Ciało kapitana Jerzego Tarasiewicza spoczęło na sopockim cmentarzu. Formalności trwały rok

Jerzy Tarasiewicz słynny bohater legendarnej wyprawy szalupą przez Atlantyk spoczął na cmentarzu komunalnym w Sopocie. W uroczystości uczestniczyli rodzina i przyjaciele kapitana. Żeglarz, fizyk, absolwent Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni i uniwersytetu Jagiellońskiego zmarł w wieku 80 lat na wyspie Islamorada u wybrzeży Florydy, gdzie osiadł przed laty. Dopiero teraz ze względu na formalności mógł odbyć się jego pogrzeb powiedziała Radiu Gdańsk Małgorzata Tarasiewicz.

W 1959 roku roku Tarasiewicz wraz z kolegą z rocznika Januszem Misiewiczem przeszli do historii polskiego żeglarstwa jako bohaterowie pionierskiej wyprawy z 1959 roku, starą szalupą z m/s „Batory” przez Atlantyk. Szalupę nazwali „Chatka Puchatków”.

POWRÓT PO LATACH DO AKADEMII MORSKIEJ

Rok temu kapitan odwiedził macierzystą uczelnię Akademię Morską. – Było to takie symboliczne pożegnanie z uczelnią, Gdynią i Polską – opowiada organizator tamtego spotkania Aleksander Gosk. – Kiedy przed rokiem kontaktowałem się z panem kapitanem Tarasiewiczem nawet przez sekundę nie przeszło mi przez myśl, że za rok w maju będę go żegnał w Sopocie na cmentarzu. Pan Jerzy zdecydował się wtedy na przyjazd do Gdyni bo odnaleźliśmy fragmenty starej łodzi którą pokonali Atlantyk. Mieliśmy dla niego banderę i fragment burty Chatki Puchatka.

Udało mu się się wtedy przeprowadzić rozmowę z Januszem Misiewiczem z jego kompanem z tej podróży. – Połączyliśmy się przez Skype. Podczas tej sentymentalnej wizyty chodziliśmy po Gdyni po Marinie, wręczyliśmy mu pamiątkowy album. Nie zdawałem sobie sprawy, że może to być nasze ostatnie spotkanie – dodaje Aleksander Gosk.

– To był pionier żeglarstwa polskiego. Na Akademii Morskiej jest parę archiwalnych dokumentów które opowiadają o jego życiu i pracy naukowej. Z jego podpisami i zdjęciami. Rejs przez Atlantyk po przejściu Bałtyku i Morza Północnego, przybrał nieoczekiwanie nowy scenariusz – opowiada jego przyjaciel Marian Kosecki. – Dla przetrzymania zimowych mrozów, wytyczono drogę przez wody śródlądowe Francji do Zatoki Lwiej na Morzu Śródziemnym. Dalej Algier, Madera wyspy Kanaryjskie, skok przez Atlantyk i po 35 dniach Martynika oraz Puerto Rico.

Wyprawa wzbudziła szerokie zainteresowanie mediów, zresztą nie tylko polskich. Na przykład francuska prasa i radio szeroko informowały o ratowaniu rzekomo zagrożonych polskich żeglarzy.bAkcja ich Marynarki Wojennej na Morzu Śródziemnym zakończyła się jedynie uszkodzeniem szalupy, która w Algierze musiała przejść szybką naprawę

Dwaj urodzeni w Wilnie absolwenci Państwowej Szkoły Morskiej, 8 sierpnia 1958 opuścili Gdynię, by zrealizować marzenia o wielkiej, morskiej przygodzie. Wspierali ich nauczyciele – kapitanowie Tadeusz Meissner i Karol Borchardt i YK „Gryf”. Szalupę śmiałkowie nazwali „Chatka Puchatków”. Szalupowa żegluga fascynowała naszych bohaterów już wcześniej – w 1956 na szalupie „Puchatek” zrealizowali wyprawę bałtycką.

REJSY PO KARAIBACH I ATLANTYKU

Do skoku przez Atlantyk szykowali się we czterech, ostatecznie realizowali ją we dwóch. Jerzy Tarasiewicz miał wtedy 21 lat, Janusz Misiewicz 22. Trasa wyprawy wiodła przez Bałtyk, cieśniny duńskie, porty Europy. Ciężkie sztormy na trasie skłoniły żeglarzy do przejścia rzekami i kanałami Francji na Morze Śródziemne.

Z początkiem stycznia 1959 wyszli z Marsylii i, zahaczając o północną Afrykę, przez Gibraltar wyszli na ocean. Madera, Kanary i transatlantycki skok na Martynikę, dokąd „Chatka Puchatków” dotarła 2 kwietnia 1959.

Janusz Misiewicz po miesięcznym postoju wrócił do kraju, Tarasiewicz żeglował jeszcze samotnie po Karaibach i odwiedził w San Juan Władysława Wagnera. Pierwszego Polaka który opłynął świat pod żaglami.

Wrócił ostatecznie do Polski pod koniec 1959 roku. Tarasiewicz ruszył ponownie w świat i znowu szalupą, tym razem o nazwie „Rozumek” – z tej wyprawy do PRL-u już nie wrócił. Ostatecznie osiadł w USA. Osiadł z żoną Ewą na Tobago, gdzie w jednej z dwóch miejscowych szkół średnich wykładał matematykę i fizykę, a żona Ewa chemię. Uczył miejscowych rybaków łowienia ryb, bowiem ich wiedza na ten temat była bardzo ograniczona. Pracował na Uniwersytecie Panamy następnie jako ekspert w miejscowym szpitalu oraz w Hondurasie.

POWRÓT CIAŁA KAPITANA DO POLSKI

Na emeryturze państwo Tarasiewicz zamieszkali na wyspie Islamorada w Achipelagu Florida Keys, na końcu wysepki przy naturalnym kanale w miejscu gdzie mają możliwość wypływania na Zatokę Meksykańską lub w drugą stronę na Ocean Atlantycki. – Ojciec myślał o powrocie do kraju, chciał nawet kupić tu dom.Jego śmierć nas zaskoczyła. Razem z przyjaciółmi szukaliśmy dla niego miejsca gdzie spędziłby jesień życia – opowiada córka Małgorzata Tarasiewicz. – Tata zmarł już w listopadzie a ja dopiero teraz zdołałam załatwić wszystkie formalności. Nie chorował, ale bardzo przeżył zniszczenie swojego domu przez huragan Irma na jednej z wysepek koło Florydy.Ostatnio znalazłam jego aparat fotograficzny w którym są zdjęcia z tej tragedii.

– Ojciec chciał wrócić do Polski. Do miejsca skąd w rejs wyruszył w 1959 roku. Rano rzuciliśmy do zatoki gdańskiej wieńce z pokładu stateczku, który na tę okoliczność wypożyczył nam kapitanat portu. W ten sposób ojciec pożegnał się z morzem dodaje – Małgorzata Tarasiewicz.

Anna Rębas/mro
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj