To może być czarny weekend dla trójmiejskich piłkarzy. Lechia i Arka zmierzą się z objawieniami sezonu

To będzie niezwykle ciężki weekend dla trójmiejskich ligowców. Lechia pojedzie na gorący teren do Zabrza na mecz z Górnikiem, Arka w Kielcach zmierzy się z nieobliczalną Koroną. To może być czarny weekend dla naszych drużyn, które w ekstraklasie nie błyszczą, a ich rywale grają z takim polotem i fantazją, że ciężko nam znaleźć argumenty przemawiające za biało-zielonymi i żółto-niebieskimi. Przed zdecydowanie trudniejszym zadaniem są piłkarze Lechii. Biało-zieloni pojadą do jaskini lwa. Groźnego, nieobliczalnego i zabójczo skutecznego Górnika. Drużyna Marcina Brosza to żadne Pendolino, nie nazwałbym ich nawet francuskim TGV, to wręcz japońskie Shinkansen. To jeden z najszybszych pociągów świata, który mknie po torach ponad 400 km/h.

Z podobną prędkością po torach naszej ekstraklasy jedzie rozpędzony Górnik. Zabrzanie jeńców na murawie nie zostawiają. Od 1. do 90. minuty są „w gazie”. Nieważne czy grają z mistrzem Polski, czy z ostatnią w tabeli Pogonią Szczecin. Walka, walka i jeszcze raz walka. I pomyśleć, że jeszcze w poprzednim sezonie, do ostatnich spotkań, bili się o awans do ekstraklasy. Wrażenie robi średnia wieku drużyny ze Śląska. Ta wynosi nieco ponad 23 lata, a w większości skład Górnika stanowią wychowankowie bądź zawodnicy pochodzący ze Śląska. Piłkarsko – fakt – Górnik, przynajmniej do końca jesienno-zimowych rozgrywek jest poza zasięgiem jakiekolwiek drużyny w ekstraklasie.

TRYBUNY ROBIĄ WRAŻENIE

Kolejnym argumentem przemawiającym za Górnikiem jest aspekt kibicowski. Regularny komplet widzów na trybunach i atmosfera jaką tworzą pozwala twierdzić, że zabrzanie występują w innej lidze. Podczas gdy stadion Energa świeci pustkami i jest odwiedzany przez tę wierniejszą część biało-zielonej społeczności, tak stadion im. Ernesta Pola tętni życiem przy każdej ligowej kolejce. W przypadku średniej frekwencji w rundzie jesiennej Górnik w tyle zostawił Lecha Poznań, Legię Warszawa czy Wisłę Kraków. Trudno się jednak temu dziwić. Górnika chce się oglądać, czy na stadionie, czy przed telewizorem.

ZŁOCISTO-KRWISTA MASZYNA

Nie twierdzę, że tylko Lechia może mieć kiepski humor przy niedzielnym obiedzie. W podobnym nastroju może być Arka. Gdynianie w sobotę zmierzą się z Koroną Kielce. To kolejna z drużyn, przy grze której kibice ze zdumienia przecierają oczy. Dobrze pamiętam jak kielczan przejmował Gino Lettieri i jak „eksperci” oceniali ruch nowych właścicieli. Zwłaszcza, że z pracą pożegnał się Maciej Bartoszek, który już w poprzednim sezonie pokazał, że z ligowego przeciętniaka można zrobić zespół na przynajmniej pierwszą piątkę tabeli.

Tymczasem Włoch, po średnim początku, zaczyna osiągać wyniki, o których nie pomyślelibyśmy w lipcu. O ile sam fakt, że Korona przyjechała do Gdańska, zbiła Lechię 5:0 można przypisać szczęściu i po prostu znakomitej dyspozycji dnia, o tyle kolejne wyniki złocisto-krwistych ze szczęściem i dyspozycją dnia nie mają wiele wspólnego. Po pogromie w Gdańsku, Korona rozbiła u siebie Śląsk 3:0, następnie pokonała Legię Warszawa i na ten moment jest trzecią siłą w Polsce.

ARKA W KRATKĘ

Korona jest zdolna do wszystkiego. Zwłaszcza w meczach przed własną publicznością, a gdynianie grają niestety w kratkę. Po zwycięstwach nad Sandecją i Śląskiem zimny prysznic przyszedł w Płocku przeciwko, nie oszukujmy się, przeciętnej Wiśle.

Wojciech Luściński
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj