Tragedia podczas triathlonu w Elblągu. Ekspert tłumaczy: „Ostateczna decyzja zawsze należy do zawodnika”

– To zawodnik podejmuje decyzję, czy płynąć dalej. Ratownicy zrobili wszystko, co mogli – komentuje tragiczne wydarzenie, do którego doszło w niedzielę podczas Garmin Iron Triathlon w Elblągu Marcin Dybuk, współorganizator podobnych imprez i jednocześnie zawodnik. 42-letni mężczyzna zasłabł podczas zawodów i mimo interwencji ratowników nie udało się go uratować. Do tragedii doszło w niedzielę podczas etapu pływackiego na rzece Elbląg.

Ratowniczka zauważyła, że mężczyzna się zatrzymał. Zapytała go, czy potrzebuje pomocy. Ten miał powiedzieć, że popłynie dalej. Niestety, po pokonaniu kilku metrów zasłabł. Mimo natychmiastowej akcji nie udało się go uratować. Według nieoficjalnych informacji przyczyną śmierci był zawał, potwierdzić ma to wtorkowa sekcja zwłok.

TO DECYZJA ZAWODNIKA

Marcin Dybuk podkreśla, że ostateczna decyzja należy do zawodnika. – Jeśli on zdecyduje, że chce płynąć dalej – to płynie. Chyba, że to jest sytuacja kryzysowa, że go całkowicie „odcina” i pada. Wtedy nie ma dyskusji. Tutaj jednak nie było takiej sytuacji – mówi.

Dodaje jednocześnie, że problem jest bardzo złożony. Jak mówi, organizatorzy przywiązują bardzo dużą wagę do bezpieczeństwa i do obsady ratowniczej. – My – zawodnicy – ponosimy odpowiedzialność za swoje czyny – zaznacza.

– Zanim wystartowałem – przeszedłem szereg badań. Musiałem sprawdzić, czy mój organizm jest zdolny podjąć taki wysiłek. Echo serca, próby wysiłkowe, badania krwi. Przebadałem się na wszystkie możliwe sposoby. To ja podejmuję odpowiedzialność za to, jak będę się czuł na tych zawodach. To ja mam troje dzieci, żonę, to ja muszę wiedzieć, czy jestem zdolny do takiego wysiłku, jakim jest triathlon. Jeśli my o siebie nie zadbamy, to nikt tego nie zrobi – tłumaczy.

RATOWNICY ROBIĄ WSZYSTKO, CO MOGĄ

W przypadku kryzysowych sytuacji organizatorzy podejmują ogromny trud, żeby danego człowieka uratować – zaznacza Dybuk. – Mamy ratowników na wodzie, często więcej, niż ich powinno być, mamy płetwonurków, mamy całą obsadę na brzegu. Wszyscy są świetnie wyszkoleni.

BADANIA?

Przy okazji takich sytuacji zawsze pojawia się pytanie, czy amatorzy powinni przechodzić badania przed zawodami. Zawodnik przed startem podpisuje oświadczenie, że jest zdrowy i zdolny do startu. Zaświadczenie od lekarza? – A jak organizatorzy mieliby je weryfikować? – pyta Marcin Dybuk. Oczywiście byłoby super gdyby się to udało, ale dodaje także, że nie zawsze są one miarodajne. – Poszedłem z synem do lekarza i widziałem jak go zbadał. Poprosił o książeczkę sportową, osłuchał i wbił pieczątkę z adnotacją zdolny. Inny lekarz zrobił to już solidnie. Dlatego nie jest problemem załatwić sobie badanie – opowiada. – To każdy zawodnik, także amator powinien zadbać o siebie. Echo serca, próba wysiłkowa, morfologia. To nie są drogie badania. Warto zainwestować i być spokojniejszym.

WAŻNA DECYZJA

Podjęcie decyzji o rezygnacji z zawodów wiąże się z dużym wyrzeczeniem, ale często może ono uratować życie. – Mam kolegę, który w zeszłym roku startował w zawodach. Po etapie pływackim złapał go jeden, drugi skurcz i po prostu wsiadł na łódkę ratowników i wyszedł. To było dla niego trudne, musiał przełknąć tę porażkę. Wiem, że ciężko jest czasami podjąć taką decyzję. To są ogromne emocje. Adrenalina robi swoje – podkreśla Marcin Dybuk.

mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj