Piłkarze Arki Gdynia znacznie skomplikowali sobie sytuację w tabeli.. Na 3 kolejki przed końcem sezonu spadli na przedostatnie grupie spadkowej. W arcyważnym meczu z Wisłą Płock żołto-niebiescy przegrali 0:1. Już podczas spotkania dało się odczuć bardzo negatywne emocje. Po końcowym gwizdku wyraz frustracji dał Krzysztof Sobieraj. Najbardziej doświadczony zawodnik żółto-niebieskich winnych szukał w wielu miejscach, aż wkroczył na trybuny..
OBERWAŁO SIĘ KIBICOM
Arka znalazła się pod ścianą, a w sytuacji kiedy jest się przypartym do muru szuka się rozmaitych rozwiązań, próbując złapać oddech i wydostać z potrzasku. Reakcją obronną staje się paniczny krzyk, a także machanie rękami. W afekcie można zadać przypadkowy cios komuś, kto na niego nie zasłużył. Krzysztof Sobieraj wielokrotnie udowadniał, jak bardzo ważnym klubem jest dla niego Arka, nie raz podkreślał wyjątkowość kibiców żółto-niebieski, ale też nie raz puszczały mu nerwy w najmniej odpowiednim momencie. Niepotrzebny wybuch nastąpił po porażce z Wisłą Płock, kiedy jeden z najbardziej doświadczonych zawodników Arki dał upust emocjom.
– Chcieli ekstraklasy, a raptem chodzi ich kilka tysięcy. To są Ci najbardziej zagorzali kibice. Teraz widać jak wielu kibiców sukcesu było. Wszyscy domagają się ekstraklasy, ale nie ma kto przyjść i nas wesprzeć. Ukłony i szacunek dla tych kibiców, którzy pojawiają się na stadionie. Wiemy na ilu ludzi możemy liczyć. Myślę, że około 5 tysięcy. Ktoś powie, że grą nie zapraszamy ich na stadion. Niech przyjdą, niech kupują bilety i na każdym meczu będzie 15 tysięcy i wtedy niech się domagają od prezesów sprowadzenia dobrych zawodników, a od nas pełnego zaangażowania, tak po meczu z Wisłą mówił Krzysztof Sobieraj.
ZABRAKŁO UGRYZIENIA SIĘ W JĘZYK
35-letni obrońca znany jest z tego, że czasem zapomina, że zęby przydają się między innymi do zagryzienia języka. Sobieraja można jednak po części rozgrzeszyć. Emocje w trakcie i po meczu z Wisłą były naprawdę ogromne. Niektóre decyzje sędziego Bartosza Frankowskiego zamiast przygasić iskry, które leciały z obu stron, dolewały oliwy do ognia. Arbiter odpalił zapalnik w układzie nerwowym kilku piłkarzy zarówno Arki jak i Wisły, ale po zakończeniu meczu najdłużej chłodził się Krzysztof Sobieraj, któremu drogę w kierunku sędziego starali się zagrodzić nawet koledzy z zespołu. Już po meczu „Sobi”, a także Marcus Da Silva zostali ukarani żółtymi kartkami.
SOBI MA RACJĘ ALE WYBRAŁ NAJGORSZY MOMENT
Jeśli spojrzymy na średnią liczbę widzów, która ogląda w tym sezonie domowe mecze Arki, to faktycznie nie jest kolorowo. Stadion mogący pomieścić około 15 tysięcy kibiców wypełnił się tylko raz na derbach Trójmiasta z Lechią Gdańsk. Frekwencja nieźle wyglądała także na początku sezonu, kiedy stęsknieni za ekstraklasą fani żółto-niebieskich pojawili się licznie na meczach z Wisłą, Ruchem, Zagłębiem( ponad 10 tys.) oraz Śląskiem, Cracovią ( ponad 9 tys.). Im dalej w las tym mniej ludzi na stadionie. W tym roku frekwencja podskoczyła tylko na meczach z Cracovią ( ponad 9 tys) i Lechem ( ponad 11 tys.). Trudno zatem nie zgodzić się z Krzysztofem Sobierajem, że najwierniejsza grupa żółto-niebieskich wynosi około 5 tysięcy co oznacza zapełnienie tylko 1/3 trybun przy Olimpijskiej.
ZŁY MOMENT
Zawodnik Arki wybrał jednak bardzo niewłaściwy moment na poruszanie tego tematu. Jak futbolowy świat długi i szeroki największym magnesem dla kibiców są wyniki osiągane przez ich drużynę, a te w przypadku Arki, na finiszu sezonu są mierne. W walce o utrzymanie każde kibicowskie gardło jest na wagę złota.