Miał połamane ręce, ale pogotowie odesłało go „z kwitkiem”. Skandaliczna sytuacja w Pruszczu Gdańskim

Jedna ręka złamana w przedramieniu, druga złamana w barku, ale pomocy w pogotowiu nie uzyskał. Na skandaliczny sposób traktowania w przychodni w Pruszczu Gdańskim skarży się pan Piotr Stępień. Dyrektorka placówki zapowiada kontrolę.

Piotr Stępień we wtorek rano w pobliżu pogotowia miał wypadek rowerowy. Jeździ tą trasą regularnie, więc kojarzył, że przy ul. Raciborskiego kilka tygodni wcześniej zaczęło działać nowe pogotowie.

AROGANCKIE ZACHOWANIE PERSONELU

– Mimo że czułem poważny ból, to pozbierałem się i „doczłapałem” do pogotowia. Pielęgniarce, która była w recepcji powiedziałem, że podejrzewam u siebie złamanie ręki. Ona powiedziała, że ich chirurg jest na zwolnieniu lekarskim, w związku z czym mogę jechać do Gdańska lub do Tczewa. Gdy zapytałem, jak się tam dostać usłyszałem, że komunikacją miejską. Nawet zapytałem, czy jest możliwość, aby mnie zawieziono karetką, ale powiedziano mi, że nie świadczą usług transportowych – mówi pan Piotr.

Mężczyzna najpierw próbował zamówić taksówkę, ale wszystkie były zajęte. Poprosił więc kolegę, aby go odebrał i zawiózł do szpitala w Gdańsku. Jak twierdzi pan Piotr, przez pół godziny, które spędził w pogotowiu, nikt – po początkowej odmowie – nie zaoferował mu żadnej pomocy.

Gdy kolega przywiózł mnie do szpitala Copernicus, okazało się, że mam złamane dwie ręce. Jedną w barku, drugą w przedramieniu. Konieczna była operacja, więc myślę, że miałem wystarczający powód, by odwieziono mnie karetką z pogotowia do szpitala. Ja zresztą jeszcze w Pruszczu byłem oburzony tym jak mnie potraktowano, ale nie miałem siły, aby kłócić się z tą pielęgniarką i zacząłem szukać pomocy na własną rękę – relacjonuje pan Piotr.

BĘDZIE DOKŁADNA KONTROLA

Anna Górska, dyrektorka Samodzielnego Publicznego Pogotowia Ratunkowego w Pruszczu Gdańskim, od naszego reportera dowiedziała się o tej sprawie. Nie ukrywała zdziwienia, ale zapowiedziała też dokładną kontrolę tej sytuacji.

– Ta sytuacja jest dla mnie olbrzymim zaskoczeniem, bo nasz personel jest bardzo dobrze przygotowany do pracy. Trudno mi na tym etapie dokładnie odnieść się do tej sytuacji. Przede wszystkim sprawdzę i zbadam, czy rzeczywiście takie zdarzenie miało miejsce. Jeśli okaże się, że w trakcie rozmowy personelu z pacjentem zabrakło empatii i wyczucia, że potrzebuje pomocy, to wyciągniemy konsekwencje służbowe – zapowiada Anna Górska.

Dyrektorka SPPR przyznaje, że nie można było pomóc panu Piotrowi na miejscu, ponieważ w pogotowiu nie było chirurga. Jednak w sytuacji poważnego urazu personel powinien zgłosić w dyspozytorni zapotrzebowanie na karetkę, by ta mogła przewieźć mężczyznę do szpitala.

 

Więcej w materiale naszego reportera:

Sylwester Pięta/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj