„Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża. Oni ruszyli lawinę”. Wybitne jednostki, dzięki którym powstała „Solidarność”

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

W przededniu 44. rocznicy powstania Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża w studiu koncertowym Radia Gdańsk im. Janusza Hajduna odbyła się debata pt. „Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża. Oni ruszyli lawinę”. Do jej wysłuchania zostało zaproszonych wielu gości, wśród nich znaleźli się działacze Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża oraz przedstawiciele NSZZ „Solidarność”, pomorskich placówek kulturalnych, urzędów i przedsiębiorców.

W debacie wzięli udział dr hab. Sławomir Cenckiewicz – doradca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej ds. naukowych, dr Paweł Piotr Warot – dyrektor Instytutu Pamięci Narodowej Oddział Gdańsk oraz dr Adam Chmielecki – prezes Radia Gdańsk.

SZANSA DLA OPOZYCJI

– Wróćmy do roku 1978. Jak wyglądała wtedy sytuacja społeczno-polityczna w kraju, co było impulsem do powstania WZZ? – rozpoczął prowadzący debatę Michał Pacześniak.

– Trudno mówić inaczej o tej sytuacji, niż w perspektywie historycznej. Ale perspektywa bohaterów, którzy są na sali, z pewnością byłaby bliższa prawdzie. Ale to moja perspektywa naukowa, perspektywa wiedzy, każe mi spojrzeć na drugą połowę lat 80. jako na moment wielkiego tąpnięcia, poważnego kryzysu związanego z pewną zadyszką, powodowaną długami i niepowodzeniem reform społeczno-gospodarczych przez ekipę Gierka i Jaroszewicza. To jest podstawowa kwestia, która spowodowała, że – mówiąc językiem sowieckiego nadzorcy partii komunistycznych Piotra Kostikowa – nastąpił moment, w którym środowiska antykomunistyczne, w tym te w Trójmieście, po tej brutalnej pacyfikacji Grudnia 70 roku, uzyskały szanse przestania być taką opozycją autobusową. Tzn. elitarną, policzalną, niewielką. Oczywiście te środowiska antykomunistyczne były niewielkie, to środowisko tworzące WZZ Wybrzeża było środowiskiem malutkim, ale świetnie inicjatorzy WZZ-ów, z Krzysztofem Wyszkowskim na czele, on jest tutaj chyba najważniejszy, odczytali moment, w którym można wysiąść z tego autobusu, podpalić nastroje społeczne i w jakimś sensie skończyć albo nadwyrężyć ten niewydolny system. Warto zwrócić uwagę na jeden łatwo zauważalny fakt. Kiedy Błażej Wyszkowski, Bogdan Borusewicz i inni organizowali pierwsze obchody Grudnia’70 w 1977 roku, to była ich garstka, zostali łatwo wyłapani i spacyfikowani. W 1978 roku było ich znacznie więcej, oczywiście SB bardzo mocno przeciwdziałała. Natomiast w 1979 roku to już był taki tłum, którego nie dało się zlikwidować, usunąć z tej zajezdni tramwajowej, tej pętli tramwaju nr 5 pod stocznią. To pokazuje pewną dynamikę przyrostu ludzi zainteresowanych oporem wobec komunizmu – mówił dr hab. Sławomir Cenckiewicz.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

POSŁUCHAJ WYPOWIEDZI DOKTORA CENCKIEWICZA:

MOMENT, KIEDY MOŻNA BYŁO SIE ORGANIZOWAĆ

– Czy w końcówce lat 70. ubiegłego wieku ten kryzys był mocno odczuwalny na ulicy, czy w sklepie? – dopytywał Michał Pacześniak.

– Druga połowa lat 70. to coraz bardziej odczuwalny kryzys ekonomiczny, gospodarczy. Coraz bardziej też wówczas było widać, że projekt budowy tak zwanej drugiej Polski się nie spina. Przypomnę, że w 1976 roku po raz pierwszy od czasów powojennych, kiedy posługiwano się kartkami na żywność, wprowadzono je ponownie; dzięki nim w ogóle można było nabyć na przykład cukier. Już samo społeczeństwo widziało po tym, że te informacje, które docierały do nich z radia, z telewizji, z ówczesnych mediów, odstają od tej rzeczywistości, którą widzą codziennie, wstając rano, idąc do pracy czy wchodząc do sklepów i obserwując coraz bardziej puste półki. To na pewno był ten moment, kiedy można było się organizować. Oczywiście sam problem dostępności podstawowych środków spożywczych to nie wszystko. Robotnicy widzieli też, że inaczej wygląda rzeczywistość lansowana przez filmy i to, z czym stykają się na co dzień, jeżeli chodzi o łamanie praw pracowniczych, a de facto praw obywatelskich. Można powiedzieć, że to był dobry moment. W 1977 roku na obchodach zorganizowanych przez środowisko rocznicy Grudnia ‘70 roku zgromadziła się tak naprawdę garstka, ale, jak wskazywał Andrzej Gwiazda, w momencie kiedy zostały powołane wolne związki zawodowe, ta rocznica powodowała, że zbierano się pod jakimś szyldem. Z roku na rok osób zaangażowanych w działalność antykomunistyczną, powoli opozycyjną, przybywało – mówił dr Paweł Warot.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

POSŁUCHAJ WYPOWIEDZI DOKTORA WAROTA:

KAMIEŃ, KTÓRY URUCHOMIŁ LAWINĘ SOLIDARNOŚCI

– Rozmawialiśmy o działalności opozycyjnej, antykomunistycznej, ale jeszcze nie wspomnieliśmy o takich organizacjach, jak Komitet Obrony Robotników czy Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Jak w momencie powołania WZZ te organizacje zareagowały na zmianę, czyli na to, że opozycja przestaje być opozycją autobusową. Zaczyna się pojawiać olbrzymia grupa robotników – wskazywał Michał Pacześniak.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

– Nie możemy się ograniczać jedynie do analizy lat siedemdziesiątych, bo tak naprawdę, to cokolwiek by komuniści nie zrobili, jakkolwiek dobrze nie radziłaby sobie ekipa Gierka, to Polacy po prostu nie akceptowali systemu komunistycznego, jako narzuconego siłą z zewnątrz. To było już widać od pierwszych dni po II wojnie światowej. Byli żołnierze wyklęci, a potem organizacje, które przeciwstawiały się temu reżimowi i rzeczywistości, która była w kraju. Jeśli mówimy o latach 70., to mamy Ruch Obrony Człowieka i Obywatela, Komitet Obrony Robotników, a potem KSS „KOR”. Pamiętajmy, że pierwsze wolne związki zawodowe powstały na Górnym Śląsku. Kazimierz Świtoń zorganizował taką grupę. My jednak zastanawiamy się, dlaczego pomorskie związki zawodowe, które mimo, że liczbowo nie odróżniały się od innych organizacji i były stosunkowo nieliczną grupą, stały się właśnie tym kamieniem, który uruchomił lawinę Solidarności, która następnie obaliła system komunistyczny. Zgadzam się, że tutaj liczył się szyld. Już sama nazwa była prowokacyjna i obnażająca istotę problemu oraz kłamstwa PRL-u. Republika Ludowa miała dbać o lud pracujący miast i wsi, a tu pracownicy muszą organizować się w wolne związki zawodowe, bo te oficjalne sobie nie radzą. Andrzej Gwiazda powiedział, że to nie była organizacja, a idea. Ona nie przekształciła się w coś praktycznego w przypadku WZZ. Powstała później „Solidarność”. To ona była tym masowym związkiem zawodowym, wyjątkową organizacją społeczną w dziejach świata. WZZ tę ideę rozkolportowały i upowszechniły. Choć nie były pierwszymi, które to podjęły, bo już w grudniu 1970 roku pojawiały się postulaty wolnych związków zawodowych. Grupa Świtonia na Śląsku także to podjęła w nazwie. WZZ była grupą niewielką, ale składającą się z wybitnych jednostek. Jeśli chcemy wymienić te najbardziej znane to Lech Kaczyński, Anna Walentynowicz, Krzysztof Wyszkowski, Błażej Wyszkowski, małżeństwo Gwiazdów czy Lech Wałęsa. Jak popatrzymy na dalsze losy tych postaci, to one pojawiają się w każdym kluczowym momencie „Solidarności”. Strajk w 1980 roku jest przygotowany przez działaczy Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Wybucha on w obronie Anny Walentynowicz. Zarówno z zewnątrz, przez akcję kolportacji ulotek w pociągach kolejki miejskiej, jak i wewnątrz, czyli mobilizacja stoczniowców, to działania podejmują działacze WZZ. Członkowie tej organizacji są liderami strajków. Ratują go też działaczki WZZ. W Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni strajk prowadzi Andrzej Kołodziej, kolejny członek WZZ. Te przykłady można mnożyć. Powstaje Międzyzakładowy Komitet Strajkowy Stoczni Gdańskiej, a w jego prezydium dominują działacze WZZ, czyli Lech Wałęsa, Andrzej Gwiazda, Andrzej Kołodziej, Anna Gwiazda i Bogdan Lis. Oni także do końca lat osiemdziesiątych dominowali w ruchu Solidarności, ale przecież nie byli środowiskiem jednorodnym. Ich losy bardzo różnie się później potoczyły. Można jednak powiedzieć, że WZZ-ty były taką kuźnią kadr dla ruchu Solidarności – wyjaśniał dr Adam Chmielecki, prezes Radia Gdańsk.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

POSŁUCHAJ WYPOWIEDZI DOKTORA CHMIELECKIEGO:

WAŻNA ROLA RADIA WOLNA EUROPA

– Zostańmy jeszcze przez chwile w końcówce lat 70. Te trzy nazwiska, które już tu padały, czyli Andrzej Gwiazda, Antoni Sokołowski, Krzysztof Wyszkowski: 29 kwietnia 1978 roku miało miejsce podpisanie deklaracji założycielskiej WZZW. W spisanych relacjach jest mowa o olbrzymim znaczeniu, jakie dla związku miało podanie informacji o tym, że coś takiego powstało, w Radiu Wolna Europa. Czy to rzeczywiście miało to tak olbrzymie znaczenie dla powodzenia i popularności wolnych związków zawodowych? – zastanawiał się Michał Pacześniak.

– Są dwie okoliczności, które sprawił, że ten szyld zaskoczył i wykroczył swoim zasięgiem poza Trójmiasto. To jest niewątpliwie Radio Wolna Europa, które wielokrotnie powielało informacje o zawiązaniu się komitetu założycielskiego WZZ Wybrzeża. Ale na początku był Jacek Kuroń. Przy całej komplikacji, sprzeczności koncepcji – WZZ-towskiej i tego lewicowego kierownictwa KOR z Jackiem Kuroniem na czele, ważne było, żeby on tę informację przekazał, autoryzował. Pomimo tego, że był przeciwnikiem powołania WZZ-ów, to on tę decyzję, w zasadzie postawiony pod ścianą, że tak czy inaczej te związki powstaną, podjął. On to przyjął, uznał, że to i tak nastąpi. Był to człowiek zawładnięty myśleniem politycznym, więc uznał w swojej kalkulacji, że warto tę inicjatywę wesprzeć. To dało możliwość ogłoszenia światu tego przez Radio Wolna Europa. Z różnych badań i analiz wynika, że w drugiej połowie lat 70. słuchalność radia gwałtownie wzrosła. Wiele milionów ludzi słuchało wtedy Radia Wolna Europa i w ten sposób ta historia WZZ nie stała się autobusowa, tylko elitarna – wyjaśniał dr hab. Sławomir Cenckiewicz.

– Warto przypomnieć, że tak zwana Polska Ludowa była państwem komunistycznym, gdzie pomimo funkcjonowania związków zawodowych robotnicy de facto nie byli przez nie reprezentowani. Sama informacja, która, oczywiście za pośrednictwem Radia Wolna Europa, dotarła do milionów Polaków, informacja o tym, że są wolne związki zawodowe, na pewno musiała cieszyć się wielką popularnością. Ktoś w końcu zdał sobie sprawę z tego, że jednak coś tu jest nie tak, że te związki zawodowe, które funkcjonują, są tylko atrapą, protezą, a w rzeczywistości ci robotnicy pozbawieni są swojej reprezentacji; nie ma prawdziwych ich przedstawicieli, którzy walczą o ich prawa. Rodziła się nadzieja, że znajdą się osoby, które będą dopominały się praw pracowniczych, choćby przestrzegania BHP. Teraz w cudzysłowie mówimy o członkach WZZ, że przyczynili się do powstania „Solidarności”, wywalczenia wolnej Polski, pokonania komunizmu w naszym kraju i Europie, zrzucenia jarzma moskiewskiego, ale tak naprawdę często chodziło o zwykłe prawa pracownicze, o przestrzeganie zasad BHP, choćby o to, żeby były rękawice robocze – dodał dr Paweł Warot.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

POLITYKA NIE BYŁA NAJWAŻNIEJSZA

– Czy zatem działalność WZZ-ów od samego początku była ruchem typowo pracowniczym, typowo związkowym, gdzie polityka była dopiero na trzecim czy czwartym miejscu? – pytał prowadzący debatę.

– Myślę, że te konteksty się przenikały i trudno byłoby je rozdzielić. Jeśli państwo jest totalitarne, to z założenia wszystko łączy się w całość. Jeśli państwo chce kontrolować całość życia społecznego, w tym życie pracownicze i związkowe, a pojawia się organizacja, która chce tworzyć niezależne związki zawodowe, to jakby siłą rzeczy robi to wyłom w istocie tego państwa. To jest jakby siła, ale po pewnym czasie także słabość każdego reżimu totalitarnego. WZZ-y były organizacją bardzo praktyczną, która pomagała konkretnym pracownikom w ich problemach. Uświadamiali, jakie mają prawa, pomagali pisać pisma, ale towarzyszyła też temu szersza idea uwolnienia życia społecznego z pod kontroli partii komunistycznej. Gdy przypomnimy sobie treść deklaracji założycielskiej, to pada tam sformułowanie o potrzebie szerokiej demokratyzacji życia społecznego. Wprost jest to wyartykułowane, że nie chodzi tylko o wolne związki zawodowe, ale o wolną działalność społeczną. Trudno było to rozdzielić i to był właśnie fenomen. Polskie społeczeństwo nie akceptowało systemu komunistycznego, szukało form oporów skutecznych. Najpierw była walka zbrojna, później demonstracje, które jednak okazały się nieskuteczne. Powstała zatem formuła związków zawodowych, która okazała się skuteczna – wyjaśniał dr Adam Chmielecki.

PAMIĘĆ O LUDZIACH, KTÓRZY ZGINĘLI, WALCZĄC O WOLNOŚĆ

– Z jednej strony od początku motyw pamięci Grudnia’70 był istotny dla tego środowiska. Ta pamięć była pielęgnowana. Grudzień’70 jest w jakimś sensie komponentem idei, składającym się na oblicze ideowe WZZW. Ale z drugiej strony ktoś mógłby powiedzieć: „ale jak patrzę na środowisko WZZ-owskie, to kogo mieliście tam z pierwszoplanowych działaczy Grudnia’70? Skoro tysiące ludzi w grudniu 1970 roku brało udział w tej antykomunistycznej rewolcie, to nawet stu, a nawet pięćdziesięciu, nie zasiliło później WZZW?”. Można powiedzieć, że ta armia ludzi została po grudniu 1970 roku skutecznie spacyfikowana. […] Grudzień był ważny, ale w moim przekonaniu to nie „ludzie Grudnia’70” tworzyli WZZ-y. I to w jakimś sensie jest wspaniałe, bo bardzo dobrze świadczy o ludziach, którzy podjęli kwestię pamięci Grudnia’70, a jednocześnie nie byli w niego tak zaangażowani, jak inni. Z drugiej strony mamy tragedię pacyfikacji społeczeństwa Trójmiasta; bardzo brutalnych operacji, które do roku 1978 były realizowane przez SB – przypomniał dr hab. Sławomir Cenckiewicz.

– Uważam, że masakra Grudnia’70, spowodowana przez komunistów katastrofa w Trójmieście, była niejako zaczynem, który tak naprawdę dał opozycji sukces. Można powiedzieć, że to troszkę różniło działania podejmowane przez antykomunistów od podejmowanych na przykład przez Kazimierza Świtonia. Mieszkańcy Trójmiasta wiedzieli, jaka jest władza. Może właśnie tego zabrakło tam. Tutaj nikt nie dał wmówić sobie, że ta władza jest dobra. Może patrzę trochę eschatologicznie, ale uważam, że te ofiary to właśnie był ten zaczyn. Tak było tez w historii Kościoła, że na krwi męczenników Kościół wzrastał. Myślę, że pewną analogię możemy odnaleźć tutaj, tym bardziej, że ta walka stawała się coraz bardziej autentyczna. Oczywiście w momencie, kiedy WZZ zostały powołane, Służba Bezpieczeństwa rozpoczęła swoją działalność operacyjną. Na członków WZZ były zakładane poszczególne sprawy, tak zwane SOR (Sprawy Operacyjnego Rozpracowania). Aktywnych działaczy WZZ poddano obserwacji, inwigilacji. Służba Bezpieczeństwa starała się wprowadzić i wprowadzała do środowiska Wolnych Związków Zawodowych agenturę. To środowisko było infiltrowane. Sami działacze wspominali też po latach, że do momentu, kiedy każdy z nich mógł prowadzić działalność utajoną, kolportować choćby ulotki, robił to, ale w momencie, kiedy wiedział że Służba Bezpieczeństwa już wie o nim, robił to świadomie i otwarcie, i był dumny z tego, że przynależy do WZZ i może mówić prawdę – uzupełnił dr Paweł Warot.

MarWer/pb/mm/raf

Komentarze


Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj