Skandaliczne słowa dyrektora ECS. W „Studiu Polityka”: Basil Kerski napluł w twarz 10 mln Polaków

Szef Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku Basil Kerski, który jest związany z Niemcami, poucza Polaków w kwestii demokracji. Dyrektor ECS powiedział: „wydaje mi się, że my, w Polsce, nie dojrzeliśmy do niepodległości, do demokracji”. Został on niedawno wybrany na kolejną kadencję zarządzającego ECS. Między innymi na ten temat Jarosław Popek i Piotr Kubiak dyskutowali w programie „Studio Polityka” z Markiem Formelą z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeże24.pl oraz Andrzejem Potockim z tygodnika „Sieci” i portalu wPolityce.pl.

– Basil Kerski jest chyba urzeczony kolejną kadencją dostatku i dobrostanu, który zapewniają mu gdańscy i polscy podatnicy – bo fundacja jest, nie wiedzieć czemu, europejska. No ale jest Europejskie Centrum Solidarności, a może Gdańskie Centrum Solidarności albo po prostu Centrum Solidarności byłoby bardziej stosowna nazwą. Dyrektor ECS stracił kontakt z samym sobą i z rzeczywistością. Ale tak naprawdę napluł w twarz dziesięciu milionom Polaków, w tym kilkunastu tysiącom robotników gdańskiej stoczni (która znajduje się tuż za jego eleganckim biurem), dzięki którym do Polski wróciła i niepodległość, i demokracja. I to pokazuje bezmiar nieodpowiedzialności i bezmiar utraty krytycyzmu przez pana Kerskiego – moim zdaniem dyskwalifikujący go do pełnienia funkcji dyrektora ECS. Dobrze, że ktoś przeciwko jego kandydaturze jednak na posiedzeniu komisji konkursowej głosował; niedobrze, że człowiek który miarą swojej niepodległości uczynił dostęp do mieszkania w Berlinie, okupiony zmianą nazwiska i obywatelstwa, chce być mentorem polskiego myślenia o niepodległości, polskiego myślenia o demokracji. W mieście, w którym demokracja wysiłkiem społecznym się narodziła, w mieście, w którym żołnierze Westerplatte o tę niepodległość walczyli. W mieście, w którym jego nowi rodacy z państwa niemieckiego mordowali w biały dzień gdańskich pocztowców. Człowiek ten moim zdaniem utracił prawa honorowe do funkcjonowania w społeczności gdańskiej – powiedział Marek Formela.

– Człowiek, który dobrowolnie zrzekł się polskiego obywatelstwa na rzecz obywatelstwa niemieckiego (a wcale nie musiał tego robić, tylko chodziło o jakieś tam mieszkanie) po prostu starał się być „świętszy od papieża”. Przebywając w Niemczech spotkałem się z takimi postawami Polaków, którzy próbowali być bardziej niemieccy od Niemców, mimo że bardzo kiepsko mówili po niemiecku, o ile w ogóle. Nie wiem, czy tak było w przypadku Basila Kerskiego, ale nie będzie mi facet, który postąpił w ten sposób, mówił, czy Polska dorosła do demokracji, czy nie. Niech on sobie analizuję postawę rządu niemieckiego i tamtejszej demokracji, która pozostawia wiele do życzenia, choćby w kwestii wolności słowa – dodał Andrzej Potocki.

– Z tego, co widzimy, ta demokracja w Berlinie dostała jakiegoś wielkiego uszczerbku. Tam trzeba będzie powtórzyć wybory na skutek niedoskonałości systemu i głębokich nieprawidłowości. Proszę więc uderzać się we własne pierś – podsumował Marek Formela.

Ale nie tylko słowa Kerskiego wywołały ogromne kontrowersje. Natomiast polski pisarz Stefan Chwin stwierdził, że „Niemcy po drugiej wojnie światowej byli bardziej poszkodowani niż Polska, bo u nas nie było chociażby nalotów dywanowych takich, jak w Dreźnie czy Hamburgu” i odniósł się do spraw reparacji stwierdzając, że „on nie miałby sumienia, bo przecież to szło by z kieszeni niemieckich i komu miałby zabrać: swojej tłumaczce, która dla niego pracuje, czy biednej studentce z Monachium, która ledwo wiąże koniec z końcem”.

– Czy obecna polityka Niemiec w stosunku do Polski nie wynika stąd, że Polska zaczyna się wyłamywać, wyrywać z objęć niemieckich, w których była przez ostatnie wiele lat? – pytał Jarosław Popek.

– Rząd Polski stara się tę politykę przestawić na tory bardziej suwerenne niż była za czasów PO-PSL. Inne są bowiem założenia tej doktryny politycznej partii rządzącej, która stawia na siłę naszego kraju i na samodzielność, a nie na płynięcie w głównym nurcie – tak, jak to robił rząd PO-PSL – i zwalania wszystkiego na Europę. A de facto sprowadzało się to do słuchania Berlina w kwestiach polityki zagranicznej tłumacząc się tym, że Polska jest w Unii Europejskiej i musimy swoją politykę prowadzić tak, jak prowadzi główny nurt Europy, co jest kompletną bzdurą. Nie podważam w ten sposób sojuszu polsko-niemieckiego ani samej idei Unii Europejskiej; to jest zupełnie normalna rzecz, że kraje mają różne interesy – inne interesy mają Niemcy, inne interesy ma Polska – i czasem dochodzi do konfliktów, nawet poważnych. Wtedy musimy mieć własne zdanie i w tym kierunku idzie rząd Zjednoczonej Prawicy, odwrotnie aniżeli robiła to obecna opozycja a ówczesny rząd przed 2015 rokiem. Jeśli zaś chodzi o te wypowiedzi, można powiedzieć uwłaczające, to po pierwsze w kwestii zniszczeń ktoś, kto wypowiada takie zdanie kompromituje się dlatego, że nie zna dokładnie historycznej sytuacji, w jakiej po wojnie znalazły się Niemcy, a w jakiej Polska. Owszem, z pozoru wyglądałoby to tak, że ponieważ większość niemieckich dużych miast było zrównanych z ziemią przez naloty Brytyjskie i Amerykańskie, niemniej jednak cały kapitał z którym Niemcy przystępowali do wojny – mam na myśli po prostu pieniądze niemieckiego przemysłu – ocalał. Natomiast Polska została mniej zniszczona niż Niemcy (poza oczywiście Warszawą, która była zrujnowana w ponad 80 procentach), natomiast zostaliśmy po prostu okradzeni z majątku narodowego. Okradzeni głównie przez Niemców, ale do tego dołożyli się również Rosjanie, pięćdziesiąt lat komunizmu też nie pchało naszej gospodarki i naszego kraju do tego, żeby być w czołówce Europy. Gospodarka komunistyczna wymagała więcej do życzenia i bardziej nas cofała w rozwoju, aniżeli rozwijała. Ale komunizm był konsekwencją drugiej wojny światowej, czyli tego ataku Niemiec na Polskę – mówił Andrzej Potocki.

W audycji szeroko został omówiony także temat komisji, której powstanie zapowiedzieli premier Mateusz Morawiecki i prezes PiS Jarosław Kaczyński, a która ma zbadać rosyjskie wpływy na polską politykę energetyczną i całą gospodarkę, głównie z czasów rządów Platformy Obywatelskiej. Czy jednak taka komisja powstanie? Nie wiadomo.

– W tamtych latach, za czasów rządu PO-PSL, mieliśmy do czynienia z bardzo dziwnymi działaniami Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego i Waldemara Pawlaka. Mieliśmy kontrakt, który tak naprawdę uzależniałby od dostaw gazu z Rosji do 2037 roku. Czy ta komisja powstanie? Co wyjaśni? Dodam, że wciąż pojawiają się nowe dokumenty w tej sprawie, ostatnie z nich są sprzed zaledwie kilku dni – rozpoczął rozmowę Piotr Kubiak.

Prowadzący program przypomniał również, że Donald Tusk mówił wówczas, że nie ma żadnego powodu, aby Rosjanie nie prowadzili w Polsce biznesu energetycznego i żeby np. nie kupili Lotosu.

– Dostrzegam zakłopotanie po stronie Platformy Obywatelskiej, po stronie liderów. Znane jest nam to także z opłotków trójmiejskich. Przypominam dziecięcą radość prezesa Rady Ministrów i prezesa Olechnowicza, kiedy przypłynął do Polski pierwszy i jeden jedyny tankowiec z ładunkiem ropy naftowej Saudi Extra Light. Sytuacja o tyle dziś się zmieniła, że dzięki staraniom PKN Orlen zbudowano wielki koncern i Polska ma prawo nie do jednego tankowca, ale ma umowę i porozumienie o olbrzymiej skali, które pozwalają na ubezpieczenie polskiego rynku paliw dostawami rzędu 20 mln ton ropy. Mamy prawo do sięgnięcia po zasoby Arabii Saudyjskiej. Ponadto dwa dni temu minister Moskwa podpisała z ministrem gospodarki Niemiec, wicekanclerzem Habeckiem porozumienie, że polski terminal paliwowy w Gdańsku i polskie rurociągi będą alternatywnym źródłem zasilania niemieckich elektrowni, które na skutek sankcji (wchodzących w życie 1 stycznia przyszłego roku) byłyby pozbawione paliwa. To dygresja, ale pokazująca szerszy kontekst funkcjonowania i sposobu myślenia polityków PO o rynku paliwowym. Słuchając Marcina Horały, który mówił o ponad dziesięciu latach, które będą przedmiotem wiwisekcji komisji weryfikacyjnej, natrafiłem na materiał dotyczący braku informacji na temat tych działań podejmowanych przez rząd Donalda Tuska. Ówczesny poseł PiS Andrzej Jaworski w wypowiedzi dla „Gazety Gdańskiej” skarżył się, że rząd Tuska uniemożliwia posłom zdobycie informacji na temat planów strategicznych związanych z prywatyzacją Lotosu. Z zamiarami, które wówczas nieustannie cyrkulowały wokół propozycji rosyjskich. Chwilę wcześniej – w grudniu 2010 roku – prezydent Miedwiediew był w Warszawie. Z tej okazji odbył się tradycyjny wystawny raut dyplomatyczny i jednym z gości tego rautu – a było to grono bardzo elitarne – był prezes gdańskiej grupy Lotos Paweł Olechnowicz. Mamy więc do czynienia z przeplataniem się informacji, których bezpośredni charakter wydaje się bagatelny, ale ujęte w ciąg zdarzeń, w pewien proces myślenia o polskiej branży paliwowej w sposób interesujący (podczas pracy komisji weryfikacyjnej) pokażą sposób wywłaszczania państwa polskiego, mówiąc wprost – społeczeństwa polskiego, z aktywów energetycznych, bez których dziś bylibyśmy jak bezbronny niemowlak na rynku europejskim – mówił Marek Formela.

– A może dowiemy się też, jakie cele przyświecały Donaldowi Tuskowi? Z dokumentów, które zostały ujawnione – chodzi o rok 2008, przed wizytą Donalda Tuska w Moskwie – wynika, że Ministerstwu Spraw Zagranicznych chodziło o uzyskanie pozytywnej politycznej oceny przez władze Federacji Rosyjskiej oraz Unii Europejskiej. Z perspektywy Rosji takim celem miało być potwierdzenie woli długofalowej współpracy z Rosją przez Tuska, którego uważano za przyszłego prezydenta – zastanawiał się Piotr Kubiak.

– Panowie politycy nie chcą się uderzyć w piersi i przyznać się do tego, że w stu procentach popierali import gazu z Rosji. Problem polega na tym, że w tamtym czasie wszyscy handlowali z Rosją. I nie o to mam pretensje do rządu Donalda Tuska. Ale powstaje zasadnicze pytanie: dlaczego obok tego, że handlowaliśmy z Rosją, podpisywaliśmy też bardzo niekorzystne finansowo kontrakty, czego dowodem jest kontrakt na gaz, podpisany przez Pawlaka, który miał działać aż do 2045 roku. I byliśmy w pierwszej trójce krajów, które płaciły za rosyjski gaz najwięcej. To pierwsze pytanie, na które nie znajduję odpowiedzi: dlaczego ten kontrakt był tak niekorzystny, dlaczego został podpisany i dlaczego na ten kontrakt była zgoda? Mam nadzieję, że po ujawnieniu przez komisję dokumentów poznamy na to odpowiedzi. Druga sprawa, która jest bardzo istotna z punktu widzenia państwa i z punktu widzenia polityki (prorosyjskiej, dziwacznej, absolutnie jednostronnej ze strony rządu PO-PSL), jest kwestia gazoportu, czyli alternatywnych źródeł energii. W 2007 roku, za czasów rządów PiS i LPR, powstał pomysł i została założona spółka, która miała budować właśnie gazoport. Potem PiS stracił władzę, przejął ją rząd PO-PSL pod wodzą Donalda Tuska. I w 2011 roku Tusk dokonał oficjalnego położenia kamienia węgielnego pod tę inwestycję. I teraz jest pytanie: dlaczego budowa gazoportu tak bardzo się przedłużała? To wyglądało tak, jakby ktoś celowo przedłużał otwarcie tego obiektu. Dopiero po przejęciu władzy przez PiS ten gazoport został otwarty i pierwszy statek wpłynął w listopadzie 2015 roku z katarskiego portu. Rodzi się tu kolejne pytanie: dlaczego dwie kadencje rządu PO-PSL nie doprowadziły do otwarcia gazoportu w normalnym trybie budowy, tylko ta budowa była ewidentnie przedłużona. To dwie podstawowy sprawy, których chciałbym się dowiedzieć z prac komisji; dwie sprawy, które bardzo poważnie obciążają rząd PO-PSL – wskazywał Andrzej Potocki.

– Jako społeczeństwo powinniśmy mieć pełną wiedzę o przesłankach podejmowania najważniejszych decyzji w obszarze niezwykle wrażliwym, newralgicznym dla bezpieczeństwa kraju przez rząd, którego nadrzędną zasadą była prywatyzacja i wyprzedaż majątku narodowego. W tym kontekście dla Pomorza takie emblematyczne sprawy, jak próba sprzedania za wszelką cenę gdańskiej rafinerii grupy Lotos partnerowi rosyjskiemu, uruchomienie przez ministra Grada z prezesem Olechnowiczem umowy o współpracy przy procesie prywatyzacji, zakładającego pełną współpracę, wymianę informacji i wsparcie działań resortu w tym zakresie przez spółkę. To wszystko wymaga rzeczywiście pokazania, ponieważ jest wiele okoliczności różnego charakteru, w tym także charakteru politycznego, pokazujących, że nie tylko chodzi o to, że wówczas cała Europa starała się intensywnie współpracować z partnerem rosyjskim, ale trzeba ustalić, gdzie została przekroczona ta linia demarkacyjna bezpieczeństwa energetycznego Polski. Dlaczego motywy ideologiczne, że państwo nie ma żadnych przesłanek, żeby sprzedawać, były ważniejsze niż szanowanie polskiej suwerenności. Tę wiedzę władze publiczne w toku prac komisji weryfikacyjnej powinny nam zapewnić, a przy okazji pewnie pojawią się różne ciekawe imponderabilia – wyjaśniał Marek Formela.

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj