„Staliśmy tyłkiem na własnej połowie, to nas zgubiło”. Piłkarze Arki po przegranym finale Pucharu Polski [AUDIO]

– Wielkiej złości nie było, to przez naszą postawę Legia zasłużyła sobie na zwycięstwo – mówili zawodnicy Arki po przegranym finale Pucharu Polski. Legia odebrała gdynianom wywalczone przed rokiem trofeum, a żółto-niebiescy – lekcję gry w piłkę od zwycięzcy pretendującego do 13. tytułu mistrza Polski.


Posłuchaj wypowiedzi zawodników:

TEORIA VS PRAKTYKA

– Wierzyłem w to mocno, ja i cały zespół, że uda nam się po prostu pokonać Legię, bo pomimo ostatnich porażek czuliśmy się dziś mocni – mówił po meczu do mikrofonu Radia Gdańsk Michał Nalepa.

Arka przystąpiła do obrony trofeum po czterech przegranych spotkaniach ligowych, a ostatnie zwycięstwo w lidze odniosła pod koniec marca właśnie przeciw Legii.

– Wiedzieliśmy, jakie są mocne strony Legii, a jakie słabe, i pomimo tego, że o tym wiedzieliśmy, straciliśmy z tego bramki, niestety – kontynuował pomocnik, dla którego był to pierwszy udział w meczu finałowym Pucharu Polski. W zeszłym roku z gry o trofeum wyeliminowały go problemy zdrowotne.

– Podkreślę to, że mecz, niestety, w dużej mierze przegraliśmy w pierwszej połowie. Oddaliśmy pole Legii, która wykorzystała to, co ma najlepsze, czyli grę w piłkę. Ma piłkarzy, którzy gdy dostaną piłkę i czas, to mogą zrobić wiele. I my na to Legii pozwoliliśmy.

„CO SIĘ NIE UDAŁO, TO PAVELS WYBRONIŁ

O pierwszą bramkę Arkowcom przyszło walczyć aż do doliczonego czasu gry. Tego, ze względu na przerwy spowodowane odpalanymi przez kibiców środkami pirotechnicznymi, było aż 10 minut. Piłka posłana przez Dawida Sołdeckiego trafiła do bramki bronionej przez Radosława Cierzniaka dopiero w minucie 99.

– Na pewno gdybyśmy strzelili tę bramkę grając jeszcze w jedenastu, mogłaby ona dużo zmienić, bo do momentu czerwonej kartki mieliśmy chwile przewagi nad przeciwnikiem – przyznał autor bramki.

– Wiadomo, trzeba było dużo biegać, bo to jest Legia Warszawa – kontynuował Sołdecki. – Trzeba swoje wybiegać i się bronić, ale nie przekładało się to dla nas na sytuacje bramkowe. Blokowaliśmy dużo strzałów, bo ćwiczyliśmy to na treningach, że Legia wycofuje te piłki, a my mamy bronić ich strzały na wślizgach, ciałem. Co się nie udało, to Pavels wybronił. A bramki, które straciliśmy… Trener nas uczulał, że piłki będą wrzucane na Niezgodę, bo tak samo strzelili bramkę z Zabrzem. Pomimo tego, wszystko co trenowaliśmy zawiodło – podsumował strzelec gola.

„WIELKIEJ ZŁOŚCI NIE BYŁO”

W środowe popołudnie Arka stanęła przed szansą zdobycia swojego trzeciego Pucharu Polski. Trofeum, które ostatecznie powędrowało w ręce Legionistów, było dla nich 19. w historii klubu.

– Wielkiej złości nie było. To przez naszą postawę – podkreślę to – Legia zasłużyła sobie na zwycięstwo. Nie ma co się oszukiwać, była zespołem lepszym, zaznaczył pomocnik żółto-niebieskich.

– Myślę, że wyszliśmy na zbyt dużym spokoju w pierwszej połowie i to się zemściło – dodał zdobywca pierwszej bramki w ubiegłorocznym finale, Rafał Siemaszko.

– Za bardzo staliśmy tyłkiem na własnej połowie, nie chcieliśmy za bardzo się wynurzać i to nas zgubiło – dodał Nalepa.

SREBRO PIECHOTĄ NIE CHODZI

Pomimo rozczarowania, w pomeczowych wypowiedziach było także miejsce na nutkę optymizmu.

– Dla mnie to jest sukces – mówił starający się dostrzegać pozytywy Rafał Siemaszko. – W swojej przygodzie piłkarskiej mam tylko Puchar Polski i Superpuchar. To jest w pewnym sensie moje trzecie trofeum, mimo tego, że przegrałem. Grając kiedyś na poziomie trzeciej, czwartej ligi to było ogromne marzenie i nawet zagrać w finale, to już jest coś – kontynuował.

– Wiele milionów zawodników w naszym kraju na pewno chciałoby chociaż wyjść na murawę Stadionu Narodowego potrenować – dodał Michał Nalepa. – My mieliśmy okazję dwa razy trenować i dwa razy zagrać w wielkim wydarzeniu, i mimo wszystko – patrząc na nasz budżet klubowy, na całą infrastrukturę, porównując się do reszty zespołów w Polsce – musimy być dumni wszyscy: zawodnicy, działacze, kibice z tego, że Arka mogła tutaj być. Trzeba uszanować to, co mamy, bo nie każdy ma taki komfort i szczęście jak my, że przyjeżdża na Narodowy dwa razy – podkreślił pomocnik.

– Chcielibyśmy podziękować kibicom, bo wspaniale nas dopingowali. Pokazali, że tak jak my w dziesiątkę walczyliśmy i strzeliliśmy bramkę, tak oni też w mniejszej liczebności, niż kibice Legii, dali radę – dodał Dawid Sołdecki.

 

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj