Z rowerem na Kaszuby? Czemu nie. Kupiliśmy bilet, weszliśmy na peron i… zaczęły się nerwy

SKM raczej kreuje się na przyjazną rowerzystom i zachęca do zwiedzania Kaszub na jednośladach. I bardzo dobrze. Kiedy zdecydujemy się jednak z tej oferty skorzystać, już tak kolorowo nie jest. Czeka nas sporo nerwów, przepychania, a czasami nawet przymusowe oczekiwanie na kolejny pociąg.

Chcąc lekko podreperować opaleniznę oraz zakosztować wiosennej kąpieli w jeziorze, z piękniejszą połową naszego dwuosobowego gospodarstwa domowego postanowiliśmy wybrać się na Kaszuby. Taka szybka rowerowa akcja – wyjeżdżamy w sobotę rano, wracamy w niedzielę po południu. Plan – teoretycznie – idealny. Wygodna podróż pociągiem, kanapeczka, kawka z termosiku i kompocik. Później to już tylko kaszubska euforia. Pięknie? Pięknie, ale tylko w teorii.

MINY ZRZEDŁY JAK PODJECHAŁA KOLEJKA

Uśmiechnięci od ucha do ucha w sobotni poranek podjechaliśmy na dworzec w centrum Gdyni, zakupiliśmy bilety do Kościerzyny, wtargaliśmy sprzęt na peron. I co? I serce roście – cała masa rowerzystów. Starsi, młodsi, najmłodsi i psy w koszyczkach. Wszyscy chcą jeździć po Kaszubach. Klasa! Ten zachwyt trwał jednak jakieś 87 sekund, do momentu, kiedy podjechała kolejka. W niej miejsce na rowerów sześć – a na peronie jednośladów lekko z dwadzieścia.

Wiadomo, każdy chce mieć pewność, że ten wyśniony weekend na Kaszubach spędzi. Zaczyna się więc robić lekko nerwowo, ciasno, a poszanowanie dla osób starszych czy kobiet schodzi na dalszy plan. Eskalacji negatywnych emocji, a w zasadzie – żeby nie owijać – awanturze zapobiegła tylko racjonalna postawa pani konduktor (którą serdecznie pozdrawiam). Powiedziała, że lepiej rowery ustawić bokiem niż wieszać na hakach, bo w ten sposób zmieści się ich więcej. I faktycznie, dzięki temu rozwiązaniu wszyscy zapakowali się do SKM. Oczywiście, nie zabrakło uszczypliwych komentarzy, bo wiadomo, „ciężko przejść”, „a tutaj to jest miejsce siedzące, a nie na rowery” i inne takie mniej lub bardziej „kąśliwe”.

To była dopiero Gdynia. Mniej więcej do Żukowa cały czas się ktoś z rowerami dosiadał – czasami pojedynczo, czasami całe rodziny. Było coraz ciaśniej, a co za tym idzie, ulatniała się także wygoda. Atmosfera była napięta, ale dzięki stale uśmiechniętej pani konduktor i bardzo ludzkiemu podejściu emocje udało się opanować. Ciekawsza była podróż z powrotem.

CZEKAJ, NIE MA MIEJSCA

Na peronie w Kościerzynie około godziny 17:00 w niedzielę spotkaliśmy sporą grupę rowerzystów, którzy, jak się okazało, „okupowali” peron od dłuższego czasu. A to dlaczego: jak łatwo się domyśleć, grupa weekendowiczów na rowerach chciała z Kaszub wrócić do Trójmiasta. Podjechała wcześniejsza kolejka, a miejsc na jednoślady niezmiennie sześć. Kiedy już zaczęli układać rowery obok siebie, przyszedł pan konduktor i powiedział, że haków jest sześć, więc pojedzie tyle samo rowerów. Próby nieśmiałej próby oporu konduktor spacyfikował bardzo szybko: „to utrudnianie w kursowaniu pociągu, jest na to paragraf i zaraz wezwie policję”. Każdy rozsądnie myślący człowiek nie chce raczej zwieńczać udanego weekendu rozmową z funkcjonariuszami, więc większość opuściła pociąg – pojechało tylko kilku. Trudno się też dziwić postawie pana konduktora – są przepisy, coś się stanie i on za to „beknie”. Z rozmów w peronowych kuluarach wynika, że taka sytuacja powtarza się w każdy ładniejszy weekend. Zawsze są jacyś „poszkodowani”.

TO TRZEBA PRZEMYŚLEĆ?

Tak szybko kalkulując można dojść do wniosku, że tę kwestię można rozwiązać na trzy sposoby. Po pierwsze – większa częstotliwość kursowania kolejek na Kaszuby w weekendy (można zakładać, że rowerzystów stale będzie przybywać) – co 2 godziny po południu to jak widać chyba trochę za mało. Nie ma co się oszukiwać, dworzec i peron w Kościerzynie są piękne i urocze, ale na zwiedzenie wszystkich zakamarków wystarczą 3 minuty… Pozostałe 117 minut człowiek się po prostu nudzi i irytuje. Po drugie – wydłużone składy. To więcej wagonów, więcej miejsca i więcej rowerów. Logiczne. Po trzecie – zmiana procedur – że, gdy rowerów jest dużo, układać je w składzie inaczej i żeby było to rozwiązanie „systemowe”, a nie tylko gest konduktora zależny tylko i wyłącznie od jego humoru.

Jeżeli SKM chce, aby ludzie podróżowali z rowerami uśmiechając się do siebie, chyba musi coś zmienić. W innym wypadku będzie bardzo dużo poirytowania, nerwów i kłótni. To więcej niż pewne, bo patrząc na pierwsze, cieplejsze weekendy, w te wakacje czeka nas prawdziwy, rowerowo-kaszubski bum.

Łukasz Wojtowicz

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj