Jak sobie radzić ze świątecznym obżarstwem?

20915456 1773772002657516 4397059398266693107 n

Za niecały tydzień wielu z Was zasiądzie przy wigilijnym stole, który będzie uginał się pod wspaniałymi potrawami.

Bożonarodzeniowa uczta na pewno nie skończy się na pierwszy i drugim dniu świąt, gdyż wszelkie mięsiwa, ciasta, pierogi będzie spożywało się w zasadzie do końca bieżącego roku.

Znając życie, już teraz telewizje śniadaniowe przygotowują zaproszenia dla specjalnych gości, którzy do znudzenia będą dyskutować o zrzucaniu zbędnych kilogramów, które nabyło się podczas świątecznej wyżerki.

W zasadzie każdy wie, że potrawy wigilijne czy choćby wielkanocne są dość zdrowe i smaczne, a jedynie brak zahamowań może spowodować nagły wzrost kaloryczności naszego ciała.

Nie będziemy tutaj uprawiać żywieniowego moralizatorstwa i zniechęcać do konsumowania przygotowanych specjałów, na które czeka się cały rok. W końcu po to są święta, aby sobie trochę pofolgować – pamiętając o tym, aby zbytnio nie przesadzić.

A jak ze świątecznym obżarstwem radzą sobie Ci pomorscy biegacze, którzy niegdyś mieli bardzo spore problemy z otyłością? O tym opowiadają poniżej.

Iza Bieszke – Fit Matka Wymiataczka

   

W Święta nigdy nie patrzyłam na to, co jak było zrobione – czy potrawa jest z majonezem czy bez. Wiadomo, że to czas, gdy stół ugina się od jedzenia. Jeździmy od domu do domu. Od rodziny do rodziny i zawsze wygląda to tak, że najpierw jemy główne danie, potem kawka, ciasto, a za chwilę kolacja i tak trzy dni pod rząd.

Nie obżerałam się ile wlezie, Jadłam to, co lubiłam – pierogi, rybka, paszteciki, ciasta, serniczek, który zresztą uwielbiam do dzisiaj. Dodatkowo wieczorne zapijanie całych Świąt i leżakowanie po męczącym jedzeniu było normą.

Od czasu, gdy moje życie jest aktywne – nadal jem te swoje świąteczne pyszności, ale po małej modyfikacji. Zamieniłam majonez na jogurt, smażone na pieczone itd.

Nie jem już wszystko na raz. Staram sie robić większe przerwy między potrawami oraz stanowczo nakładam sobie mniej. Zawsze też mówię – nie dajmy sie zwariować, bo w jeden dzień nic sie nie stanie. Nasza forma nie pójdzie na marne po jednym dniu odpustu, ale też nie ukrywam, że czasami myślę – kurdeee, muszę pobiegać godzinę, żeby to spalić.

Święta to czas, który spędzamy z najbliższymi osobami. Kiedyś była tylko rodzina, obiady, ciasta. Teraz doszło do tego bieganie, dzięki czemu moje życie stało sie fajniejsze. No i można więcej zjeść. Sporadyczne rodzinne spacerki po bulwarze czy osiedlu zamieniły się…, a może wieczorem spokojne kółeczko.

Tym sposobem życzę Wam zdrowych, spokojnych i oczywiście aktywnych Świąt w gronie najbliższych.

Agnieszka Dobbek – BobaFit
24862630 532575233743919 8513965458696910571 n
Prawie całe życie walczyłam z wagą – bezskutecznie.  Brakowało w całym tym „odchudzaniu” dyscypliny, aktywności fizycznej, a także i wiedzy. Dieta cud nie istnieje – „cud będzie jak schudnę” – a to wiąże się z racjonalnym odżywianiem i zmianą nawyków żywieniowych.

Przed rozpoczęciem życia biegowego, na mój talerz lądowało dosłownie wszystko w kosmicznych czasem ilościach. Pamiętam jedne święta – tak się objadłam, że z uśmiechem na twarzy poszłam odśnieżać podwórko, żeby część kalorii spalić. Po czym usiadłam ponownie do stołu – nakładając jeszcze więcej jedzenia. Cóż, więcej jadłam niż spalałam.

Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Wiedza i sukces w zgubionych kilogramach uświadamia mi, że są okoliczności w ciągu roku, gdy można sobie pozwolić na więcej… Święta Bożego Narodzenia kryją w sobie tyle smakołyków, że chce się wszystkiego spróbować.

W wigilię staram się skosztować każdej potrawy (po troszku). W kolejny dzień Świąt przed śniadaniem idę potruchtać, aby nabrać dalszego apetytu. Święta są raz w roku. Na zupę grzybową w wykonaniu mojej mamy czekam bite 365 dni! Nie wyobrażam sobie jej odmówić, jak i makowca oraz innych pyszności.

Olimpijczykiem nie zostanę, biegam dla zabawy i zdrowego samopoczucia. Jeśli na co dzień pilnujemy swojej miski, to przez Święta nie stracimy formy.

Magdalena Jędrzejak – Magda z Fejsbuka/Pozytywna Wariatka

13697269 1627868157527873 6142528268825166449 n
Szczerze mówiąc, nie widzę nic złego w tak zwanym świątecznym obżarstwie. Po pierwsze, jeśli chodzi o moje codzienne bytowanie w kuchni, najczęściej pojawiam się tam w celu zagotowania wody na kawę i przegryzienia jakiejś w naprędce zrobionej kanapki.

Nie jest moim hobby przygotowywanie potraw czy odżywianie się, niezależnie od mojej aktywności fizycznej bądź jej braku. Po drugie, w mojej rodzinie tradycyjnie jedzenie przygotowują głównie rodzice. Uważam, że nie ma smaczniejszej zupy grzybowej czy pierogów z mięsem niż te, które przygotowuje moja mama. Tata z kolei celuje w daniach rybnych, które uwielbiam.

Mając tak wspaniałe perspektywy, nie mam zamiaru się ograniczać. Istotna różnica pojawia się natomiast, gdy chodzi o słodycze. Jestem nałogowym słodyczożercą. Kiedyś w Święta – słodkie zagryzałam słonym, słone popijałam kawą i tak na okrętkę.

Teraz mając świadomość, ile trzeba byłoby biegać, żeby spalić tabliczkę czekolady, cukierki, ciasto i jeszcze parę innych przysmaków, dlatego wolę zjeść mniej. No i staram się nie mieć słodyczy w domu, bo wtedy takie argumenty mogą okazać się za słabe.

Grzegorz Elmiś – Biegacz Portowy
 
16602958 1043195802453715 6409368853544777318 n
Pewnie podobnie jak wielu z Was i ja każdego roku wyczekiwałem Świąt Bożego Narodzenia, nie mogąc doczekać się tych wszystkich pyszności, które będzie można skosztować. Zapewne domyślacie się, że nie miałem żadnych ograniczeń. Jadłem wszystko na co miałem ochotę.

Jak to bywa w Święta – brzuch szybko staje się pełny i za każdym razem mówimy sobie, że zaraz pękniemy, sięgając po kolejny kawałek ciasta, bo tego jeszcze nie spróbowaliśmy.

Oczywiście nadal czekam na Boże Narodzenie i na te wszystkie pyszności, które zjadam z miłą chęcią. Różnica jest jednak taka, że już się nie obżeram, tylko zjadam wszystko po troszeczku. Najważniejsze jest to, że nie odpuszczam w tym okresie biegania ani innych aktywności, więc kalorie spalam na bieżąco.

Jedna rada. Nie dajcie się zwariować, bo Święta są też po to, żeby z rodziną spędzić je przy stole – zjadając pyszności, które się na nim znajdują. Ja w krytycznym momencie ważyłem 127 kg, a obecnie moja waga sięga 79 kg. Jem to co kiedyś, tylko z umiarem i oczywiście nie wieczorem czy późną nocą.

Maciej Gach
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj