„Wezwania do wymyślania nowych form zasilania frontu” w Rosji. Felieton Piotra Semki

(Fot. Radio Gdańsk)

Hasło „Mobilizacja jak najwięcej ludzi na potrzeby frontu na Ukrainie” jest dziś hasłem, nad którym pochylają się urzędnicy – wysocy, średni i ci na samym dole urzędniczej drabiny – pisze Piotr Semka, historyk, publicysta i dziennikarz.

Zwolennicy uwięzionego rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego przekazali mediom informację o tym, że w łagrach i więzieniach zaczęli pojawiać się „kaperownicy” od Jewgienija Prigożyna. Prigożyn to człowiek, który ma bliskie kontakty z Kremlem i który finansuje najsłynniejszą rosyjską prywatną armię – tak zwaną Grupę Wagnera. I oto na filmiku, który przedstawili mi zwolennicy Nawalnego, widać człowieka przypominającego Jewgienija Prigożyna, który informuje więźniów, że sytuacja na Ukrainie jest trudna i że Rosja potrzebuje wyłącznie walecznych żołnierzy. Oferta jest dosyć atrakcyjna: za sześć miesięcy służby można zdobyć darowanie win.

Nie jest to zresztą nowy wynalazek – już w czasie II wojny światowej wielu więźniów łagrów kierowano do oddziałów frontowych. Starzy „frontowcy” pamiętają ich jako oddziały, które ubrane były w same waciaki obozowe, bo nawet w mundury nie chciano ich wyposażyć. Teraz okazuje się, że tych więźniów na froncie może być do 60 tysięcy. Oznaczałoby to, że co dziesiąty więzień w Rosji może walczyć na froncie.

OBAWY PRZED ROZPADEM KRAJU

W Rosji nasiliły się też wezwania do wymyślania nowych form zasilania frontu. Oto nieformalny przywódca Czeczenii, choć z nadania Putina, Ramzan Kadyrow, zaproponował, by doprowadzić do decentralizacji i samodzielnej mobilizacji. Każdy rejon Rosji miałby wyposażyć ponad tysiąc osób, co według wyliczeń Kadyrowa stworzyłoby siłę około 85 tysięcy żołnierzy. Bywa, że co trzeźwiejsi oficerowie armii rosyjskiej wskazują, że takie oddziały byłyby zaczątkiem prywatnych legii poszczególnych gubernatorów i z czasem mogłoby to doprowadzić do powolnego rozprzęgania się Rosji, w której są bardzo różne rejony, od kazańskich Tatarów poprzez wspomnianą już Czeczenię Kadyrowa po republiki, w których są wyraźne wpływy oddolne, aby na przykład Syberia szła swoją drogą. A w Rosji wizja rozprucia się kraju według szwów narodowych jest bardzo silną obawą.

Ale problem jest jeszcze jeden, jak wskazują wojskowi: następcy być może będą chętnie wchodzić w szeregi wojska, aby uzyskać amnestię i wyrwać się z szarzyzny głodowej rzeczywistości, ale pytanie, czy będą zdyscyplinowanymi żołnierzami? Czy na przykład nie będą autorami samowolnych zbrodni lub też zawłaszczeń? No i ostatnie pytanie: czy koniec końców instynkt rabusiów nie zwycięży u nich nad instynktem wojowników? Pruski król Fryderyk wmawiał swoim oficerom, że żołnierz na polu walki powinien bardziej bać się swojego feldfebla niż przeciwnika i tylko w ten sposób Prusy będą wygrywać wojny, a w Rosji może dojść do sytuacji, w której sierżant może zacząć bardziej bać się swoich własnych żołnierzy niż Ukraińców po drugiej stronie linii okopów.

Posłuchaj:

Piotr Semka/MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj