Pół roku temu był gościem Radia Gdańsk i opowiadał o swoim projekcie „Polska 100”. W dwa lata miał odwiedzić 100 portów, zebrał „śmietankę” żeglarzy polskich i pełnomorskich, cieszył się, że wszelkie kwestie finansowe są zabezpieczone i wszystko idzie zgodnie z planem. W ostatnich dniach jednak jego plan legł w gruzach.
Gościem Włodzimierza Machnikowskiego był Mateusz Kusznierewicz – polski żeglarz sportowy, mistrz olimpijski i mistrz świata w klasie Finn.
– To jest świeży temat, który mnie bardzo boli. W poniedziałek otrzymaliśmy informację od Polskiej Fundacji Narodowej, że już nie widzi mnie w tym projekcie. Pół roku temu tutaj mówiłem pełen entuzjazmu o tym, co zamierzamy zrobić, dziś mogę powiedzieć, że tego już nie ma, to się skończyło. Chciałbym bardzo spotkać się z Polską Fundacją Narodową, zabiegamy o to od tygodni, niestety bez skutku. Tych kwestii nie powinno się rozważać na antenie radiowej czy w mediach, ale fundacja ma do nas pretensje o dysponowanie środkami, które otrzymaliśmy na realizację projektu. Problem polega na tym, że my te rozliczenia wszystkie przedstawiliśmy co do jednej złotówki jeszcze trzy tygodnie temu, zgodnie z przepisami, umową, budżetem i katalogiem kosztów kwalifikowanych – mówił Kusznierewicz.
„WSZYSTKO ZGODNIE Z PRZEPISAMI”
Włodzimierz Machnikowski pytał, czy ogniwem zapalnym nieporozumienia mógł być fakt, że na pierwszym miejscu listy płac było właśnie nazwisko Kusznierewicza z wysoką kwotą obok, bo pojawiły się zarzuty, że najpierw pieniądze wzięli prezesi, a załoga została odstawiona na dalszy plan.
– Załoga oczywiście otrzymywała pieniądze do momentu, kiedy te pieniądze były. Wymienienie mojego nazwiska na początku jest zagraniem nie fair. Było dość dużo kosztów, za zgodą fundacji, przeznaczyliśmy na pokrycie remontu jachtu. Historii wokół niego jest aż za dużo, nie jest to mój jacht, fundacja wybrała go, po rekomendacji zespołu. Ta jednostka musiała zostać wyremontowana, na co nie dostaliśmy funduszy. Część pieniędzy z tych, przeznaczonych na wynagrodzenia załogi, koszty, związane z projektem, została przekazana na remont jachtu. W pewnym momencie zabrakło tych środków. Zgodnie z prawem, jeśli jesteśmy niewypłacalni, musimy w odpowiednim czasie zgłosić wniosek o upadłość. Mam nadzieję, że to tego nie dojdzie i Polska Fundacja Narodowa stanie na wysokości zadania, zobaczy, że wszystko jest zgodne z przepisami i uzupełni budżet, żeby rozliczyć ludzi, którzy pracowali przy tym projekcie – dodał Kusznierewicz.
„TO JAKIŚ ZŁY SEN”
– Już powinniśmy być na Bałtyku i dopływać do Polski. Umowę z fundacją mieliśmy podpisaną do 2020 roku, z aneksem, że jeśli do końca kwietnia jacht nie zostanie zakupiony i przekazany załodze do realizacji projektu, umowa wygasa i ona wygasła 30 kwietnia. Od tego dnia codziennie wysyłaliśmy zapytania do fundacji co dalej, bo jesteśmy gotowi, chcemy to prowadzić, ale była cisza aż do poniedziałku – tłumaczył.
– 4 lata temu chciałem promować Polskę i jej historię na świecie, morzach, oceanach, kontynentach i to zostało zamknięte, zabrane mi, jestem pełen żalu i nie mogę w to uwierzyć, to jak jakiś zły sen. Nie było w tym projekcie żadnego aspektu biznesowego. Mieliśmy startować w regatach i zdobywać jak najwyższe pozycje. Zebraliśmy Dream Team polskiego żeglarstwa, zawodowców. Każda z tych osób miała podporządkować swoje życie temu finansowi. Mieliśmy już trzech sponsorów, gotowych do podpisania umowy, żeby wesprzeć ten projekt, ale żadnych biletów dla osób postronnych nie było. Nie jest to też projekt polityczny, to mój projekt, który przedstawiałem poprzedniemu prezydentowi. Jestem apolityczny, chciałem to zrobić dla Polski i dla Polaków z pełnym przeświadczeniem, że to coś wyjątkowego. Moja strata wizerunkowa jest olbrzymia, bardzo to przeżywam, przeżywają to moi najbliżsi, na szczęście mam olbrzymie wsparcie od rodziny, znajomych. Moje życie już nigdy nie będzie wyglądało tak samo, jestem człowiekiem prawym, nigdy nikogo nie oszukałem, mam nadzieję, że czas zagoi te rany – zapewniał Kusznierewicz.
– Nie wyobrażam sobie w tych okolicznościach, by można było zrealizować projekt „Polska 100” tak, jak zakładaliśmy. Jestem cały czas gotowy, by go realizować, pracowałem nad tym 4 lata, natomiast co z tym dalej będzie, nie wiem, czas pokaże, najbliższe tygodnie pokażą, co się będzie z tym działo. Stawiam sobie za punkt honoru, by wszystko uregulować, bo jestem człowiekiem, który doprowadza zawsze wszystko do końca – zakończył.