– Politycy sami szukali kontaktu ze mną, w tym prezydent miasta Gdańska i członkowie Prezydium Miasta Gdańska – zeznał Marcin P. przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Jak przekonywał, sam chciał „odcinać się” od polityków. Sejmowa komisja śledcza ds. Amber Gold prawie sześć godzin przesłuchiwała w środę byłetgo twórcę i prezesa Amber Gold.
Marcin P. odmówił odpowiedzi na trzy pierwsze pytania, w tym m.in. na pytanie o to, kiedy zdecydował się na stworzenie Amber Gold i skąd pochodziły środki na założenie tej działalności. Świadek nie chciał też odpowiedzieć na pytanie, skąd miał pomysł na stworzenie Amber Gold.
Pytany, jak wyglądała bieżąca działalność Amber Gold, Marcin P. powiedział, że działalność spółki była „zorganizowana, bardzo przejrzysta, jasna i klarowna”.
Stwierdził także: ja nic Polakom do zwrócenia nie mam (…) kompletnie nic.
„POLITYCY SZUKALI KONTAKTU ZE MNĄ”
– Politycy sami szukali kontaktu ze mną, w tym prezydent miasta Gdańska i członkowie Prezydium Miasta Gdańska – zeznał Marcin P. Jak przekonywał, sam chciał „odcinać się” od polityków. Przewodnicząca komisji ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann (PiS) pytała Marcina P., czy w zakresie swojej działalności i bieżącego funkcjonowania jego firma kontaktowała się z politykami na Pomorzu.
Dopytywany, którzy politycy szukali z nim kontaktu stwierdził: – Na pewno prezydent miasta Gdańska poprzez port lotniczy w Gdańsku.
– Ja do końca nie pamiętam np. sytuacji ze sponsorowaniem filmu „Wałęsa”, bo mnie w tym czasie w biurze nie było, ale z relacji moich pracowników, o ile dobrze pamiętam pani Martyny Piwońskiej, to sam pan prezydent miasta Gdańska dostarczył mi propozycję i chciał ze mną rozmawiać na temat sponsorowania filmu o Wałęsie – podkreślił.
– Chęć znalezienia kontaktu ze strony polityków różnych opcji zawsze był, chyba najczęstszy był jednak z członkami Prezydium Miasta Gdańska z tego względu, że spółka miała siedzibę na terenie Gdańska – dodał Marcin P.
Marcin P. zapytany, czy w areszcie śledczym w Gdańsku ma komputer wraz z wi-fi, zeznał, że sam nie ma komputera, natomiast ma udostępniany przez areszt śledczy komputer do zapoznawania się z aktami. Komputer – według niego – nie ma dostępu do wi-fi.
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz na Twitterze zaprzeczył zeznaniu Marcina P.
Zeznania Marcina P. są nieprawdziwe. Nie zabiegałem o spotkanie z nim. Nigdy się z nim nie spotkałem.
— Paweł Adamowicz (@AdamowiczPawel) 28 czerwca 2017
MICHAŁ TUSK PRZEKAZYWAŁ POUFNE INFORMACJE?
– Z mojej wiedzy wynika, że były poufne informacje przekazywane przez Michała Tuska – powiedział Marcin P. Poseł PiS Marek Suski pytał o informacje, które miał przekazywać Michał Tusk na temat firmy Wizz Air. – Stwierdził pan podczas zeznania, że kwestie, o których informował syn premiera, należą do kategorii poufnych, czy pan potwierdza, że były jakieś poufne informacje? – pytał Suski.
– Z mojej wiedzy – tak, cały czas mówię o tych dofinansowaniach, które były organizowane za pośrednictwem tej gdańskiej organizacji turystycznej. To są informacje poufne, tego pan nie znajdzie na żadnej stronie internetowej, ani, jak pójdzie pan do prezesa portu lotniczego, tam pan nie dostanie (takich informacji), nie znajdzie pan także informacji, do jakich portów lotniczych docelowo latają pasażerowie z przesiadki – powiedział Marcin P.
Tygodnik „wSieci” ujawnił stenogramy z podsłuchów ABW założonych u Marcina P. W przytoczonej rozmowie Marcin P. mówi do Jarosława Frankowskiego (dyrektora zarządzającego OLT Express): – Słuchaj, jeszcze mam jedno pytanie do ciebie odnośnie pamiętasz, mówiłeś, że Tusk ci przyniósł informację, ile Wizz Air płaci za jednego pasażera i jakie dostaje zwroty, pamiętasz?. Frankowski odpowiada: – Tak, tak. On mi mówił mniej więcej, tylko nie pamiętam, kurde, kwot, wiesz? (…) on tego nie przysyłał, jakby był ostrożny, tak.
Suski pytał też świadka, za co płacił Michałowi Tuskowi. – Michał Tusk stwierdził podczas przesłuchań (przed komisją śledczą), że przekazywał tylko informacje ogólnie dostępne na stronach internetowych – przypomniał Suski.
– Michał Tusk nigdy nic mi nie wysyłał, oprócz tego artykułu do autoryzacji, nie przypominam sobie, żeby Michał Tusk ze mną kiedykolwiek korespondował – powiedział Marcin P. Jak dodał, Michał Tusk korespondował m.in. z dyrektorem zarządzającym OLT Express Jarosławem Frankowskim. – Z moją żoną miał jedno spotkanie na temat możliwości wydawania – z racji jego doświadczenia dziennikarskiego – magazynu pokładowego – mówił świadek.
– Nie umiem dokładnie powiedzieć, co dokładnie robił pan Michał Tusk, bo on nie był bezpośrednio mi podległy, ja go nie rozliczałem z zadań, które on wykonywał, to jest pytanie do Jarosława Frankowskiego – powiedział Marcin P.
W połowie 2011 r. spółka Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express – linie OLT Express rozpoczęły działalność 1 kwietnia 2012 r. Po upadku OLT Express pod koniec lipca 2012 r. okazało się, że ze spółką współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku Michał Tusk.
„NA KONCIE MAM MOŻE 600 ZŁ”
Andżelika Możdżanowska (PSL) pytała P., kto pomagał mu w początkowej działalności w 2009 r., w tym – w opracowaniu modelu biznesowego Amber Gold. Świadek odmówił odpowiedzi. Na pytanie z jakich środków spółka pokrywała koszty stałe, P. odparł: „Z wypracowywanych dochodów”. Nie odpowiedział zaś na pytanie, z jakich czy czyich środków pokrywano koszty stałe w pierwszym okresie działalności spółki.
– Amber Gold składowało złoto, srebro i platynę – oświadczył P., pytany przez Możdżanowską, co spółka składowała. Odmówił odpowiedzi na pytanie, ile złota zakupiono. – Są określone faktury zakupu na to złoto – dodał.
Po dłuższym namyśle P. odmówił też odpowiedzi na pytanie Marka Suskiego (PiS), czy obawia się o swe bezpieczeństwo. – Rozumiem – skwitował poseł.
Suski pytał też świadka, ile pieniędzy ma obecnie na koncie i czy może to być kilkanaście tys. zł. – W roku pewnie tak – odparł P., który dodał, że teraz na koncie ma „może 600 zł”. Dodał, że pieniądze te dostaje od siostry, a przeznacza je na zakup m.in. książek prawniczych i na opłatę kosztów sądowych.
„PRACOWNICY AMBER GOLD TO NIE BYŁO STADO BARANÓW”
Wszyscy dyrektorzy odpowiedzialni za funkcjonowanie departamentów spółki Amber Gold powinni zasiąść na ławie oskarżonych – przekonywał Marcin P. Wśród tych osób wymienił m.in. Joannę Traczyk, Małgorzatę Kim Kaczmarek i Annę Łaszkiewicz.
Dopytywany, czy jest w stanie wymienić z imienia i nazwiska te osoby odpowiedział: „Po pierwsze wszyscy dyrektorzy odpowiedzialni za funkcjonowanie spółki Amber Gold, za departamenty w tej spółce”.
„Pani Joanna Traczyk, pani Małgorzata Kim Kaczmarek, produktowe działy, dział marketingu pani (Anna) Łaszkiewicz, biuro jakości (…) wszyscy dyrektorzy, wysoko postawieni, biuro audytu, które audytowało na bieżąco działalność spółki, weryfikowało, czy pracownicy są zapoznawani z funkcjonującymi w spółce regulacjami i aktami normatywnymi – przecież to było wszystko potwierdzane, weryfikowane i na to są dokumenty, które to potwierdzają” – powiedział.
„NIKOMU NIE ZALEŻAŁO NA PROWADZENIU TEJ SPRAWY”
– Odniosłem wrażenie, że nikomu nie zależy na prowadzeniu tej sprawy – mówił były szef Amber Gold, o okolicznościach poprzedzających jego zatrzymanie. Jego zdaniem sytuacja się zmieniła, gdy śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Łodzi.
– Wszystko było tak robione, w cudzysłowie: po ludzku, humanitarnie, i dopiero po przeniesieniu sprawy do Łodzi, ta atmosfera zaczęła się zmieniać. I no, w zasadzie, nie wiem jak to określić, bo nie chciałbym wysnuwać zbyt daleko idących wniosków, ale ja odnosiłem wrażenie, że nikomu nie zależy na prowadzeniu tej sprawy” – powiedział Marcin P.
WSPARCIE GDAŃSKIEGO ZOO I FILMU „WAŁĘSA. CZŁOWIEK Z NADZIEI”
Nigdy nie spotkałem się osobiście z prezydentem Gdańska – mówił Marcin P. Były szef Amber Gold nie chciał ujawnić, dlaczego wsparł finansowo gdański ogród zoologiczny kwotą ponad miliona 600 tysięcy złotych. Jeśli chodzi o sponsorowanie filmu „Wałesa”, Marcin P. stwierdził, że była to inicjatywa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Na produkcję filmu „Wałęsa” spółka Amber Gold dała 3 milionów złotych.
Były szef Amber Gold mówił, że nie zależało mu na „umoczeniu” rządu Donalda Tuska. Jak dodał, jego wcześniejsza karalność to był fakt powszechnie znany i nie była to żadna tajemnica. Od słów Marcina P. stanowczo odcina się prezydent Gdańska: Nie było żadnych kontaktów Pawła Adamowicza z szefem Amber Gold – tak oświadcza jego rzecznik. Prezes gdańskiego Portu Lotniczego Tomasz Kloskowski powiedział, że nie śledzi na bieżąco przesłuchania Marcina P, a to co słyszał to – jak mówi „kompletna bzdura”. Szerzej do sprawy obiecał odnieść się w czwartek.
Przesłuchaniu Marcina P. przysłuchiwał się Grzegorz Armatowski:
PAP/ga/puch