„Solidarność” jako instytucja społeczna. Czwarta debata z okazji 40-lecia powstania związku

„Solidarność” to nie tylko związek zawodowy, ale także wielka organizacja społeczna. Co było kluczem do jej masowego sukcesu? O tym rozmawiali uczestnicy czwartej i ostatniej debaty radiowej zorganizowanej na 40-lecie powstania związku. Gośćmi Jarosława Popka byli: Kazimierz Janiak – prezes Stowarzyszenia Krzewienia Edukacji Finansowej i były działacz opozycji, dr Daniel Wincenty – naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Gdańsku oraz Mateusz Smolana – dyrektor Instytutu Dziedzictwa Solidarności.


– Droga do tego sukcesu miała swój początek znacznie wcześniej. Jest kilka przełomowych dat. Chociażby to, że Polacy nigdy nie pogodzili się z porządkiem po II wojnie światowej. Ta chęć posiadania i odzyskiwania wolności była budowana w rodzinie, z której każdy z nas się wywodził. Trzeba wziąć pod uwagę wiele wydarzeń historycznych, które miały miejsce – rok ’56, ’68, ’70, ’76 i wydarzenia w Radomiu, ale również przywołać ogromną postawę Kościoła, która budowała naród, dawała ogromną siłę i moc. Co w punkcie kulminacyjnym, w dniu wyboru Jana Pawła II, 16 października 1978 roku, tknęło jeszcze nową iskrę nadziei na odzyskanie niepodległości, ale przede wszystkim samodzielności i samostanowienia o sobie. Zawsze mówię, że „Solidarność” powstała 2 czerwca na Placu – nomen omen – Zwycięstwa. W czasie pamiętnej mszy świętej zgromadzeni uwierzyli, że nie są sami. To wspólne pokrzepienie, które dał Jan Paweł II, w moim przekonaniu było tym, co Polaków porwało. Ale trzeba też wspomnieć o ruchach które wtedy powstawały: o Komitecie Obrony Robotników, Wolnych Związkach Zawodowych, następnie Ruchu Obrony Człowieka i Obywatela, a w sensie akademickim – Studenckich Komitetach Solidarności. To wszystko stanowiło przyczynek – ocenił Kazimierz Janiak.

Fakt, że udało się przyciągnąć do związku aż 10 milionów osób, w opinii doktora Daniela Wincentego częściowo był spowodowany konformizmem. – Wstępują członkowie rodziny, wstępują ludzie w zakładzie pracy, koledzy. Część ludzi porwana została tym dobrym pędem, na zasadzie przyłączenia się, bo niemal całe otoczenie zapisane było do „Solidarności”. Ale myślimy także o początkach, gdy ryzyko było znacznie większe, kiedy nie wiadomo było, czy władza komunistyczna się zgodzi na legalizacją związków, czy pierwszych działaczy nie zwinie po prostu Służba Bezpieczeństwa. To są takie mechanizmy, które są dla naukowca bardzo frapujące, ale niewdzięczne, bo nieuchwytne. To wydaje się być bardzo zasadne, gdy mówimy o czynniku papieża. Mnie myśl, że Duch Święty może działać i wspierać, jest bardzo miła, natomiast z punktu widzenia naukowca chciałbym widzieć znaki takiego oddziaływania. Niewątpliwie trzeba powiedzieć, że to, że więzy miedzy ludźmi mogły zawiązywać się dość swobodnie, że ludzie robili to bez strachu, że nie zastanawiali się, czy ten lub inny człowiek dopiero co poznany nie jest prowokatorem czy donosicielem SB, było w tamtym momencie bardzo pomocne, a słowa papieża o godności człowieka i wewnętrznej wolności każdego niewątpliwie bardzo inspirowały – powiedział naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Gdańsku. 

– Rola Jana Pawła II jest oczywista. Wystarczy spojrzeć na historyczne zdjęcia bramy nr 2 i innych strajkujących zakładów, że Jan Paweł II i Matka Boska Częstochowska to były ikony, tarcze chroniące robotników. Jan Paweł II był Polakiem, to na pewno też integrowało Polaków, był autorytetem ponadnarodowym, był papieżem całego świata chrześcijańskiego. To miało na pewno niezwykle ważny wpływ i działało w sposób mobilizujący, integrujący i dający poczucie, że za strajkującymi jest jeszcze jakaś dodatkowa siła. Więc nie tylko umiejętność samoorganizacji, pewne doświadczenia historyczne, sam kryzys społeczno-gospodarczy, który był bezpośrednią przyczyną strajków, ale także duchowość i obecność Jana Pawła II była niezwykle ważna – zauważył Mateusz Smolana.

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj