70 lat temu doszło do jednej z największych katastrof na pomorskich wodach. Na jeziorze Gardno niedaleko Słupska utonęło 25 osób, w tym 23 harcerki. Najmłodsza miała 8 lat. Dziewczęta należały do Piętnastej Łódzkiej Drużyny Harcerskiej.
Dzieci, wraz z grupą opiekunów, płynęły dwoma łodziami rybackimi z obozowiska w Gardnie do Rowów, by po raz pierwszy w życiu zobaczyć morze. Łódki były przeciążone, zaczęły nabierać wody i wywróciły się. Mąż pani Krystyny był wtedy rybakiem. Mieszkanka Gardny Wielkiej opowiada, że spacerował z przyjacielem w pobliżu jeziora, gdy nagle usłyszał przeraźliwy krzyk i wołanie o pomoc.
WYWRÓCONA ŁÓDŹ
– Patrzą, a tam łódź. One się wtedy z niej wysypały, krzyczały i zachłysnęły się wodą, wszystkie. Jedna z dziewczynek płynęła, prosząc o pomoc. Wzięli ją na łódkę. Później jeszcze mąż wyciągał z wody jeszcze jakieś 6 osób – mówi pani Krystyna.
Kobieta dodaje, że rybacy, którzy ratowali dziewczynki, nie potrafili udzielać pierwszej pomocy. Większość dzieci nie potrafiła też pływać.
PRZEŁADOWANE JEDNOSTKI
– Niemiecki oficer, który przyszedł do naszego domu, pytał męża, ile osób było w tych łodziach. Miało być maksymalnie 10, a było ponad 20 – opowiada mieszkanka Gardny Wielkiej.
PAMIĄTKOWY OBELISK
O tragedii w Garnie Wielkiej przypomina odsłonięty w 2009 roku obelisk. Do głazu przytwierdzona jest tabliczka z imionami i nazwiskami kilkunastoletnich dziewczynek, które zginęły 18 lipca 1948 roku.
– Ten obelisk jest przy głównej szosie. Mieszkańcy, kiedy tamtędy przechodzą, przypominają sobie o tej tragedii – mówi Grażyna Olechnowicz, sołtys Gardny Wielkiej.
STANĘLI PRZED SĄDEM
Organizatorzy tragicznego rejsu w 1948 roku stanęli przed sądem w Słupsku. Wacław R. został skazany na 5 lat więzienia, Wacław T. na 2 lata. Trzeci z oskarżonych mężczyzn nie stanął przed sądem. Uciekł z samochodu podczas transportu do aresztu.
Paweł Drożdż/pOr