Ogromne emocje zafundowali kibicom szczypiorniści Wybrzeża Gdańsk i Gwardii Opole. Po końcówce, do której zdawałoby się scenariusz pisał Alfred Hitchcock, lepsi okazali się goście, którzy po zwycięstwie 24:23 wywożą z Gdańska cenne cztery punkty. Od początku obie drużyny prezentowały bardzo równy poziom. Z biegiem czasu optyczną przewagę uzyskali jednak gospodarze, którzy po serii trzech bramek z rzędu wyszli na prowadzenie 7:4. Rafał Kuptel musiał poprosić o czas, bo opolanie ewidentnie pogubili się w ataku i obronie. Czas poskutkował odrobieniem strat, ale Gwardia nie potrafiła wyjść na prowadzenie.
PAN OD KARNYCH
Wybrzeże w spotkaniu z Gwardią miało także człowieka od zadań specjalnych. Mający problemy zdrowotne Wojciech Prymlewicz, nie mogąc wspomóc kolegów w ataku, podchodził tylko do rzutów karnych. Znany z dobrze ułożonej ręki skrzydłowy tylko w pierwszej połowie czterokrotnie pokonał Adama Malchera.
BRAMKA ZA BRAMKĘ
Do końca pierwszej połowy żadna z drużyn nie potrafiła odskoczyć rywalowi na kilka bramek. Zdecydowanie pluć w brodę mogą sobie gdańszczanie, którzy roztrwonili trzy bramki przewagi z początku spotkania. Na przerwę zespoły schodziły z remisem 13:13.
PIERWSZE PROWADZENIE
Po przerwie Gwardia zaczęła grać odważniej. Efekt? Pierwsze prowadzenie w meczu. Z każdą minutą drugiej połowy gdańszczanie tracili kontrolę nad meczem. Czerwoną kartkę ujrzał Maciej Pieńczewski, który podczas gry w osłabieniu starał się wrócić do bramki, ale nieszczęśliwie sfaulował rywala. Na domiar złego Wybrzeże przegrywało wówczas 17:19.
HORROR W KOŃCÓWCE
Pod koniec spotkania Wybrzeże zdołało doprowadzić do remisy. Siły się wyrównały, bo w drużynie gości czerwoną kartkę ujrzał Przemysław Zadura. O losach meczu zdecydowała ostatnia, dramatyczna minuta. Gdańszczanie mieli dwie piłki meczowe, ale młody skrzydłowy – Krzysztof Komarzewski najpierw nadział się na interweniującego Adama Malchera, a następnie chybił. Goście ostateczną akcję przeprowadzili w ostatnich 10 sekundach. Na dwie przed końcową syreną doskonałe podanie na koło dostał Mateusz Jankowski i zapewnił swojej drużynie cenne punkty.