Arka bezbramkowo zremisowała z Piastem. Gdynianie długimi fragmentami meczu byli lepsi i pokazali bardzo dobrą grę w obronie. Znów jednak żółto-niebiescy popisali się fatalną nieskutecznością i to przez nią zdobyli tylko jeden, a nie trzy punkty. Szczelna obrona – to główny atut Arki w meczu z Piastem. Nie dlatego, że każdy z czterech defensorów zagrał mecz życia. Ich występy były dobre, ale siła żółto-niebieskich polegała na tym, że obrona zaczynała się od Rubena Jurado, a kończyła na Pavelsie Steinborsie.
OBRONA ZACZYNAŁA SIĘ W ATAKU
Gdynianie byli nieprawdopodobnie zdyscyplinowani, a wyłamywał się z tego tylko Grzegorz Piesio. Jednak nawet jego chwile niesubordynacji były błyskawicznie naprawiane przez kolegów. Arka zakładała wysoki presing i nieraz odbierała piłkę na połowie rywala. Swoje próbował grać także Piast i w efekcie powstało całkiem dobre widowisko. W drużynie gości brylował Tomasz Jodłowiec. Silny, nieźle radzący sobie z piłką, stwarzał spore zagrożenie. W Arce najbardziej widoczny był Jurado. Hiszpan mógłby po meczu zyskać przydomek „Juragan”, ale raczej nie będzie o tym spotkaniu opowiadał wnukom, bo choć miał ogromną łatwość dochodzenia do sytuacji bramkowych, to nie był w stanie oddać choćby jednego cennego strzału. Nie udało się po odbiorze piłki w polu karnym i próbie z najbliższej odległości, nie powiodło się także po efektownych nożycach, ani w każdej kolejnej sytuacji.
PIAST ZNEUTRALIZOWANY
Każda zespołowa próba Piasta była błyskawicznie neutralizowana. Gliwiczanie zagrożenie stwarzali tylko po indywidualnych akcjach. Na takie decydowali się Jodłowiec i Żivec, ale albo uderzali niecelnie, albo na posterunku był Steinbors. Łotysz był bardzo solidnym uzupełnieniem żółto-niebieskiego kolektywu i z zadowoleniem może wrócić do domu po zachowaniu czystego konta. To defensywa zapewniła Arce punkt, ale do zdobycia trzech potrzebna była wartość dodana w ofensywie.
ZABRAKŁO JAKOŚCI W OFENSYWIE
Gdynianie nie mieli specjalnych problemów ze sforsowaniem defensywy Piasta. Poza wspomnianym Jurado próbował też Piesio, Bogdanov, ale pierwszy celny strzał oddał dopiero wprowadzony w drugiej połowie Esqueda. Gospodarze mieli celowniki tak rozregulowane, że mogliby mieć problem nawet z trafieniem do własnej szatni, zwłaszcza jeśli prowadziłby ich hiszpański napastnik. Żółto-niebiescy powinni tak naprawdę pluć sobie w brodę, bo po tym co pokazali w defensywie, wystarczyła jedna bramka i mieliby komplet punktów. I nie trzeba było stworzyć akcji godnej Realu Madryt, bo Jakub Szmatuła przy jedynej celnej próbie gdynian pokazał, że jego forma daleka jest od życiowej.
BŁĄD TAKTYCZNY OJRZYŃSKIEGO
Tak naprawdę najpoważniejszy błąd w defensywie gospodarze popełnili w 75. minucie. To wtedy Leszek Ojrzyński zdecydował się na zdjęcie z boiska Bogdanova i wprowadzenie Krzysztofa Janusa. Efekt był fatalny, bo żółto-niebiescy zostali błyskawicznie zdominowani w środku boiska, a przez to przestali stwarzać zagrożenie pod bramką Piasta. Gliwiczanie przejęli inicjatywę, a od celu momentami dzieliło ich kilkanaście centymetrów, kiedy Żivec trafił w poprzeczkę. Natarcie rywali udało się jednak przetrwać i gdynianie zachowali czyste konto, a w tabeli dopisali sobie kolejny punkt.
CZAS ZACZĄĆ STRZELAĆ
To był mecz, który Arka zdecydowanie mogła, a nawet powinna, wygrać. Gdynianie przez większą część spotkania byli lepsi, ale utratę dwóch „oczek” zawdzięczają swojej nieskuteczności. W ostatnich minutach mogli jeszcze zaprzepaścić cały swój trud, bo błąd taktyczny popełnij trener Ojrzyński, ale ostatecznie żółto-niebieski mur został nienaruszony i gdynianie dalej mają spore szanse na awans do grupy mistrzowskiej. Dzisiaj się od niej oddalili, a aby promocję uzyskać, muszą zacząć strzelać gole.
Arka Gdynia – Piast Gliwice 0:0