowiedzialności. Dla mnie to święto demokracji to kolejna szopka – ocenił.

W środę sąd w Gdańsku uniewinnił eurodeputowaną Koalicji Obywatelskiej Magdalenę Adamowicz. Kobieta odpowiadała za błędne rozliczenie podatku za najem mieszkań i ukrywanie dochodów. Do zaskakującej decyzji wymiaru sprawiedliwości odnieśli się publicyści w audycji „Studio Polityka”.

– Mamy przykład działalności tak zwanej kasty. Są równi i równiejsi, swoich się nie skazuje. Kwestia była ewidentna: pani Magdalena Adamowicz nie zapłaciła podatku i należało dać jej wyrównanie i domiar. To pokazuje całą tragedię polskiego sądownictwa. Z jednej strony mówią o UE i autorytaryzmie w Polsce, a cokolwiek nie skończy się w sądzie, i tak wygrywa tam Platforma. Do tej pory żadna reforma nie objęła tych ludzi – zauważył Andrzej Potocki.

– Niewątpliwie uniewinnienie Magdaleny Adamowicz od zarzutu zagadkowego posiadania kilkuset tysięcy złotych pokazuje, że w opresyjnym państwie niezależność sądu i niezawisłość sędzi Kuciel wypełnia cnoty konstytucyjne. Ten wyrok oznacza, że wraca do łask dziadek pani Magdaleny i jego szczęśliwy los w czasie II wojny światowej. Na robotach przymusowych można było przywieźć teczkę pieniędzy. Mojej babci niestety się to nie udało, cudem uratowała życie, ale byli tacy dziadkowie, którzy podczas II wojny światowej zgromadzili ogromny majątek, który posłużył wielkiej karierze publicznej wnuków i prawnuków – podkreślał Marek Formela.

– Co punkt siedzenia, to punkt widzenia. Spotkałem się z ciekawym komentarzem osoby, która jest nieprzychylna władzy centralnej, ale dostrzega pewne patologie w sądownictwie. Usłyszałem, że to kwestia niekompetencji i kolejny dowód na niesprawność prokuratury krajowej, która nie jest w stanie dać sobie rady – mówił Krzysztof Puternicki.

Komentatorzy rozmawiali także na temat sytuacji na Ukrainie, gdzie wciąż zablokowany jest port w Odessie. Z tego powodu niemożliwy jest eksport zbóż, a wielu krajom grozi głód. Jak zauważyli publicyści, może to wkrótce wywołać falę migracji z Afryki, podczas gdy Unia Europejska wciąż nie wsparła finansowo Polski, która pomaga uchodźcom ukraińskim.

– Ze strony Unii Europejskiej nie płyną żadne pieniądze na obsługę olbrzymiego budżetu przeznaczonego dla uchodźców. Uchodźca różni się od emigranta tym, że po zakończeniu konfliktu wraca do swojego państwa. Obserwujemy to na granicy polsko-ukraińskiej. Kiedy tylko można, Ukraińcy wracają do siebie. Zwolennicy nowego ładu demokratycznego, którzy atakowali Polskę przez Puszczę Białowieską, pozostają tu na zawsze. Federacja Rosyjska nie jest państwem, w którym decydują krótkotrwałe emocje, ale to wielka i dobrze pomyślana polityka. To ta polityka, która kazała przepychać emigrantów przez Puszczę Białowieską i jest korelowana z polityką Erdogana. Łatwo sobie wyobrazić, że Turcja będzie za chwilę ważnym elementem kształtowania wewnętrznych relacji w Europie – komentował Marek Formela.

– Szykuje się poważna historia w związku z niemożnością eksportu zboża ukraińskiego do Afryki. Jedynym rozwiązaniem są konwoje NATO. Jeszcze w tym roku może się to skończyć tym, że wygłodniali Afrykanie runą z powrotem do Unii Europejskiej. Prawdopodobnie nie dostaniemy pieniędzy na uchodźców. Kiedy za kilka miesięcy Unia Europejska będzie atakowana przez miliony emigrantów z Afryki, powiemy „przepraszamy, to nie nasza sprawa, mamy trzy miliony uchodźców z Ukrainy” – podkreślał Andrzej Potocki.

– Kierunek południowo-odeski jest o tyle ciekawy, że poza zbożem mamy tam kilka procent światowego wydobycia uranu. Tam są gleby, które są naszpikowane pierwiastkami ziem rzadkich. Sam byłem tam niespełna dwa miesiące temu. Tam jest kopalnia obok kopalni. To odcięcie nie tylko od zboża, ale też od złoża – przypomniał Krzysztof Puternicki.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj