W Polsce moda na bieganie trwa nieprzerwanie od kilku lat. Biegają całe pokolenia bez względu na status społeczny. Niejednokrotnie pisano, że bieganie łączy – zwłaszcza widzimy to w kontekście takich inicjatyw jak biegi parkrun. Od tego cyklu wiele osób rozpoczęło swoją przygodę z bieganiem. Podobnie jest w przypadku sióstr Magdy i Marty Kochalskich, które do biegania przekonały się dzięki cosobotnim spotkaniom w Parku Reagana o 9:00 rano.
Niecały miesiąc temu siostry w rocznej klasyfikacji piątego sezonu parkrun Gdańsk, zajęły drugie i trzecie miejsce. Natomiast młodsza z sióstr Magda, za tydzień będzie świętować setny bieg parkrun i z tej okazji postanowiliśmy porozmawiać z obiema sympatycznymi dziewczynami.
Maciej Gach: Jak wyglądały u Was biegowe początki?
Magda Kochalska: Nigdy nie lubiłam biegać – szczególnie krótkich dystansów. W szkole była to dla mnie najgorsza dyscyplina sportowa. Jednak, gdy dowiedziałam się o parkrunie od mojego kolegi z klasy, postanowiłam się jakoś przełamać i spróbować swoich sił na dystansie 5 km. Na początku nie było łatwo. Potrafiłam przebiec tylko jedno kółko, ale zaczęłam biegać w tygodniu i udało się przebiec całość.
Marta Kochalska: Przygodę z bieganiem rozpoczęłam w podstawówce. Krótkie dystanse nigdy nie były moją mocną stroną – znacznie lepiej sprawdzałam na dłuższych startach. Bardzo dobrze wspominam biegi przełajowe. Niestety, ta pasja zniknęła na długi czas i do biegania zaczęłam wracać dopiero na studiach. Chyba uległam modzie. Na szczęście też obudziłam swoje dawne pasje. Powrót na biegowe ścieżki zaczęłam od kilkukilometrowych przebieżek wokół osiedlowych stawków. Później przyszedł parkrun, o którym dowiedziałam się od mojej siostry.
Magda, Ty jako pierwsza zadebiutowałaś w parkrunie. Długo trzeba było namawiać starszą siostrę do przyjścia na parkrun?
Szczerze mówiąc dokładnie tego nie pamiętam. Jak mówią statystyki, moja siostra zaczęła startować dopiero pół roku po mnie. Chyba ją trochę namawiałam, bo brakowało mi kompana do biegów. Marta nie od razu była chętna, gdyż wstawanie tak wcześnie rano w weekend było dla niej czymś absurdalnym. Na dodatek na początku bała się, że w ogóle nie da rady przebiec całego dystansu. Jednak udało się jej i to od razu z lepszym czasem od mojego.
A jak to się stało, że w ogóle postanowiłyście biegać?
Marta: Moim największym motywatorem, a właściwie bodźcem do biegania, był kolega, który kilka lat temu przebiegł jeden z dziesięciokilometrowych biegów w Gdyni. Nie wdając się w szczegóły, była to ostatnia osoba, którą posądzałam o jakąkolwiek aktywność fizyczną. I tu odezwała się moja ambicja – skoro on może, to ja nie dam rady?! Jak się okazało, dałam radę, choć wtedy przebiegnięcie 10 km nie mieściło mi się w głowie. Co więcej, nawet parkrun był poza zasięgiem moich wyobrażeń.
Magda: U mnie bieganie wyszło jakoś tak po prostu, samo z siebie. Właściwie było uzupełnieniem treningów karate. Szykowałam się do ważnych zawodów i chciałam poprawić wytrzymałość oraz kondycję. Z braku innego pomysłu padło na bieganie.
Powiedzcie, co takiego jest w parkrunie, że tak wiele osób nie wyobraża sobie rozpoczęcia soboty od pięciokilometrowej przebieżki?
Bieganie uzależnia. Parkrun jest świetną okazją do tego, aby zmierzyć się z samym sobą i własnym lenistwem. Nie ma lepszego miejsca do bicia swoich rekordów i przygotowania się do biegów na dłuższe dystanse. Dzięki parkrunowi, zaczynamy weekend wcześnie rano i co najważniejsze – z pozytywną energią. Jednak najmocniejszą stroną cosobotnich startów są ludzie, którzy tam przychodzą. Tylu zakręconych biegaczy nie ma chyba nigdzie indziej. A co najfajniejsze, wszyscy się wspierają i sobie kibicują. Po prostu 100% pozytywnych emocji!
Oprócz zamiłowania do biegania, trenujecie coś jeszcze?
Marta: Obecnie nie mogę się niczym pochwalić. Czasem odwiedzę siłownię, ale to w celu poprawienia kondycji biegowej. Tu Magda ma zdecydowanie większe pole do popisu.
Właśnie Magda, wspomniałaś o karate?
Magda: Od 11 lat trenuję karate tradycyjne i jestem posiadaczką czarnego pasa. Tak naprawdę moja przygoda ze sportem zaczęła się właśnie od tego, a bieganie traktuję bardziej jako dodatek. Oprócz sztuk walki trenowałam przez kilka lat siatkówkę, jednak musiałam wybrać jeden z tych sportów, bo na oba nie starczało czasu.
Staracie się biegać regularnie?
Staramy się. Jednak czasem z tych starań nic nie wychodzi (śmiech). Fajne jest to, że przeważnie biegamy razem i nawzajem się motywujemy. Jak jedna nie chce, druga ją namawia. I w większości przypadków nie ma, że się nie chce albo, że jest zła pogoda. Tutaj kolejna zaleta parkruna – odbywa się absolutnie w każdą sobotę, co pomaga nam zachować regularność. Jakoś nigdy nie mamy pomysłów, żeby opuścić nasz ulubiony bieg.
Jednym z Waszych sukcesów biegowych jest stanięcie na podium w rocznej klasyfikacji punktowej ubiegłorocznego sezonu parkrun Gdańsk. Możecie również pochwalić się innymi sukcesami biegowymi?
Magda dwa razy stanęła na podium w swojej kategorii wiekowej – zajęła pierwsze miejsce w III Biegu do Źródeł i trzecie miejsce w III Biegu Piotra i Pawła. Poza tym jesteśmy bardzo przeciętnymi biegaczkami. Przyświeca nam idea „Run for fun”.
Marta – Masz zaliczony półmaraton, więc pewnie w głowie kiełkuje myśl o przebiegnięciu królewskiego dystansu?
Oczywiście, że mam takie szalone myśli! Jeszcze w ubiegłym roku, kiedy przed Gdańskim Maratonem, brałam udział w prelekcji Radosława Dudycza (startowałam wtedy w sztafecie) i słuchałam o tym, jak wyglądają przygotowania do maratonu, postanowiłam sobie, że w prezencie na 30. urodziny spróbuję przebiec królewski dystans. W październiku całkiem nieźle przebiegłam półmaraton (biorąc pod uwagę czas, który poświęciłam na treningi i fakt, że był to mój debiut) i od tego czasu zaczęłam myśleć o tym, żeby wyzwanie podjąć szybciej. Poza tym pracuję z fantastycznymi ludźmi, świrami biegowymi, którzy nakręcają się nawzajem do absolutnie każdego startu. Z takim wsparciem spróbuję być może już niebawem.
A Ty Magda, masz jakieś marzenia biegowe?
Chyba jak każdy biegacz je posiadam. Głównym moim celem w tym roku jest półmaraton gdański w listopadzie. Takim małym marzeniem jest zrobienie go poniżej dwóch godzin. Ponadto chciałabym złamać w końcu 50 minut na dystansie 10 km. Jednak wszystkie moje biegowe cele spróbuję zrealizować dopiero w drugiej połowie roku, po maturze, bo chcę się porządnie do nich przygotować.
Istnieje między Wami siostrzana rywalizacja czy jednak motywujecie się wzajemnie do osiągnięcia jak najlepszych rezultatów?
Absolutnie ze sobą nie rywalizujemy! Zawsze sobie kibicujemy, trzymamy za siebie kciuki, motywujemy się nawzajem i pomagamy sobie osiągnąć zamierzone cele. Nie mamy po co ze sobą rywalizować, jest w nas siostrzana siła.
Co ciekawie, jesteście do siebie bardzo podobne. Spotykacie się czasem z sytuacją, że ktoś Was myli?
Marta: Zdarza się. Czasami na ulicy ktoś jednej powie – „Cześć” – myśląc, że to ta druga. Ale wtedy nie wyprowadzamy z błędu, tylko grzecznie odpowiadamy. Kilka razy miałyśmy też bardzo zabawne sytuacje, np. kiedy pomylili nas sąsiedzi. Mianowicie jest między nami bardzo duża różnica wieku, aż 9 lat. Magda zaczynała wtedy liceum, ja już dawno skończyłam edukację. Pewnego dnia nasza sąsiadka – babcia jednego z kolegów z klasy Magdy, zapytała mnie, czy odrobiłam lekcje. Długo musiałam ją przekonywać, że nie jestem Magdą, tylko jej siostrą. Często na parkrunie ludzie nas pytają, która to która, a wolontariusze, kibicując, mylą imiona. Zaczyna się to wtedy mniej więcej tak – dajesz, biegnij! Maaarta? Magda? Nawet nasza mama, oglądając stare zdjęcia, potrafi się pomylić.
Poza bieganiem macie również inne zainteresowania?
Magda: Moim głównym zainteresowaniem jest sport, od zawsze. Nie wyobrażam już sobie życia bez tego. Jak już wspominałam, trenuję karate tradycyjne, które jest moją główną pasją. Poza tym bardzo lubię oglądać mecze – głównie siatkówkę, chociaż praktycznie wszystkie zespołowe gry. Często chodzę na mecze Lotosu Trefla, ale przygoda z zamiłowaniem do meczów zaczęła się od chodzenia wspólnie z tatą na mecze Lechii. Czasami, gdy mam dużo wolnego czasu, lubię czytać książki – szczególnie kryminały.
Marta: Bardzo się cieszę, że bieganie zajęło ważne miejsce w moim życiu. Gdyby nie to, całkowicie pochłonęłyby mnie książki i nie byłoby siły, żeby wyciągnąć mnie z domu. Jestem rasowym molem książkowym, uwielbiam czytać! Poza tym mam bzika na punkcie poprawności językowej. Towarzyszę także Magdzie na meczach Lotosu Trefla. Oprócz tego, od dziecka jestem przyzwyczajona do aktywnego trybu życia: rower, rolki, basen i inne sportowe przyjemności.
Jakbyście namówiły inne osoby do biegania i dlaczego warto się ruszać?
To do biegania trzeba namawiać?! My nie wyobrażamy sobie życia bez ruchu. Pomijając oczywiste profity, takie jak zdrowie, dobra kondycja, endorfiny itp. Bieganie naprawdę uzależnia. Bicie swoich rekordów, przemierzanie kolejnych, coraz większych dystansów, daje niesamowitą radość i dumę z samego siebie. Warto biegać dla samej atmosfery, która panuje na biegowych ścieżkach – nieznajomi do siebie machają, przybijają piątki, pozdrawiają się nawzajem, są dla siebie życzliwi. Jest to sport, który pomaga poznać naprawdę świetnych ludzi, których łączy pasja. Poza tym dzięki bieganiu można wybaczyć sobie zjedzenie jednego ciastka, no może dwóch. Ewentualnie całej paczki 😉
Maciej Gach