W gdańskim Sądzie Okręgowym wygłoszono mowy końcowe w procesie Henryk Jagielski – Lech Wałęsa. Współorganizator strajku w stoczni gdańskiej w 1970 roku pozwał byłego prezydenta o naruszenie dóbr osobistych. Lech Wałęsa miał nazwać Jagielskiego tajnym współpracownikiem o pseudonimie Bolek, a także zarzucić mu agenturalną przeszłość i pobicie kolegi z pracy. Henryk Jagielski domaga się od byłego prezydenta przeprosin oraz odszkodowania. W piątek w gdańskim Sądzie Okręgowym wygłoszono mowy końcowe.
Pełnomocnik Henryka Jagielskiego domagał się odwołania przez Lecha Wałęsę słów skierowanych wobec współorganizatora strajku w 1970 roku. – Jaki jest sens i interes społeczny aby domniemane fakty z życia powoda ujawniać? Żaden. Te fakty są nieprzydatne dla opinii publicznej. One zostały użyte żeby zdeprecjonować Henryka Jagielskiego. Naruszone zostało jego prawo do prywatności. Doszło tu do nadużycia wolności słowa. Postawiono zarzuty o dużym ciężarze gatunkowym, pomimo tego, że Lech Wałęsa sam w nie wątpi, czemu dał wyraz na sali sądowej. Nie można tu mówić o zgodności z prawem – powiedział adwokat Henryka Jagielskiego Bogusław Kosmus.
Prawnik domaga się przeprosin Lecha Wałęsy dla swojego klienta oraz odszkodowania. Adwokat podkreślał, że w tym procesie nie ma znaczenia przeszłość Lecha Wałęsy, a jedynie słowa, które formułował pod adresem Henryka Jagielskiego. Bogusław Kosmus nazywał to obroną przed dowodami na agenturalną przeszłość byłego prezydenta.
– My udowodniliśmy, że wszystko co powiedział publicznie prezydent Lech Wałęsa, jest zgodne ze stanem jego wiedzy, co udowodnił bardzo starannie. Powszechnie wiadomo, że Henryk Jagielski był zarejestrowany w SB w latach 60. Na podstawie tej wiedzy mówił o faktach, które zdaniem prezydenta Wałęsy są udowodnione. Wnoszę o oddalenie pozwu i żądań w całości. Posługiwano się donosami, żeby zaatakować głowę ruchu solidarnościowego Lecha Wałęsę. Atakowane jest jedno z największych dóbr ostatnich lat. Ta okoliczność nie może być tu zapomniana – kontrował pełnomocnik Lecha Wałęsy Marcin Prusak. Byłego prezydenta RP nie było na sali sądowej.
„NAGLE ZNIKNĄŁ I BYŁ W OKNIE KOMISARIATU”
Po wyjściu z sali sądowej Henryk Jagielski nie krył oburzenia wobec obrony Lecha Wałęsy. – On nie powiedział słowa prawdy. Jak można mówić, że ja kogoś pobiłem? Osoba, o której mowa nie mogła pracować w magazynie. Jak prawnik może tak kłamać? Tak samo Wałęsa kłamie! Byłem oburzony tym wszystkim – komentował współorganizator strajku w grudniu 1970 roku. – Dużo rzeczy mnie spotkało, ale nie takie kłamstwa jakie mówi Wałęsa. On do niczego się nie przyzna. Myśmy się wszyscy domyślali, że coś z nim jest. Ja go nie znałem do chwili kiedy drugiego dnia strajku w grudniu 1970 roku szedł z nami i nagle zniknął. Przechodzimy pod komendę miejską, a on był w oknie komisariatu! Gdy ludzie go zobaczyli myśmy mu z Henrykiem Lenarciakiem mu życie uratowali! Jak on się tam dostał? On był szpiclem! – mówił Henryk Jagielski.
Wyrok w tej sprawie zostanie ogłoszony w czwartek 1 lutego.