Rekordowo pracowity rok dla ratowników morskich na polskim wybrzeżu. Jak mówią przedstawiciele Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa, tegoroczna liczba interwencji przewyższyła już statystyki z 2017 roku. Było ich dotąd 285. – Ponad połowa to akcje związane z ratowaniem życia kapiących się i wodniaków – mówi Rafał Goeck, rzecznik SAR w Gdyni.
Turyści, którzy nierzadko przemierzają całą Polskę, by wypoczywać nad morzem, niechętnie respektują czerwoną flagę. Jak podkreśla rzecznik SAR w Gdyni, ograniczyć liczbę ofiar pozwoliłby zdrowy rozsądek.
„TO JAK Z ŁAMANIEM PRZEPISÓW NA DRODZE”
– To jak z łamaniem przepisów na drodze. Każdy jedzie o 10 km/h więcej, bo wie, że nie zostanie ukarany. Podobnie jest na plaży. Mamy czerwoną flagę i nie powinniśmy wchodzić, ale jest możliwość wejścia na kąpielisku niestrzeżonym. Ludzie świadomie wchodzą i łamią przepisy, mimo świadomości zagrożenia życia – mówi.
Część wezwań dotyczyła przypadkowych wodniaków i nieumiejących poradzić sobie z łódką turystów. – Taka pomoc przeważnie polega na tym, że zabraknie paliwa i osoby nie potrafią nawet na żaglach dopłynąć w miarę bezpiecznie w pobliże portu. Jeżeli taki żeglarz nie zostanie zholowany, a jest to duża jednostka, to przy wejściu na mieliznę grozi wyciekiem ropy, którego likwidacja też leży w obowiązkach SAR. Dodatkowo przy sztormowej pogodzie dochodzi kwestia zagrożenia życia – dodaje.
Najwięcej interwencji podejmują ratownicy z Władysławowa i Łeby.
DUŻO FAŁSZYWYCH ALARMÓW
Średnio co drugie zgłoszenie, jakie trafia za pośrednictwem numeru 112 do SAR, to fałszywy alarm. Jak podkreślają ratownicy – niesiona przez nich pomoc jest zawsze bezpłatna.
Według policyjnych statystyk, przez czerwiec, lipiec i sierpień na Pomorzu utonęło 30 osób. O 9 więcej niż w tym samym okresie poprzedniego roku.
Sebastian Kwiatkowski/mar