Błędy początkującego biegacza

Kiedy w lipcu 2012 roku zaczynałem biegać popełniłem wiele możliwych błędów osoby początkującej. Cel jaki sobie postawiłem, start w 50 edycji Biegu Westerplatte, sprawił, że miałem motywację. W końcu bieg ten zrodził się w redakcji Radia Gdańsk i do dziś wspólnie z gdańskim MOSiR jesteśmy jego współorganizatorem.To zobowiązywało. Bardzo chciałem wystarować i zobaczyć jak impreza wygląda od wewnątrz. Motywacja była, ale zabrakło wiedzy, która pozwoliłaby przygotować się jak należy. Efekt końcowy był taki, że w Biegu Westerplatte wystartowałem z bolącą pachwiną. Podczas samego biegu nie bolało. Jak mi wytłumaczył później jeden z doświadczonych zawodników adrenalina zrobiła swoje. I to prawda. Bo jak tylko przekroczyłem linię mety, a emocje opadły ból wrócił ze zdwojoną siłą. Kontuzję leczyłem kilka tygodni. Dwa razy za szybko wracałem do treningu, co sprawiało, że znowu bolało i trzeba było odłożyć solidny trening na później. Efekt? W Biegu Niepodległości 11 listopada w Gdyni przybiegłem trzy minuty za kolegą, który jeszcze we wrześniu, także debiutując w imprezie, miał czas o dwie minuty gorszy ode mnie. Czyli według prostego działania matematycznego wychodzi, że jego dobrze i spokojnie przepracowany czas od września do listopada dał rezultat na mecie lepszy o pięć minut. Ja walczyłem z kontuzją. A jak do niej doszło? Chyba klasycznie.
Buty ważna rzecz
Po pierwsze na początku biegałem w butach do tenisa ziemnego. Twarde, sztywne. Nogi bolały. Kiedy już zdecydowałem się nabyć sprzęt do biegania kupiłem zgodne z moim rozmiarem zamiast o minimum numer większe. Efekt? Dwa paznokcie, które zeszły oraz odciski na palcach. Dopiero jak zacząłem pytać czy to normalne dowiedziałem się, że podczas biegania, wysiłku nasza noga puchnie i stąd potrzebne są buty o przynajmniej rozmiar większe. Tak więc w krótkim czasie nabyłem kolejne, tym razem takie jak trzeba. Posłuchaj także co radzą fachowcy.
Za dużo w zbyt krótkim czasie
Kolejny błąd. Zbyt intensywne treningi, czego efektem było przemęczenie organizmu i kontuzja. Dziś wiem od Wojtka Ratkowskiego, mistrza Polski w maratonie, wykładowcy na gdańskim AWFiS, że organizm musi się zregenerować, a dla początkujących dobra jest zasada 3x30x130. Czyli trzy treningi w tygodniu, po 30 minut biegu przeplatanego z marszobiegiem, tętno 130. Wiadomo, że nikt na początku nie ćwiczy z pulsometrem. Tak więc skąd będziemy wiedzieć, że mamy puls ok 130? Generalnie to poziom truchtu, czyli biegu podczas, którego możemy rozmawiać. A tak naprawdę najważniejsze, aby się nie zakatować. Z biegania mamy czerpać radość. Ostatnio szwagier postanowił zrzucić kilka kilogramów. A ma z czego 🙂 Wyszedł pobiegać. Po treningu przesłał mi sms: „Ale ze mnie słabiak. Po 8 minutach biegu wymiękłem. Masakra jakaś. Zrobiłem kilka przysiadów, dziesięć pompek i nie wiem jak się nazywam…”. I otóż to. Chłop nie ćwiczył wiele lat, kiedyś grał w kosza, i teraz chciałby być w super formie. A tak się nie da. Na kolejny trening poszliśmy razem. Oczywiście bieg przeplatany był marszobiegiem. A w środku jeszcze ćwiczenia. Efekt? Nie umierał.
Człowiek nie guma, musi sie rozciągać
I jeszcze jedna wpadka, którą zanotowałem? Brak rozciągania. Nigdy nie byłem do tej formy treningu przekonany. I co się okazało? Po dobrym rozciąganiu lepiej się biega, a po bieganiu trzeba się jeszcze raz porozciągać, gdyż podczas biegania kurczą się mięśnie i trzeba im pomóc dojść do siebie. Warto także wsłuchać się w organizm, aby wiedzieć, kiedy ból pozwala biec, a kiedy trzeba przerwać, aby nie nabawić się poważnej kontuzji. Choć w tym przypadku taką wiedzę zdobywamy z kolejnymi dziesiątkami, a może nawet setkami kilometrów. Ale to wszystko przed nami…
Marcin Dybuk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj