Stowarzyszenie społeczne kontra Gdańskie Nieruchomości. Protest przeciwko eksmisji w Nowym Porcie

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Przez kilka godzin trwały we wtorek dyskusje i przepychanki podczas próby eksmisji stowarzyszenia Franciszkański Ruch Ekologiczny, Charytatywny i Historyczny w gdańskiej dzielnicy Nowy Port. Z jednej strony stanęli komornik, policja, Gdańskie Nieruchomości i zatrudniony przez miasto prawnik, natomiast z drugiej zdesperowani członkowie stowarzyszenia, radni miasta, poseł na sejm, a nawet ksiądz.

Stowarzyszenie Franciszkański Ruch Ekologiczny, Charytatywny i Historyczny funkcjonuje w Gdańsku od 28 lat. Skupia wokół siebie wiele środowisk, w tym sybiraków i ich potomków. Od dawna działa w Nowym Porcie przy ulicy Starowiślnej. Siedziba znajduje się za zrujnowanym Dworem Fishera, a niemal wszystko, co tam się znajduje, to dzieło wieloletniej pracy członków stowarzyszenia.

Dziś długi stowarzyszenia względem miasta mają sięgać 800 tysięcy złotych, a wizyta komornika to efekt wyroku sądu, który nakazał eksmisję. Nie za długi, ale za bezumowne korzystanie z terenu.

BYŁY PRÓBY KONTAKTU

– Przed śmiercią pana Pawła Adamowicza rozmawialiśmy z nim i obiecał on nam, że będziemy mogli tu nadal działać. Miał się skonsultować z prawnikami, jak to rozwiązać formalnie. Byliśmy umówieni na 16 stycznia 2019 roku, niestety śmierć pana prezydenta spowodowała, że sprawa nie została doprowadzona do końca – opowiada Dorota Karpińska, członek stowarzyszenia Franciszkański Ruch Ekologiczny, Charytatywny i Historyczny.

Według aktywistów stowarzyszenie wielokrotnie próbowało skontaktować się z Urzędem Miasta i Aleksandrą Dulkiewicz, żeby przedłużyć użytkowanie.

– Byliśmy zbywani. Taka jest prawda. Gdańskie Nieruchomości i Urząd Miasta nie zaproponowali nam nic. Potraktowano nas jak śmieci. To sposób, który jest żałosny – twierdzi Dorota Karpińska.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

MIEJSCE PAMIĘCI I SPOTKAŃ

W ciągu 28 lat stowarzyszenie zbudowało lub odbudowało budynki. Powstało także muzeum zsyłki na wschód „Sybir pro Memento”. Jest także kaplica upamiętniająca tamte wydarzenia. Przez wiele lat miejsce to było centrum spotkań i aktywności mieszkańców Nowego Portu. W podobny sposób wypowiada się poseł Konfederacji Michał Urbaniak, który obserwował czynności komornika.

– Dzisiaj mieszkańcy i działacze stowarzyszenia blokują eksmisję, bo miasto od wielu miesięcy przestało współpracować i wyrażać dobrą wolę tak, by ci ludzie mogli tu działać. Przez 28 lat zbudowali tu w zasadzie lokalny ośrodek kultury, który urzędnicy chcą dziś zniszczyć – mówi Michał Urbaniak, który stanął w bramie prowadzącej do siedziby stowarzyszenia ramię w ramię z mieszkańcami.

„O TAKIE RZECZY TRZEBA WALCZYĆ”

– Napisałem w ramach interwencji poselskiej do pani Aleksandry Dulkiewicz, by podjęła jakieś działania. Być może ona nie zna tej sprawy? To stowarzyszenie wrosło w tkankę Nowego Portu. Ludzie tu przychodzą, spotykają się, są tu uroczystości i lokalne, i patriotyczne. O takie rzeczy trzeba walczyć również moralnie, żeby ludzie mogli się sami organizować – apeluje poseł Konfederacji.

– Mój ojciec był sybirakiem, przyjechałem tu na prośbę związku sybiraków, ale ta sprawa jest mi bardzo bliska. W ciągu tych 28 lat to wszystko zostało stworzone przez tych ludzi, za ich pieniądze. Wokół są ruiny dworu, a to pokazuje, jak działa miasto Gdańsk – twierdzi Karol Guzikiewicz, radny sejmiku województwa pomorskiego z ramienia PiS i wiceprzewodniczący NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańsk.

Według niego „to się nie stało dzisiaj. Dopóki żył Paweł Adamowicz to była sprawa uregulowana. Tutaj trzeba po prostu decyzji pani Dulkiewicz”, a działania miasta w sprawie stowarzyszenia i jego dorobku nazywa „lekceważeniem”.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

„NIE DOPUSZCZĘ DO ZBEZCZESZCZENIA”

Drogę do skromnego muzeum i znajdującej się obok kaplicy zagradzał własnym ciałem nawet ks. kanonik Stanisław Płatek, emeryt w parafii Św. Jadwigi Śląskiej w Nowym Porcie i kapelan kaplicy.

– Spać nie mogłem. Wpadliby do kaplicy, wszystko zniszczyli. Obrazy, ołtarz, jeszcze krzyż mogliby zbezcześcić. Mogliby jakimiś traktorami wjechać i wszystko to zniszczyć – mówił duchowny zapowiadając, że do tego nie dopuści.

SKĄD DŁUGI? CZEMU EKSMISJA?

Wtorkowa wizyta komornika nie była pierwszą. Urzędnicy podejmowali już próbę wyrzucenia działaczy i wywiezienia ich majątku. Wówczas nieprzygotowany do akcji komornik – jak mówią członkowie stowarzyszenia – musiał odejść z niczym.

Gdańskie Nieruchomości dysponują wyrokiem sądu, który nakazał wydać teren gminie z powodu braku umowy. Tej nie ma, bo od 2018 roku nie było woli, by ją podpisać.

UMOWY NIE MA, ALE RACHUNKI SĄ

Jak udało się ustalić nieoficjalnie Radiu Gdańsk, w Urzędzie Miejskim w Gdańsku zadłużenie stowarzyszenia wobec miasta ma sięgać 800 tysięcy złotych. Skąd dług? Urzędnicy, po zakończeniu umowy użyczenia zawartej ze śp. Pawłem Adamowiczem, zaczęli naliczać czynsz za bezumowne korzystanie z terenu.

– Stowarzyszeniu nie przedłużono umowy użyczenia, rozmów z Pawłem Adamowiczem nie udało się doprowadzić do końca z wiadomych powodów, a Aleksandra Dulkiewicz unikała jakiejkolwiek dyskusji czy spotkania – relacjonuje Waldemar Jaroszewicz, radny Gdańska.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

STAWKA PODWÓJNA

Zgodnie z jego słowami, zastosowano tu „sprytny zabieg techniczny i prawny”.

– Policzono, ile powinno się za ten teren płacić, wzięto podwójną stawkę, bo przecież nie ma umowy, więc jest bezumowne korzystanie. Są to teraz setki tysięcy złotych. To jest draństwo – przyznaje Jaroszewicz.

– To stowarzyszenie jest czysto społeczne. Teren został im użyczony za darmo. Czemu nie przedłużono umowy? To jest słodką tajemnicą pani prezydent – kontynuuje.

Zdaniem Jaroszewicza stowarzyszenie nie jest i nigdy nie będzie w stanie zapłacić naliczonego czynszu, a cała sprawa to celowe działanie.

GDAŃSKIE NIERUCHOMOŚCI: „NIE ZNAMY SZCZEGÓŁÓW”

Gdy żadna ze stron nie chciała zrewidować swojego stanowiska, na miejsce przyjechała rzecznik Gdańskich Nieruchomości Aleksandra Strug. Nie była ona w stanie odpowiedzieć na pytania o to, kto, kiedy i dlaczego złożył pozew o eksmisję, czy podejmowano rozmowy ze stowarzyszeniem, ani jaki był ich efekt.

– Nie jestem w stanie odpowiedzieć w szczegółach na to, co mówią użytkownicy lokalu. Trzeba pamiętać o przeznaczeniu tego miejsca i funkcji, jaką miało spełniać. Miało być to muzeum, jak głosi nazwa. Co do realizacji tych założeń to chyba są spore wątpliwości, a wyrok sądu mówi, że jest to bezpodstawne użytkowanie tego terenu – mówi Aleksandra Strug.

(Fot. Radio Gdańsk/Bartosz Stracewski)

PRAWOMOCNY WYROK

Dopytywana o sprawę informuje, że nie wie nic o tym, żeby „przedstawiciele użytkownika wyrazili wolę, by przenieść działalność w inne miejsce”.

Dodała też, że decyzja w sprawie czynności należy do komornika, a „wyrok prawomocny jest obowiązujący i należałoby go zrealizować”.

Poinformowała, że teren należy do zabytkowego kompleksu zabudowy Dworu Fishera, kilkukrotnie płonącego i doszczętnie zrujnowanego zabytku, który w każdej chwili może się zawalić.

– Dysponowanie tym terenem wymaga przejęcia go w całości. Zabudowania dotyczące Dworu Fishera są również po tamtej stronie, na terenie który jest użytkowany. Gospodarowanie tym terenem wymaga uporządkowania sytuacji prawnej przede wszystkim – ogłosiła.

BĘDZIE DIALOG?

Do sprawy zarzutów kierowanych w stronę Aleksandry Dulkiewicz nie chciał się odnieść jej rzecznik Daniel Stenzel.

Po kilku godzinach spędzonych przy bramie komornik zdecydował się odstąpić od czynności egzekucyjnych, a przygotowane do wywożenia majątku ciężarówki, które należą do miejskich spółek, odjechały puste.

Według informacji przekazanej przez stowarzyszenie urzędnicy zdecydowali się jednak spotkać i podjąć dyskusję. Terminu nie wyznaczono.

Posłuchaj materiału naszego reportera:

Bartosz Stracewski/pb

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj