Brak rozpoznawalnych twarzy stawia Polskę 2050 w roli młodszego brata PSL. Felieton Piotra Semki

(Fot. Radio Gdańsk)

W politycznej polskiej kuchni osobny rozdział to problemy Polski 2050. Jej lider Szymon Hołownia niedawno zasłynął wyjątkową kraksą wizerunkową.

Lider Polski 2050 wpadł na pomysł, że odwiedzi bezdomnych w jednym z zakątków Warszawy, przywiezie im drożdżówki, rozda, a potem – przy oczywiście przygotowanym fotografie – porozmawia troszeczkę z tymi ludźmi, którzy znajdują się na marginesie życia stolicy.

Pomysł był dobry, tylko – jak zwykle – zawiodła wyobraźnia. Szymon Hołownia, tak jak nakazują przepisy sanitarne, przy rozdawaniu ciastek włożył niebieskie gumowe rękawiczki. Gdy jednak wykorzystał je już do przekazania żywności, usiadł ze swoimi rozmówcami i – nie zdejmując ich – podawał rękę kolejnym przychodzącym bezdomnym.

Oczywiście stało się to podstawą podstawą do wielu złośliwych memów, że „oto jaśnie panicz przybył łaskawie do ludzi wykluczonych, ale podaje im dłoń w lateksowych rękawiczkach”. Hołownia nie zrozumiał, jak dużą rolę odgrywa obraz. Powinien zabrać ze sobą asystentkę, która rozdawałaby drożdżówki, a on sam nie nosiłby tych rękawiczek.

Ten kiks medialny, który na pewno nie pomógł Hołowni, przypomina znacznie szerszy problem. Jego zła passa trwa już od dłuższego czasu. Jest ona po części wynikiem niechęci jego wyborców do koalicji z PSL, który jest traktowany jako typowa partia establishmentowa, a z drugiej strony – coraz większej presji i zawstydzania ze strony Donalda Tuska, który przestrzega, że lider Polski 2050 wyłamuje się z frontu jednej listy i bierze na siebie odpowiedzialność za to, że opozycja nie zwycięży PiS-u w jesiennych wyborach.

„Gazeta Wyborcza” ogłosiła, że negocjacje pomiędzy PSL a Polską 2050 zostały zerwane. Politycy obu partii natychmiast zaczęli zaprzeczać, ale jedna informacja z sensacji, którą przekazywał dziennik, brzmiała wiarygodnie. Według tej relacji ludzie Hołowni żądali znacząco dużo jedynek na listach okręgowych. Dlaczego tak im na tym zależało? Ponieważ ta partia ma jeden problem, którego nie zwalczyła od momentu powstania tego ugrupowania – nie ma ona znanych, lokalnych twarzy. Ludzie Hołowni obawiają się, że PSL ma takich liderów. Nawet jak taka osoba nie będzie miała pierwszego miejsca na liście, to z racji swojej popularności czy rozpoznawalności przez wyborców może przeskoczyć wskazanego przez lidera Polski 2050 kandydata.

To pokazuje jak w soczewce całą słabość ruchu Hołowni. Doskonale nadawał się on do wyborów prezydenckich. Wtedy bezimienne masy w Przemyślu, Szczecinie czy Suwałkach mogły lansować swojego lidera. Tam wszystko jest łatwe, jednak w wyborach lokalnych trzeba mieć osoby, które są rozpoznawalne przez wyborców. Hołownia tego nie ma i to stawia go w roli młodszego brata PSL – a stąd już tylko droga do wzajemnych podejrzeń i irytacji, które znacznie utrudnią stworzenie wspólnej listy.

Przed Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Szymonem Hołownią jeszcze wiele trudnych momentów. Można powiedzieć, że chyba troszeczkę poczekamy, zanim powstanie lista. Są i tacy, którzy twierdzą, że nawet jeżeli się to stanie, to prędzej czy później i tak trafią pod jeden strychulec wspólnej listy opozycji, który szykuje Donald Tusk. Czy tak będzie, zobaczymy już za parę tygodni.

aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj