– To ciągle bolące miejsce w mojej pamięci, w sercu, ciągle odczuwam brak moich przyjaciół. Może gdybyśmy mogli od razu normalnie przeżyć żałobę i wiedzieli jak do tego doszło i mieli przekonanie, że sprawdzane jest jak doszło do tej tragedii, to nie byłaby to taka niezagojona blizna – mówił w 7. rocznicę katastrofy pod Smoleńskiem Maciej Łopiński, szef gabinetu Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
W rozmowie z Agnieszką Michajłow polityk wspominał ostatni wieczór przed katastrofą, który spędził w Belwederze. – Prezydent poprosił, żebyśmy przyjechali do Belwederu, gdzie pracował nad wystąpieniem, które miał wygłosić w Katyniu. Jak przyjechaliśmy, Leszek prosił, żebyśmy posłuchali. Na nas to wystąpienie zrobiło tak wielkie wrażenie, że przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Nawet zaniepokoił się, spytał: Coś było źle? A my na to, że wystąpienie było znakomite. Do dziś żałuję, że go wówczas nie nagrałem. Później pogadaliśmy i zjedliśmy kolację.
PO PROSTU POGADAĆ
– Potem udał się do swojej chorej matki, która wówczas leżała w szpitalu. Ja wróciłem do swojego wynajmowanego mieszkania i zacząłem zbierać się do wyjazdu do Gdańska. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę Gdańska. Leszek zadzwonił do mnie, spytałem czy coś się stało z mamą, a on: Chciałem po prostu pogadać. Zawróciłem i wróciłem, rozmawialiśmy o życiu, tak jak zwykle. Rozstaliśmy się gdzieś ok. 23.
WIELE OSÓB SKREŚLIŁEM Z LISTY, JEDNĄ DOPISAŁEM
– Zadawałem sobie pytanie, czemu ja nie poleciałem do Smoleńska. Było to oczywiste i pewne, że on chce polecieć i poleci. Zacząłem sobie przypominać, że byłem z nim w Katyniu we wrześniu 2007 roku i że wiele osób chce towarzyszyć prezydentowi w tym wyjeździe. Domyślałem się, że jeśli trzeba będzie podejmować decyzje polityczne, żeby kogoś skreślić z listy do wyjazdu, to pewnie na mnie spadnie ten obowiązek. Kilka osób skreśliłem z listy, ale jedną osobę dopisałem, był to mój przyjaciel Przemysław Gosiewski – wspominał Maciej Łopiński.