Gdy gwizdał – odrywał od rzeczywistości, gdy śpiewał – przenosił w inny wymiar. Wiedzieliśmy, że Kortez da dobry koncert. Ale nie spodziewaliśmy się, że to będzie aż tak bogate doświadczenie.
Niech nikt nie zrozumie tego źle – ten patetyczny wstęp nie oznacza, że Kortez był inny niż zwykle. Czapka, gruba bluza z kapturem, sympatyczny, ale trochę zamknięty. Głowa spuszczona. W studiu im. Janusza Hajduna grały już różne gwiazdy. Można powiedzieć, że nasi słuchacze mogli przywyknąć do energii, która tryskała z Meli Koteluk czy Tomasza Lipińskiego. Tym razem było trochę inaczej, bardziej sentymentalnie.
Fot. Radio Gdańsk/Hanna Berenthal
ŁADUNEK EMOCJONALNY
Kortez zaczął mocną przeszłością. W pierwszej części były piosenki z pierwszej płyty takie jak „Pocztówka z kosmosu”, „Zostań” czy „Z imbirem”. To – można z całą pewnością powiedzieć – jego znaki rozpoznawalne. Każdy fan muzyka wiedział, na jak wielki ładunek emocjonalny musi się przygotować. Ale i tak nie było łatwo to wytrzymać. Wśród publiczności była zupełna cisza.
Fot. Radio Gdańsk/Hanna Berenthal
POWIEW ŚWIEŻOŚCI
Później poczuliśmy „powiew świeżości”, czyli utwory z drugiej płyty „Mój dom”, oraz rewelacyjny utwór „Pierwsza”. – Jak człowiek się czuje, tak oddziałuje – jeszcze niedawno takie słowa wypowiedział artysta w rozmowie z Kamilem Wicikiem. Podkreślał, że gdy czuje smutek, wyładowuje go w studiu, nagrywając kolejne piosenki. W czwartek w studiu im. Janusza Hajduna Kortez był tak świetny, że mogliśmy obawiać się o jego samopoczucie. Mamy jednak nadzieję, że ten świetny koncert nie wynikał z gorszego humoru.
mili