Przewodnik Kulinarny RG: To burger czy wieża? Gdyńska Carmnik Kantyna

carmnik

Czasem wydaje się, że na temat trójmiejskich burgerów wiemy już wszystko. W ostatnich latach dało się zauważyć znaczny przyrost lokali, serwujących ten amerykański przysmak. Wybór w tej kwestii jest faktycznie ogromny, a i pomysłów na oryginalność nie brakuje. Zatem pytanie brzmieć powinno, gdzie zjemy najlepsze burgery? Jednoznacznej odpowiedzi nie udzielimy, bo ilu ludzi, tyle opinii. Mimo wszystko chcielibyśmy przedstawić jednego z naszych faworytów.

Carmnik, bo o nim mowa, znany jest już od dobrych kilku lat trójmiejskim smakoszom za sprawą foodtruck’a, który często pojawiał się w różnych miejscach z okazji rozlicznych okoliczności. Nowością również nie jest otwarcie lokalu stacjonarnego, gdyż w centrum Gdyni zagościł on już na dobre i, sądząc po ilości klientów, trzyma się całkiem dobrze. To tylko utwierdza nas w przekonaniu, że w tych burgerach, faktycznie „musi coś być”.

DREWNO W SAMYM CENTRUM

Lokal znajduje się w ścisłym centrum Gdyni, przy ul. Antoniego Abrahama, w bezpośrednim sąsiedztwie ul. 10 lutego oraz Świętojańskiej. Bardziej w centrum chyba się nie da być.

Z ulicy, w pierwszej kolejności, rzuca się w oczy drewniany, oprawiony w czarną metalową ramę logo „Carmnik Kantyna”. Kantyna, gdyż w ten sposób właściciele chcą odróżnić lokal stacjonarny od foodtruck’a. Miejsce wita dużymi przeszklonymi szybami oraz, również szklanymi, drzwiami wejściowymi. Miejsce to raczej nie należy do dużych, stąd też w godzinach szczytu może być problem ze znalezieniem miejsca. Jedna ze ścian jest cała zabudowana drewnem w różnych kształtach i kolorach, chociaż trzeba przyznać że wszystko pasuje do siebie. Z kolei na przeciwnej ścianie ujrzymy szarą, ceglaną zabudowę. Wygląda to dosyć ciekawie i „nowocześnie”. Do tego po jednej stronie znajdziemy kilka mniejszych okrągłych drewnianych stoliczków wraz z krzesłami, podczas gdy na przeciwległej stronie kanapę oraz nieco większe, prostokątne stoły.

WYJĄTKOWY BAR

Do tego na osobne opisanie zasługuje bar, a w zasadzie przestrzeń za nim. Zza niego wyłaniają się ciekawie wyglądające szmaragdowe kafelki, nadające ciekawy kontrast do dominujących raczej jasnych, drewnianych barw. Nad kafelkami z kolei możemy zobaczyć drewniane kwadraciki. W każdym z nich wpisana jest jedna literka, a całość poukładana jest niczym w grze w Scrabble. Słowa, w które układają się drewniane kwadraciki jednoznacznie kojarzą się z miejscem, w którym jesteśmy – dużo nawiązań do jedzenia, odpoczynku czy pracy w gastro. Musimy przyznać, iż jest to jeden z bardziej oryginalnych pomysłów, z jakimi przyszło nam się spotkać podczas naszych „kulinarnych wędrówek”.

Fot. Radio Gdańsk/TommeK

WIEŻA CZY BURGER?

Przejdźmy jednak do konkretów, czyli do samego jedzenia. Po szybkim zapoznaniu się z menu, w którym, oprócz burgerów, znajdziemy również sandwiche czy steki, wybór padł na burgera BBQ (25zł) oraz Cheeza (22 zł). W cenie tej zawarte są również domowej roboty frytki oraz sos do frytek do wyboru. Liczyliśmy się z tym, że będzie trzeba trochę poczekać, ze względu na dosyć sporą ilość gości w lokalu, jednak, ku naszej uciesze, po około kwadransie mogliśmy się cieszyć z pysznie wyglądających burgerów.

Podane były na tacy, na papierze do pieczenia, z charakterystyczną długą wystającą wykałaczką. Do tego obok kubełek, wypełniony frytkami w przeróżnych kształtach, a wszystko to w towarzystwie sosu. W naszym przypadku, sosem tym był majonez. Przede wszystkim nasze buły imponowały wielkością. Trzeba było się naprawdę sporo nagimnastykować, aby dobrze je ugryźć.

DUŻY PLUS

Zaokrąglona bułka, posypana sezamem, mimo iż nie wyglądała, była bardzo chrupiąca i dobrze przypieczona. Dokładnie czegoś takiego szukaliśmy. Do tego ogrom składników, na które, w przypadku BBQ, składały się dobrze wysmażona wołowina, chrupiący bekon, sałata, pomidor, grzyby portobello, ogórek i ser mimolette. Trzeba przyznać, że „niebo w gębie”, jak to zwykło się mówić. Przede wszystkim było bardzo smacznie, chrupiąco i świeżo. Natomiast, jeśli chodzi o Cheeza, to w jego składzie, prócz wołowiny, znalazł się pomidor i ogórek, ser emmentaler i karmelizowana cebulka. Połączenie zdecydowanie prostsze, ale i w tym wypadku nie byliśmy zawiedzeni. Co do frytek, te również wypadły bardzo dobrze. Domowej roboty, przez co wyróżniały się nietuzinkowymi kształtami. Do tego bardzo chrupiąca skórka, a jednocześnie delikatne, niemalże rozpływające się wnętrze. Za frytki również bardzo duży plus!

Podsumowując, Carmnik poprzeczkę zawiesił bardzo wysoko  i ciężko będzie to przebić. Przede wszystkim miejsce to urzekło nas kreatywnością. Mnogość kompozycji smakowych i bardzo zaskakujące połączenia sprawiają, że jest to miejsce, w które warto wracać. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, a jednocześnie nie wyda majątku.

TommeK/mk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj