W sobotę mecz ostatniej szansy Grzegorza Nicińskiego. Trener Arki Gdynia siedzi na beczce prochu, lont już się pali

Sobotni mecz z Pogonią Szczecin może być ostatnią szansą dla Grzegorza Nicińskiego. Jeśli piłkarzom Arki Gdynia znów powinie się noga, szkoleniowiec straci pracę. Prezes klubu Wojciech Pertkiewicz nie ukrywa, że bardzo duży kredyt zaufania, jakim obdarzono trenera Nicińskiego, jest już na wyczerpaniu.
NICIŃSKI SIEDZI NA BECZCE PROCHU

Grzegorz Niciński to człowiek, w którego żyłach płynie żółto-niebieska krew, a praca w Arce Gdynia to dla niego coś więcej niż tylko wykonywanie zawodowych obowiązków. Jako trener żółto-niebieskich świetne passy przeplatał z gorszymi, ale z każdego kryzysu wychodził obronną ręką. Obecnie przeżywa z pewnością najtrudniejszy okres w karierze szkoleniowca. Duże poparcie, jakim cieszył się wśród osób decyzyjnych w klubie, zostało niezwykle nadwątlone. Wydaję się, że jedynie diametralna przemiana prowadzonego przez niego zespołu może uratować mu skórę.

– Trener Grzegorz Niciński na pewno poprowadzi Arkę w sobotnim meczu przeciwko Pogoni Szczecin. Nie da się jednak ukryć, że siedzi na beczce z prochem, lont jest podłączony, a iskra poszła. W najbliższym czasie czekają nas ważne decyzje. Mówi się, że tylko spokój nas uratuje. W tym momencie spokój może nas też zabić, dlatego musimy to zrównoważyć – mówi prezes Arki Wojciech Pertkiewicz.

POTENCJALNI NASTĘPCY W BLOKACH STARTOWYCH

Pewne jest, że jeśli gdynianie w Szczecinie nie zaprezentują się dużo lepiej niż w ostatnich meczach z Wigrami i Górnikiem oraz nie zdobędą punktów, a dokładniej kompletu, „Nitek” będzie musiał opuścić pokład Arki. Jak zawsze w momentach, kiedy trenerska głowa wisi na włosku, aktywizuję się giełda nazwisk ze szkoleniowcami czekającymi, by powrócić na karuzelę. W tym gronie znajdują się między innymi Maciej Skorża, Leszek Ojrzyński oraz Mariusz Rumak. W poczekalni jest także Czesław Michniewicz, który po bardzo dobrym początku sezonu z Bruk-Bet Termalicą, w tym roku nie zadbał o podtrzymanie formy małopolskiego zespołu, co skutkowało zwolnieniem.

– Ja już kiedyś powiedziałem, że nie chcę pracować w mieście, w którym mieszkam. Poza tym przepisy nie pozwalają, żeby teraz przejął jakiś klub. Już kiedyś prowadziłem Arkę. Na pewno nie będą pracował w Gdyni – podkreśla Czesław Michniewicz.

MICHNIEWICZ TRZYMA KCIUKI ZA „NITKA”

47-letni szkoleniowiec regularnie pojawia się na meczach Arki i kibicuje Grzegorzowi Nicińskiemu.

– Zadzwoniłem do Grzegorza. Znamy się długo, grał u mnie jako zawodnik. Powiedziałem, żeby spokojnie i konsekwentnie pracował i trzymał się swego planu – mówi Michniewicz.

Z PUSTEGO I SALOMON NIE NALEJE?

Arka w tym momencie jest wymieniana w gronie głównych kandydatów spadku z ekstraklasy. Beniaminek na ligowe zwycięstwo czeka od miesiąca. W ostatnich czterech spotkaniach żółto-niebiescy stracili 15 goli. Martwi brak formy praktycznie wszystkich zawodników. Drużynie brakuje lidera, a zimowe transfery na razie nie wypaliły i nic nie zapowiada, aby miało to nastąpić w najbliższym czasie.

– Nie widziałem różnicy pomiędzy zespołem, który przegrał z Górnikiem Łeczna, a tym który przegrał z Wigrami. Zagrali inny zawodnicy, ale nie widziałem jakieś zmiany na plus. Przede wszystkim uciekł mi z pola widzenia Yannick Sambea Kakoko, który zagrał świetnie przeciwko Niecieczy, kiedy prowadziłem ten zespół. Brakuje mi także Antoniego Łukasiewicza. Problem jest też z bramkarzem. Jeśli jeden puszcza 4 gole, zmienia go drugi i też puszcza 4 gole. To na pewno nie pomaga w podejmowaniu decyzji Nicińskiemu – kończy Michniewicz.

Jeśli piłkarze Arki chcą nadal aby prowadził ich Grzegorz Niciński powinni nie tylko wygrać w sobotę z Pogonią, ale zaprezentować dużo lepszy styl niż w ostatnich tygodniach.

mh
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj