Zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza jako instrument gry politycznej. Felieton Piotra Semki

(Fot. Radio Gdańsk)

Sto lat temu z kul zamachowca padł prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Gabriel Narutowicz. To wydarzenie jest momentem, do którego odwołuje się część polskiej lewicy, aby odsądzać od czci i wiary cały obóz narodowy – pisze w swoim felietonie Piotr Semka, publicysta i dziennikarz.

W skrócie, najsprawniej dokonał tego zabiegu retorycznego Adam Michnik, mówiąc, że Polska dzieli się na spadkobierców Gabriela Narutowicza, czyli postępowych tradycji humanistycznych, oraz tych wszystkich, którzy wyznają w domyśle idee jego zamachowca, jego mordercy, Eligiusza Niewiadomskiego. Cały ten podział jest bardzo nieuczciwy, bo jest bardzo wygodny dla obozu postępowego. Po jednej stronie wyłącznie spadkobiercy zamordowanej ofiary. Po drugiej stronie ci, którzy w domyśle podsuwali wtedy mordercy uzasadnienia dla zabójstwa. Tak wcale nie było.

Była w Polsce cała duża część intelektualnej prawicy, która potępiała to morderstwo, która nie utożsamiała się z kampanią histerii, którą wykreowała wówczas część obozu narodowo-socjalistycznego. I na odwrót – byli też po stronie obrońców Narutowicza ci, którzy wskazywali, że jest to punkt wyjścia do tego, że należy dokonać przewrotu wojskowego. Tak naprawdę dużo z tych emocji stało potem za przewrotem stanu, jakiego dokonał Józef Piłsudski.

Jeżeli mamy mówić o problemie przemocy politycznej, to nie doprowadzi do niczego tak łatwe dzielenie sceny politycznej, sceny intelektualnej polskiej na tych, którzy są w oczywisty sposób dobrzy i którzy są spadkobiercami zmarłego prezydenta, a tych, którzy wtedy chcieli jego śmierci, a dzisiaj też mają najgorsze przekonania. Ten spór niestety pojawia się ostatnio w Polsce, kiedy wykreowano podobny podział wokół postaci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Okoliczności jego tragedii są do dzisiaj badane i są bardzo niejednoznaczne. Tworzenie z niego ikony, która dzieli wszystkich Polaków na tych, którzy mają krew na rękach, i tych, którzy są skupieni wokół jego pamięci, to jest droga donikąd. Ponieważ w ten sposób, zamiast wspólnie potępiać przemoc polityczną, wykorzystuje się daną tragedię do aktualnej walki politycznej, a to powoduje u wielu ludzi poczucie, że jest to instrumentalizacja tego dramatycznego tematu.

I tyle przy okazji setnej rocznicy śmierci Narutowicza można powiedzieć. To jest dzień, w którym powinniśmy pamiętać o tym, że w kraju, który szczycił się, że nigdy nie doszło w nim do królobójstwa, doszło do tragedii, która dotknęła pierwszego prezydenta RP. Ale wkraczanie na pole bezpośrednich wycieczek politycznych nigdy nie stworzy wokół tego tematu okazji do jakiejś szerszej wspólnej refleksji ponad podziałami. A taka refleksja Polsce jest bardzo potrzebna, gdyż emocje polityczne potrafią prowadzić bardzo często do aktów przemocy, takich, jakie dotknęły niedawno byłego marszałka senatu, pana Karczewskiego.

Zapalmy więc świeczkę ku pamięci Narutowicza i zastanówmy się, jak zwalczać nienawiść, ale nie używajmy tego do bezpośredniej gry politycznej.

Posłuchaj felietonu:

Piotr Semka

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj