Prawie osiem milionów metrów sześciennych drzew w Polsce, z czego ponad dwa miliony na Pomorzu powaliła piątkowa wichura. Bilans nawałnicy nie jest ostateczny, ale już wiadomo, że straty są ogromne. Według szacunków z drugiej doby po przejściu kataklizmu liczba ofiar wzrosła do sześciu, a ogołoconych z drzew zostało ponad 8.000 hektarów lasu. To powierzchnia 16 tysięcy pełnowymiarowych boisk piłkarskich!
– To był największy taki kataklizm w niemal stuletniej historii Lasów Państwowych – ocenia Adam Kwiatkowski, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku. Huragan z 11 na 12 sierpnia najwięcej zniszczeń spowodował na terenach trzech Regionalnych Dyrekcji Lasów Państwowych: Torunia, Gdańska i Poznania. Mniej, ale również, poszkodowane zostały tereny dyrekcji ze Szczecinka, Wrocławia i Łodzi. Po nawałnicy najbardziej ucierpiały Bory Tucholskie i Nadleśnictwo Lipusz.
– To katastrofa na kilku płaszczyznach – mówią leśnicy. To nie tylko szokujący krajobraz połamanych jak zapałki drzew czy zniszczenia materialne, ale także katastrofa ekologiczna i społeczna.
NADAL PANUJE ZAKAZ WSTĘPU DO LASÓW
– W tej chwili trwa udrożnianie dróg, w tym dróg leśnych. Służby docierają też do odciętych od świata leśniczówek. Powalone drzewa wciąż stanowią niebezpieczeństwo i stwarzają kolejne zagrożenie – pożarowe – ostrzegają leśnicy. – Apelujemy, by nie wchodzić na tereny zniszczone przez żywioł. Ten las jest niestabilny. W każdej chwili drzewa mogą złamać się czy pęknąć i spaść na głowę – mówi Adam Kwiatkowski.
Ponadto korony drzew, które leżą na ziemi odznaczają się wysoką palnością, a to stanowi duże niebezpieczeństwo pożarowe.
Po wichurach w trzech nadleśnictwach wciąż obowiązuje całkowity zakaz wstępu do lasu. Chodzi o Nadleśnictwa Lipusz, Cewice i Kościerzyna.
POSŁUCHAJ:
Aleksandra Nietopiel/hb