Chcieli z przytupem wejść w piłkarską wiosnę, a skostnieli z powodu siarczystego mrozu. Lechia z Wisłą w przepychance wręcz oraz piłkarsko na remis 1:1.
Dokładnie w tym samym momencie sezonu ligowego rok temu Lechia była liderem Ektraklasy. Obecnie grzęźnie na 11. miejscu w tabeli, co pokazuje jakie nastroje panują wśród gdańskich kibiców. Gros z nich postanowiło pozostać w sobotę w domach – na trybunach zasiadło niespełna 8000 kibiców.
Ilekroć rozpoczyna się piłkarska wiosna, tylekroć słyszymy zapewnienia klubów piłkarskich. Zaczyna się solidnie przepracowaną zimą, dobrymi mikrocyklami oraz pomyślnym zgrywaniem się. Podobne deklaracje padały z ust piłkarzy Adama Owena. W sobotę w Gdańsku trudno jednak było zamaskować, że to pierwsza kolejka po przerwie zimowej. Zarówno piłkarze jednej, jak i drugiej drużyny często gubili rytm, tracili siły, przytykał ich kilkustopniowy mróz.
ZAWIEDLI SNAJPERZY
W Gdańsku między sobą mieli bić się trzeci z czwartym strzelcem Ekstraklasy. Górą pojedynku Paixao vs Carlitos, ten drugi, który strzelił bramkę i w ogólnej klasyfikacji odskoczył Portugalczykowi na dwa gole. Nie zmienia to jednak faktu, że jeden i drugi nie byli głównymi aktorami widowiska, ba, pod obiema bramkami raczej było podobnie anemicznie, co na trybunach Energa Areny.
PESZKO I MLADENOVIC NA PLUS
Odrobinę temperatury temu wszystkiemu przez wiele fragmentów spotkania starał się nadać Sławomir Peszko. Był aktywny, dynamizował ataki Lechii Gdańsk, ale zwyczajnie niekoniecznie w staraniach chcieli mu pomóc koledzy. Zamiast przyspieszać atak i podłączać szybkiego Peszkę, zwalniali tempo. Umiarkowany występ zaliczył nowy nabytek Lechii Filip Mladenovic. Momentami dobrze zatrzymywał akcje Wiślaków na lewej stronie, ale zabrakło mu celnych dośrodkowań w pole karne. Ogólne wrażenie pozostawił jednak pozytywne i wydaje się, że będzie istotnym elementem układanki Adama Owena.
MUSI BYĆ LEPIEJ
Inauguracja wiosennej części sezonu w Gdańsku upłynęła pod znakiem konsekwentnie formowanej defensywy obu zespołów. W ataku obie jedenastki spłodziły zaledwie 5 strzałów na bramkę rywali. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że tak Lechia, jak i Wisła przesadnie zadbały, by w sobotę za wszelką cenę nie przegrać. W konsekwencji Lechia nadal okupuje 11. miejsce w lidze. Oby wraz z rosnącą temperaturą najbliższych tygodni, wzrastały frekwencja i jakość gry Lechii, bo obie jeszcze pozostawiają wiele do życzenia.
Paweł Kątnik