Utrata pamięci to motyw bardzo w kinie ograny. Dlatego, gdy zasiadłem przed „Fugą”, nie spodziewałem się niczego rewolucyjnego. Z sali kinowej wyszedłem jednak oczarowany. Zdecydowanie zbyt rzadko można spotkać obraz tak silnej kobiety mierzącej się z tak dużymi problemami.
„Fuga” to prawdziwy popis Gabrieli Muskały. Aktorka (i scenarzystka) odgrywającą główną rolę, natychmiast staje się centralną osią całego filmu i robi to doskonale. Niemal od razu zdobywa sympatię widzów. Chociaż jest oschła i ustawia się raczej w pozycji nienawiści do wszystkich ludzi wokół, potrafi bawić, jej wulgaryzmy są wypowiedziane w punkt i każdy może jej trochę zazdrościć walczenia o własny interes (potrafi jasno powiedzieć mężowi, że nie zamierza zostawać z nim i synem, bo jest inną osobą).
NIE TYLKO GŁÓWNA BOHATERKA
Świetny też jest Łukasz Simlat w roli męża, który co prawda bardziej asystuje Muskale, ale robi to doskonale. Jego historia jest tragiczna. O ile główna bohaterka może powiedzieć „straciłam pamięć, nic mnie nie obchodzi”, tak on wszystko pamięta i przez cały film widzimy, jak głęboko to siedzi w jego głowie.
Ładne zdjęcia, świetny scenariusz, doskonale wyważone dialogi… Ten film to po prostu duży sukces. Gdy pada słowo sukces, to trzeba też wspomnieć o reżyserce Agnieszce Smoczyńskiej. To dopiero drugie jej takie dzieło i kolejne bardzo udane. Jej debiutanckie „Córki Dancingu” z 2015 roku zebrały co prawda bardzo różne recenzje, ale zapewniły aktorce kilkadziesiąt nagród na całym świecie. Wśród nich był najlepszy debiut na Festiwalu Filmowym w Gdyni. „Fugą” reżyserka udowadnia, że doskonale wie, co robi.
Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek, kto ten film obejrzy, mógł uznać czas za stracony. Dla wyważenia tekstu poszukuję minusów tego obrazu – ale robię to trochę na siłę. Może wątek psychiatry był zbyt szybko ucięty? Może historia delikatnie się rozjeżdżała? No chyba nie…
Ocena ogólna: 8,5/10
Wiktor Miliszewski