Gdzie dwóch się bije, tam… Asseco dzięki tandemowi górą w meczu „o cztery punkty”

Z piekła do nieba i z powrotem. Koszykarze Asseco ponownie zafundowali kibicom dreszczowiec, tym razem jednak ze szczęśliwą puentą. Duet gospodarzy Garbacz – Witliński poprowadził gdynian do cennego zwycięstwa 83:82 nad Rosą Radom.

Goście przyjechali do Gdyni jak po swoje. Pierwsze minuty spotkania to agresywna obrona Rosy, która poskutkowała m.in. szybkimi dwoma faulami Dariusza Wyki. Na tablicy w moment więc zrobiło się 3:10. Dziwiły szczególnie błędy Krzysztofa Szubargi, który od początku nie mógł wejść w mecz. Do tego stopnia, że trener Przemysław Frasunkiewicz na 3 minuty przed końcem pierwszej kwarty postanowił zamienić go Przemysławem Żołnierewiczem. W tym fragmencie zresztą, Frasunkiewicz wymienił niemal całą piątkę: weszli Jankowski, Ponitka, Put i Witliński. Roszady jednak nie zmieniły obrazu kwarty. 8:26 to najlepszy komentarz do bezradności, jaką prezentowali koszykarze w pomarańczowych strojach.

 

Z AKCENTEM NBA

Po przeciwnej stronie stał szybki i zwinny Kevin Punter – wchodził bezkarnie pod kosz, łapał na faulu Żołnierewicza, zdobywając punkty po akcji 2+1. (wówczas 24:8 dla gości). O tym, że jest to nieprzypadkowy wyczyn, niech świadczy fakt, że Punter w 2016 roku „powąchał” parkietów NBA, występując w letniej lidze dla Minessoty Timberwolves.

„PANTERA” TYLKO NA POKAZ

W drugiej kwarcie, im częściej gospodarze starali się niwelować straty, tym goście odpowiadali równie skutecznie. Modelowa akcja: Wyka za trzy, chwilę potem rosły skrzydłowy Patrik Auda odpowiada tym samym. I tak, jakby z odtworzenia niemal przez 3/4 kwarty. Lider gości Punter nadal czuł się bardzo pewnie, czarował kozłem, ale z jego popisów wynikało coraz mniej. Najpierw przestrzelił, potem zgubił piłkę, coraz częściej podejmując po prostu złe decyzje. Ambitna postawa Jakuba Garbacza, pozwoliła wówczas Asseco na zbliżenie się na 10 oczek. 23-latek przechwytywał, asystował, ale przede wszystkim sam najczęściej brał na siebie odpowiedzialność za zdobywanie punktów (do przerwy 14 punktów).

WYKA WIEDZIAŁ

Na 4 minuty do końca drugiej kwarty Piotr Szczotka trafił za trzy, zmniejszając przewagę gości do 7 punktów. Siedzący na ławce Dariusz Wyka uniósł ręce w geście triumfu. Nieśmiały i lekko ospały tłum, coraz żwawiej dopingował miejscowych w gdyńskiej hali, a wynik 31:38 zwiastował powrót do gry. Nie byłoby go jednak, gdyby nie fenomenalna postawa Jakuba Garbacza, zdobywcy do końca pierwszej połowy 14 punktów.

GARBACZ TRÓJKOWICZ

Show Garbacza w drugiej połowie trwało w najlepsze. 23-latek zbierał i punktował, w moment wyprowadzając zespół Asseco na prowadzenie. Do pomocy dołączył mu Witliński i Asseco z drużyny „do bicia” zmieniło się w taką, która nie tylko przejmuje inicjatywę, ale i kontroluje to, co dzieje się na parkiecie. W decydujących fragmentach meczu, gdy goście ponownie złapali rytm, a duet Amerykanów Punter – Harrow celnymi rzutami zniwelowali przewagę, zapachniało nerwówką.

GDZIE DWÓCH SIĘ BIJE…

Wojnę nerwów i końcowe przeciąganie liny z faulami i rzutami osobistymi w tle, wygrali jednak gospodarze. Tandem Witliński – Garbacz zdobył łącznie aż 46 punktów, ten drugi okraszając mecz aż 6 trafionymi rzutami za 3 punkty. Publiczność na stojąco oglądała końcowe fragmenty meczu i trudno się jej dziwić, bowiem temperatura w Gdynia Arenie ponownie sięgała wrzenia. Dzięki zwycięstwu, Asseco nadal pozostało w grze o turniej finałowy Pucharu Polski, wyprzedzając jednocześnie Rosę w tabeli PLK.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj