– Stocznia była zarządzana fatalnie, nie ma zamówień na kolejne miesiące, los pracowników nie jest jeszcze pewny – prawdopodobny nowy właściciel Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni ujawnia wstępne plany dotyczące tego zakładu. Do tych zarzutów ustosunkował się syndyk.
Nowym właścicielem Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni będzie prawdopodobnie Stocznia Wojenna z Radomia. To spółka powołana przez Polską Grupę Zbrojeniową specjalnie w celu przejęcia gdyńskiego zakładu.
TRUDNE ZADANIE
Stocznia Wojenna to jedyna spółka, która złożyła ofertę w przetargu na zakup pozostającej od 2011 roku w upadłości zakładu. Jej prezes, Konrad Konefał, podkreśla, że postawienie gdyńskiego zakładu na nogi będzie trudnym zadaniem. Jako winowajcę wskazuje m.in. syndyka, który od 2011 roku zarządzał stocznią.
– Pani syndyk doprowadziła ją do stanu, w którym zatrudnia 660 osób i nie ma perspektyw na przychody tego przedsiębiorstwa – mówi Konrad Konefał.
Innymi słowy, zakład nie ma zamówień na kolejne miesiące, a to oznacza, że nie wiadomo jaka przyszłość czeka pracowników. Jak tłumaczy Konefał, procedura przejmowania Stoczni Marynarki Wojennej przez Stocznię Wojenną potrwa około 2 miesięcy. To czas, w którym przyszły właściciel zakładu chce zapewnić pracę przedsiębiorstwu.
– Od tego, jaki portfel zamówień uda nam się zbudować będzie zależało, ilu ludzi będziemy potrzebowali w tym przedsiębiorstwie – wyjaśnia Konefał.
PRACOWALI PODWYKONAWCY?
Prezes zwraca jednak uwagę, że w SMW dochodziło do sytuacji kuriozalnych – jego zdaniem pomimo zatrudniania około 660 osób większość prac wykonywali podwykonawcy. Dlatego też, jak wskazuje Konefał, w pierwszej kolejności zakład będzie rezygnował z pomocy firm podwykonawczych, a nie z pracowników zatrudnionych w stoczni.
Jako szansę na ratunek dla borykającej się z poważnymi kłopotami stoczni Konefał wskazuje rozszerzenie jej działalności.
– Będziemy pewnie chcieli, aby stocznia zajmowała się produkcją okrętów, ale nie tylko. Myślę, że będziemy chcieli wykorzystać ten teren do produkcji konstrukcji stalowych, myślimy o wykorzystaniu go pod kątem energetyki wiatrowej czy konstrukcji offshore. Skupienie się zakładu na produkcji jedynie na potrzebach wojska jest niemożliwe, bo poziom zamówień jest zbyt mały. Oczywiście, gdybyśmy weszli w program budowy okrętów Miecznik czy Czapla to cały potencjał produkcyjny stoczni byłby wykorzystany, ale póki budowa tych okrętów się nie rozpocznie, musimy prowadzić tam inną działalność – mówi Konefał.
CZAS NA ORP ŚLĄZAK
Prezes zapowiada też, że po latach oczekiwań uda się zakończyć budowę słynnego ORP Ślązaka, a niegdyś Gawrona. To patrolowiec, którego budowę (wtedy jeszcze jako korwetę) rozpoczęto w 2001 roku. Ta ciągnąca się w nieskończoność saga ma się niebawem zakończyć, choć wszystko wskazuje na to, że w dokończeniu budowy okrętu pomogą specjaliści z innych firm.
– Przejmując przedsiębiorstwo wchodzimy w rolę zarządzającego tym samym potencjałem, który nie był w stanie tego okrętu dokończyć. W związku z tym twierdzenie, że od zmiany właściciela nagle zmieni się rzeczywistość, byłoby dalece naiwne. Nie mam na myśli przetransportowania okrętu do innej stoczni, tylko wykorzystanie tego potencjału ludzkiego i doświadczenia, które już teraz posiadamy w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Już teraz realizujemy zamówienia wojskowe. Szczególnie Stocznia Nauta ma bogate doświadczenie w tym zakresie – mówi Konrad Konefał.
Ustosunkowując się do wypowiedzi Pana Konrada Konefała oświadczam, że nieprawdą jest, że przedsiębiorstwo było fatalnie zarządzane, czego dowodem są osiągane w ostatnich 4 latach zyski ( 2012 – 1.3 mln zł. 2013 – 2.6 mln zł. 2014 7,1 mln zł, 2015 – 22,8 mln zł) w przeciwieństwie do wyników osiąganych przez poprzednie zarządy, co doprowadziło do upadłości Stoczni.
W okresie postępowania upadłościowego Stocznia na bieżąco regulowała swoje zobowiązania, dokonała również częściowej spłaty wierzycieli.
Pan Konefał nie ma żadnej szczegółowej wiedzy na temat tego jakie były i są potrzeby kadrowe Stoczni. Poziom zatrudnienia został zredukowany o ok. 500 osób, ponadto w ramach zwolnień oraz fluktuacji kadr w znacznym stopniu zmalała liczba pracowników nieprodukcyjnych w stosunku do produkcyjnych. Stocznia zatrudniała podwykonawców jedynie w sytuacji braków kadrowych w określonych specjalnościach lub do prac specjalistycznych, w zależności od potrzeb produkcyjnych, czego Pan Konefał nie jest w stanie ocenić nie zarządzając stocznią do tej pory.
Stocznia z założenia jest podmiotem powołanym do realizacji zamówień wojskowych, do których w ostatnim czasie nie miała dostępu lub dostęp utrudniony oraz była usuwana z zamówień, które już pozyskała (Stocznia nie była dopuszczana do przetargów jako samodzielny wykonawca, mimo prawnych możliwości i wcześniejszej praktyki, a także nie mogła realizować zleceń w przetargach, które wygrała wskutek ich unieważnienia bez podania przyczyn).