Trefl zagra z mistrzem, liderem i teoretycznie nie ma szans. Niech historia zatoczy koło

Starcie z mistrzem Polski w półfinale krajowego Pucharu. Trudno o zadanie bardziej wymagające. Nie znaczy jednak, że niewykonalne, zwłaszcza dla Trefla Gdańsk, który już raz tego wyczynu dokonał. W sobotę spróbuje zrobić to znów i miejmy nadzieję, że historia zrobi to, co lubi. Powtórzy się. Wygrana po tie-breaku z BBTS-em Bielsko-Biała. Otwarcie zmagań w Pucharze Polski w sezonie 2014/15 w wykonaniu wtedy jeszcze Lotosu Trefla Gdańsk trudno było nazwać imponującym, ale nie styl był wtedy najważniejszy. Ważne, że gdańszczanie przeszli do kolejnej rundy. Że zaczęli pisać piękną historię i nie skończyli jej bez happy-endu już po pierwszym rozdziale.

NIE BEZ STRATY SETA, ALE BEZ PROBLEMÓW

Kolejnym rywalem żółto-czarnych był Transfer Bydgoszcz, czyli drużyna teoretycznie mocniejsza od bielszczan. Zespół zajął w sezonie 2013/14 9. pozycję, wyprzedzając o jedną właśnie siatkarzy z Trójmiasta. W pierwszym secie bydgoszczanie rzeczywiście okazali się lepsi – wygrali do dziewiętnastu – ale w trzech kolejnych nie mieli nic do powiedzenia. Zdobywali w nich kolejno 13, 21 i 13 punktów. Deklasacja.

ŻÓŁTO-CZARNY KOŃ ROZGRYWEK

Wygrana z Transferem w ćwierćfinale oznaczała, że gdańszczanie awansowali do fazy, do której na pierwszy rzut oka zupełnie nie pasowali. Półfinały, a w nich PGE Skra Bełchatów, Asseco Resovia Rzeszów i Jastrzębski Węgiel. Czołowa trójka poprzedniego sezonu PlusLigi i żółto-czarny gość, który łokciami rozpychał się w tym towarzystwie i w tamtym czasie narobił sporo szumu, bo rozgrywki ligowe skończył przecież ze srebrnym medalem na szyi. Jednak w Pucharze nie miał prawa marzyć o niczym więcej, bo na drodze do finału stanął mistrz z Bełchatowa. Gdańszczanie powtórzyli jednak to, co udało im się z zespołem z Bydgoszczy. Rywalowi oddali tylko jednego, trzeciego, seta, a pozostałe wygrali do 21, 23 i 22 i od triumfu dzielił ich już tylko jeden mecz. Jednak Asseco Resovia też wydawała się zespołem silniejszym od Lotosu Trefla, a pomimo to była w stanie wygrać, podobnie jak Transfer i PGE Skra, tylko jednego seta. Wielki sukces żółto-czarnych stał się faktem. Gdańszczanie zdobyli Puchar Polski.

JESZCZE RAZ POBIĆ MISTRZA I WYRÓWNAĆ RACHUNKI

To fantastyczne wspomnienia i trudno nie szukać analogii do tamtych rozgrywek podczas obecnych. Co prawda Trefl do rywalizacji stanął dopiero w ćwierćfinale i bez większych problemów awansował, ale znów trafił na mistrza. Znów nie ma prawa myśleć o pokonaniu rywala, który w tym sezonie potknął się tylko raz. Znów jego wygrana będzie wielką niespodzianką. Zwłaszcza biorąc pod uwagę bezpośrednie mecze obu drużyn. Ostatnie zwycięstwo żółto-czarnych nad ZAKSĄ to luty 2016 roku. Ile się od tego czasu zmieniło nie trzeba nikomu tłumaczyć. Gdańszczanie mają jednak rachunki do wyrównania z zespołem aktualnym liderem PlusLigi, bo przegrali z nim na tym samym etapie rozgrywek w sezonie 2015/16, a i w obecnym sezonie ligowym zostali boleśnie obici.

ZABAWA NA CAŁEGO

Andrea Anastasi w swoich wypowiedziach nie brzmi jak człowiek, dla którego zdobycie Pucharu jest celem nadrzędnym. Wspomina o dobrej zabawie, zaznacza że to ZAKSA będzie faworytem, a Trefl skupia się na lidze. I dobrze, bo żółto-czarnym presja nie jest do niczego potrzebna. Turniej finałowy Pucharu Polski to wspaniałe wydarzenie dla całej polskiej siatkówki. I miejmy nadzieję, że radość z wystąpienia w nim „gdańskie lwy” przekują w zwycięstwo nad mistrzem Polski. Przecież skoro się bawić, to na całego, prawda? A najlepiej z Pucharem w ręku.

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Trefl Gdańsk sobota, 27 stycznia, 14:45

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj