Trójmiasto w XXI wieku. Prawie 2,5 tys. domów bez kanalizacji

W XXI wieku w nowoczesnej metropolii Trójmiasta prawie 250 ulic nie jest skanalizowanych. Oznacza to, że w Gdyni, Gdańsku i Sopocie blisko 2,5 tys. domów wciąż korzysta z szamba. Tak jest m.in w gdańskich dzielnicach Matarnia, Brętowo i Oliwa, a także w Gdyni Wiczlinie, Chwarznie i Demptowie.

Pierwsza sieć kanalizacji datowana jest na 3000 r. p.n.e. i pochodzi z dorzecza Eufratu. W Polsce kanalizacja pojawiła się w XIV wieku, a jednak nie wszędzie dotarła. Mamy rok 2017, a w nowoczesnej metropolii, jaką jest Trójmiasto, wciąż są miejsca, w których mieszkańcy nie mają dostępu do tego „cudu techniki”.

NIE TAKA NOWOCZESNA

Mogłoby się wydawać, że tak nowoczesne miasto, jak Gdynia, nie ma problemu z zapewnieniem podstawowych potrzeb swoich mieszkańców. Okazuje się, że w mieście może być ponad 1200 posesji pozbawionych dostępu do kanalizacji. W przypadku takich miast, jak Sopot czy Gdańsk problem polega na dużej odległości domów od głównych sieci kanalizacyjnych, ale w Gdyni sprawa wygląda bardziej banalnie. W niektórych miejscach barierą nie do pokonania dla miejskiej sieci kanalizacyjnej staje się zwykła ulica.

W Gdyni dostęp do wody pitnej ma niemal 99 proc. mieszkańców, ale do kanalizacji już nie. Choć miasto stale prowadzi inwestycje w tym zakresie. Jeszcze do niedawna w takiej sytuacji byli mieszkańcy Demptowa. Jak się niedawno okazało, ich sytuacja po latach walki z urzędnikami się zmieniła. Do końca roku na ul. Zwierzynieckiej, Wilczej i Bobrowej wreszcie pojawi się kanalizacja. Niestety, podobnych miejsc w Gdyni jest więcej.

LATA OBIETNIC

Najlepszym przykładem jest Wiczlino. Mieszkańcy od lat apelują do władz miasta o podłączenie do sieci kanalizacyjnej. Wokół powstają kolejne inwestycje, a oni z roku na rok odsyłani są z przysłowiowym kwitkiem.

Mieszkańcy skarżą się na wysokie koszty utrzymania szamb – nawet 500 zł miesięcznie. Jak mówią najgorsza jest perspektywa tego, że samochód może nie przyjechać, zbiornik może się przepełnić, nieczystości trafią na posesje. Niektórzy od 9 lat czekają, aż miasto wreszcie zrealizuje swoje obietnice.

– Miasto wielokrotnie deklarowało, że kanalizacja zostanie podłączona. Jednak później okazywało się, że albo plan został wstrzymany, albo naszych domów wcale w nim nie było. W pewnym momencie zapewniono nas, że w ciągu 2 lat taka instalacja powstanie, został nawet przygotowany plan. Kolejne lata minęły, a plan został anulowany. To dramat, żeby w dużym mieście, jakim jest Gdynia, nie było kanalizacji, a powinna być wszędzie – mówi jeden z mieszkańców Wiczlina.

MIEJSKIE PRIORYTETY

Według Michała Bełbota, radnego z Gdyni, problem polega na tym, że miasto ma inne priorytety inwestycyjne. – Gdynia, która jest miastem bogatym, powinna znaleźć środki budżetowe na przeprowadzenie inwestycji pierwszej potrzeby, takich jak doprowadzenie kanalizacji. Problem może dotyczyć setek, jeśli nie tysiąca posesji, które nie są podłączone do miejskich sieci. To, że wielu mieszkańców korzysta z szamba jest skandaliczne, zwłaszcza gdy spojrzymy na fakt, że środki na takie inwestycje jak budowa Infoboxu czy kolejki na Kamienną Górę się znalazły – mówił Michał Bełbot.

Z jednej strony największym problemem w Gdyni są te posesje, które nie są podłączone do sieci i są od niej w dużej odległości. Z drugiej problemem jest ograniczanie zasięgu sieci kanalizacyjnej i brak możliwości podłączenia do niej. W Wiczlinie i Chwarznie, pomimo dużej rozbudowy, wciąż jest wiele miejsc, gdzie kanalizacja nie dochodzi. Często jest to odległość ulicy, która staje się fosą nie do pokonania.

NAJPIERW MODERNIZACJA, POTEM ROZBUDOWA

W Gdańsku liczba posesji niepodłączonych do miejskiej sieci kanalizacyjnej wynosi 980, a poza centrum miasta jest ich blisko 322. W tym przypadku problem jest bardziej złożony, bo najczęściej wynika ze specyfiki miasta. Duża powierzchnia sprawia, że coraz szybszy rozwój dalszych zakątków aglomeracji takich jak Brętowo i Matarnia, niestety nie idzie w parze z rozwojem sieci kanalizacyjnych.

Trudno jednak tłumaczyć brak kanalizacji ściekowej w takich miejscach jak Oliwa, nawet jeśli chodzi o jej obrzeża. Jednak to, co naprawdę może dziwić, to brak sieci kanalizacyjnej w oddalonej zaledwie o 2 km od starego miasta, dzielnicy Olszynka.

Kazimierz Koralewski, radny Prawa i Sprawiedliwości, który w poprzednich latach śledził tworzenie i modernizacje sieci kanalizacyjnej w Gdańsku uważa, że głównym powodem tego, że dziś ponad 1300 posesji nie ma podłączenia do kanalizacji jest fakt, że znajdują się one zbyt daleko miejskich sieci i nie można czynić z tego zarzutu. Uważa on, że w pierwszej kolejności trzeba zmodernizować już istniejące sieci, żeby podłączanie kolejnych miało sens.

100 PROCENT ZWROTU

Jednocześnie Gdańsk, podobnie jak Gdynia, zachęca mieszkańców do likwidacji zbiorników bezodpływowych i podłączania do sieci, jeśli ta przebiega blisko posesji. Koszty takiej instalacji nie powinny przekroczyć 3 tys. złotych. Nie wszystkich jednak przekonuje perspektywa takiego wydatku. Jak się okazuje, Gdańsk jest w stanie zrefundować taką inwestycję nawet w 100 procentach.

Jednym z warunków zwrotu kosztów jest nieprzekroczenie kwoty 3 tys. złotych. Dodatkowo trzeba przedstawić wniosek o udzielenie dotacji wraz z kserokopią rachunku potwierdzającego wydatek. Kolejnym warunkiem jest oświadczenie, że nie korzystaliśmy z podobnej refundacji w przeciągu ostatnich 2 lat.

SOPOT W SIECI

Z niechlubnego rankingu wyłamuje się Sopot, w którym podobne przypadki praktycznie nie występują. Sopot – z racji zupełnie innej struktury niż Gdynia i Gdańsk – zwyczajnie się nie rozrasta.

Szacuje się, że na terenie miasta znajdują się od 2 do 4 posesji niepodłączonych do miejskiej sieci kanalizacyjnej. Jak tłumaczą urzędnicy, powód jest prosty, posesje zlokalizowane są w okolicach lasu, daleko od miejskich ścieków.

Szamba najczęściej są rozwiązaniem stosowanym przez właścicieli małych działek budowlanych, niemających możliwości podłączenia do miejskiej sieci kanalizacyjnej. Jednak nie wszystkie szamba spełniają zadania w stu procentach. Zbiornik, który przecieka, jest niebezpieczny dla zdrowia, wód gruntowych, a niekiedy dla samych budynków. Każde miasto ma swój program, poprzez który zachęca mieszkańców do likwidacji przydomowych zbiorników. Problem zaczyna się wtedy, kiedy mieszkańcy nie mają wyboru.

jk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj