Arka nie zatrzymała poznańskiej lokomotywy. Gdynianie byli bardzo gościnni dla Lecha

Atmosfera przyjaźni panująca na trybunach pomiędzy kibicami Arki i Lecha za bardzo udzieliła się piłkarzom gospodarzy. Podopieczni trenera Grzegorza Nicińskiego kilka razy rozłożyli czerwony dywan zapraszając pod własną bramkę zawodników Lecha. Ci skorzystali z gościny czując się jak u siebie w domu. Arka przegrała z Kolejorzem 1:4, ale jako pierwszy zespół w tym roku strzeliła Lechowi gola.
Dopiero po raz trzeci w sezonie w pierwszym składzie Arki znalazł się Rafał Siemaszko, który w tych rozgrywkach zapracował na miano super jokera. Szansę pokazania się o pierwszej minuty w meczu przeciwko zespołowi, z którego jest wypożyczony otrzymał także Dariusz Formella.

Lech już w pierwszej akcji miał znakomitą szansę na objęcie prowadzenia. Szarży Dawida Kowanckiego nie udało się zatrzymać obrońcom gospodarzy i w sytuacji oko w oko z Konradem Jałochą znalazł się Darko Jevtić. Bramkarz Arki skutecznie obronił strzał pomocnika Kolejorza.

MAJEWSKI I GAJOS ROZMONTOWALI GDYŃSKĄ OBRONĘ

W 5 minucie Lech dopiął swego. Chwilę dekoncentracji w gdyńskich szeregach obronnych wykorzystał Radosław Majewski, który dośrodkował z prawego skrzydła do zamykającego akcję na 3 metrze Macieja Gojosa. Stoperze Arki patrzyli bezradnie jak pomocnik wbiega w pole bramkowe, a starający się ratować sytuację Adam Marciniak był spóźniony.

JEVTIĆ CZAROWAŁ, A GDYNIANIE STALI JAK WRYCI

11 minut później Lech prowadził już 2:0. Ponownie nie popisali się defensorzy Arki. Mimo gąszczu nóg gdyńskich obrońców Darko Jevtić z łatwością doszedł do pozycji strzeleckiej prezentując przed strzałem serię efektownych zwodów. Przy uderzeniu końcem buta, mającego bałkańskie korzenie Szwajcara, Jałocha był bezradny.

Mimo, że Arkowcy już na samym początku bardzo utrudnili sobie walkę o korzystny wynik, starali się prowadzić grę i budować ataki z zaangażowaniem wszystkich zawodników z pola. Po stracie dwóch goli gra gospodarzy wyglądała nawet lepiej niż we wcześniejszych fragmentach spotkania. Problem w tym, że musieli radzić sobie z defensywą, z której w tym roku nikomu nie udało się rozmontować.

KOWNACKI Z DZIECINNĄ ŁATWOŚCIĄ

O ile w ataku gospodarzom udało się ładnie wymieniać podania, choć bez dochodzenia do pozycji strzeleckich, o tyle obrona Arki była dziurawa jak ser szwajcarski. Minutę przed końcem pierwszej połowy obronę żółto-niebieskich ośmieszyli Maciej Wilusz i Dawid Kownacki. Ten pierwszy popisał się kilkudziesięciometrowym podaniem, ten drugi pięknie skleił piłkę i mimo asysty Krzysztofa Sobieraja i Adama Marciniaka podwyższył na 3:0. Dla 19-letniego napastnika był to 6 gol w 6 ostatnich meczach.

SIEMASZKO ZNALAZŁ WYTRYCH

Na początku połowy okazało się, że jednak można zaskoczyć Lecha. Wytrych do szczelnie zaryglowanej bramki poznaniaków znalazł Rafał Siemaszko. Napastnik Arki w 52 minucie po podaniu Mateusz Szwocha jako pierwszy w 2017 roku znalazł sposób na pokonanie Matusa Putnockiego. Trafienie na 3:1 dodało animuszu gospodarzom, którzy odważnie ruszyli po gola kontaktowego. Lech przez dłuższy fragment nie mógł przedostać się w okolice żółto-niebieskiej „szesnastki”. Arka miała przewagę w posiadaniu piłki, ale klarownych okazji nie potrafiła wykreować.

ARKĘ DOBIŁ ROBAK

Trener Grzegorz Niciński zareagował posyłając do boku drugiego napastnika. Przemysław Trytko zmienił Mateusza Szwocha, a po upływie kolejnych kilkunastu minut na boisku pojawili się w miejsce Marcusa Da Silvy Miroslav Bożok i za Yannicka Sambeę Kakoko Michał Nalepa. Te roszady na niewiele się zdały. Arce nie udało się zmienić wyniku. Ta sztuka udała się rezerwowemu Lecha. Chwilę po wejściu wynik spotkania na 4:1 dla gości ustalił Marcin Robak. Napastnik Lecha zdobył zdobył swoją 13 bramkę w sezonie,  mimo bliskiego sąsiedztwa Adama Marciniaka. To był także 13 gol stracony przez Arkę w bieżących rozgrywakach po uderzeniu głową jednego z rywali. Gdynianie są liderami w całej ekstraklasie w tej niechlubnej statystyce. W końcówce swoją szansę miał Trytko, ale jego strzał wybronił Putnocky.
 
Porażka z Lechem była 11 porażka w sezonie i 6 na własnym stadionie. Teraz podopieczni trenera Grzegorza Nicińskiego będą musieli szukać punktów 18 marca w Gliwicach z Piastem.

mh
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj