Gdy Berlin mówi, że pomoże, to trzeba się zastanowić, co ma na myśli. Felieton Piotra Semki

(Fot. Radio Gdańsk)

Być może w Polsce mało kto zwróci na to uwagę, ale 7 czerwca tego roku w Wilnie doszło do bardzo interesującej konferencji. Do miasta przybył kanclerz RFN Olaf Scholz i powiedział, że Niemcy są gotowe wzmocnić swoją obecność wojskową na Litwie. Tam przy okazji spotkał się z tamtejszym prezydentem oraz z premierami Łotwy i Estonii.

– Musimy wzmocnić nasze zaangażowanie we wschodnią flankę, rozmawialiśmy o tym i musimy działać w tym kierunku – podkreślał Scholz.

Przywódcy trzech państw również zgodzili się, że trzeba wzmocnić zdolności obronne państw bałtyckich, a maksymalna gotowość już wzmocnionych sił w naszym regionie jest gwarantem bezpieczeństwa całego sojuszu. Litwini zrozumieli to tak, że niemieckie oddziały, które stacjonują w jednej z miejscowości w wys0kości 1600 żołnierzy, zostaną wzmocnione do około 3500. Mijają miesiące, niewiele się w tej kwestii zmieniło i oto niemiecka minister obrony narodowej Christine Lambrecht poinformowała, że „owszem, jednostki przybędą w razie zagrożenia, tyle że zajmie im to dziesięć dni, w trakcie których niestety Litwa będzie musiała sobie poradzić sama”. Politycy w Wilnie nie kryli zaskoczenia – „to nie jest zgodne z porozumieniem, które mamy”. Lambrecht powiedziała, że owszem, oddziały będą brały udział w regularnych ćwiczeniach, ale ich główna część stacjonować będzie w Republice Federalnej Niemiec.

– Niemcy potwierdzili, że pojawią się w razie zagrożenia – stwierdził minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis. – Zakładaliśmy jednak, że wszystko będzie wyglądać inaczej, że te oddziały będą po prostu stacjonować u nas w zwiększonej liczbie – dodał.

W tej sytuacji można tylko pokiwać głową, że kolejny raz, jeżeli Berlin mówi, że chce pomóc, to trzeba się trzy razy zastanowić, co to będzie znaczyło. Przypomnijmy, że gdy w maju zeszłego roku Niemcy deklarowali, że wyślą na Ukrainę bardzo dużą liczbę transportów opancerzonych, to nie dodali, że zgodę na to będzie musiał wydać Bundestag. Okazało się, że tam pojawiły się wątpliwości i w rezultacie ta broń dotarła w bardzo znikomej liczbie. Teraz okazuje się, że jeżeli kanclerz Scholz mówi, że zostanie wzmocniona obecność niemieckich oddziałów na granicy rosyjsko-litewskiej, to znaczy to dokładnie, że jak będzie się działo coś złego, to w ciągu dziesięciu dni mogą dojechać Niemcy. Problem w tym, że wtedy cała Litwa może być już zajęta przez armię rosyjską i być może RFN rozłoży wtedy ręce – skoro Litwa jest już okupowana przez Rosjan, to nie ma sensu nikogo wysyłać.

aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj