Był najmłodszym debiutantem w Lechii w ekstraklasie i najmłodszym strzelcem gola dla biało-zielonych. Nagle zrobiło się o nim głośno, ale – jak sam przyznaje – głowa nie nadążyła za tym wszystkim. Dziś odbudowuje swoją karierę w III-ligowym KP Starogard Gdańskim. O karierze z Kacprem Łazajem porozmawiał Tymoteusz Kobiela.
– W ekstraklasie startowałeś jako 17-letnia gwiazdka. Byłeś najmłodszym debiutantem i strzelcem gola dla Lechii , sam mówiłeś, że to wszystko toczy się błyskawicznie. Patrząc z perspektywy czasu, czy nie działo się to wszystko za szybko?
– Może tak. Głowa nie była przygotowana na to wszystko w tamtym momencie, miałem 17 lat. Gdybym teraz miał takie możliwości, to inaczej by to wyglądało. Było za szybko, ale człowiek uczy się na własnych błędach. Kilka tych błędów się popełniło.
– Przed tymi błędami próbował was ostrzegać Bobo Kaczmarek. On rozłożył nad wami parasol naprawdę konkretnych rozmiarów, prawda?
– Tak. On trzymał nad nami fason, ale jednak każdy swoimi ścieżkami chodzi. Można było słuchać, ale jednym uchem wpadało, drugim wypadało. Przynajmniej u mnie. Trener mówił, a i tak robiło się co innego. I później wyszło, jak wyszło. Nie było już ekstraklasy, tylko pierwsza, druga, trzecia liga – coraz niżej to spadało.
– W tamtym czasie wy – siedemnasto- osiemnastoletni chłopcy – dużo imprezowaliście? Bawiliście się przed treningami, po meczach?
– W ekstraklasie, rezerwach już nie, ale za czasów juniora tak. Mieliśmy fajną ekipę, zdobyliśmy mistrzostwo Polski juniorów młodszych. Atmosfera była i wychodziliśmy na imprezy po meczu. W środku tygodnia nie, ale po spotkaniu był taki „dzień piłkarza”. (śmiech)
– Wyniki robią atmosferę czy atmosfera robi wyniki?
– Atmosfera robi wyniki. Teraz w Starogardzie też dużo zawdzięczamy atmosferze. Nie ma u nas żadnych grupek, jesteśmy jedną całością. Atmosfera jest – i w autokarze, i w szatni. Jest naprawdę fajnie.
– Czego zabrakło, żeby zostać w Lechii, kiedy nie było już Kaczmarka, a był Probierz, a potem Moniz?
– Może za słaby jeszcze wtedy byłem. Może Bogusław Kaczmarek dawał mi szanse, wierzył we mnie, a trener Probierz postawił sprawę jasno – nie pasowałem. Byłem po prostu za słaby na ekstraklasę.
– Ale Ty trzeźwo na to patrzysz. Nie masz w sobie poczucia, że Probierz się nie zna.
– Jakby się nie znał, to nie byłby trenerem. Ale że się zna, a ja byłem za słaby, to wiedział, że nie dam sobie rady. Może i fizycznie, i psychicznie. Zostałem zesłany od rezerw i potem chodziłem na wypożyczenia.
– Na tych wypożyczeniach też było więcej problemów, przerw niż gry.
– Tak naprawdę zacząłem grać dopiero w trzeciej lidze w Chwaszczynie. W pierwszej, w Bytovii Bytów, przez rok zagrałem około 100 minut. To jest bardzo mało. Potem byłem w Rakowie Częstochowa, w drugiej lidze. Przez pół rundy udało mi się pograć, ale później miałem artroskopię stawu skokowego i już nie pograłem. W Chwaszczynie się troszeczkę odbudowałem.
– A jak Ty traktujesz piłkę – jako sposób na życie w przyszłości, czy hobby, które pochłania dużo czasu, ale będzie dodatkiem do „normalnej” pracy?
– Nie, nie, na pewno nie dodatkiem. Gdzieś jeszcze ambicje na grę wyżej mam i to się nie zmieni. Mam 23 lata i jeszcze mogę spróbować. Jeżeli się nie uda, to wiadomo – będę dalej grał, gdzie mi siły pozwolą. Tak jak teraz – rano pomagam mamie w barze, popołudniu jadę na trening.
– Zastanawiasz się, gdzie jest Twój limit, sufit? Czy to będzie druga liga, pierwsza, ekstraklasa? Może w ogóle marzysz o zagranicy?
– No zagranicą byłoby ciężko (śmiech), ale myślę, że spróbować ekstraklasy jeszcze się uda. Z takim podejściem, jakie mam teraz, próbować można. A czy ktoś mnie zauważy? To już czas pokaże.
– A czy Ty rozpatrujesz przeszłość? Patrzysz, co mogłeś zrobić lepiej? Zazdrościsz kolegom, którym się udało i poszli gdzieś wyżej?
– Kolegom nie zazdroszczę. Wręcz im gratuluję i super, że tak się im udaje, zwłaszcza „Frankowi” (Przemysław Frankowski – przyp. red.). Miałem taki okres, że się zastanawiałem, myślałem: fajnie byłoby zrobić coś tak, a nie inaczej. Ale z czasem przestałem. Po co rozpatrywać przeszłość? Trzeba patrzeć w przyszłość, jak to się potoczy. Brudy z przeszłości niech zostaną sobie daleko z tyłu.
– Gdybyś miał konkretnie określić swoje marzenia piłkarskie, czy zawodowe – jakie one są?
– Na dzień dzisiejszy są takie, żeby ktoś mnie zauważył i udało się jeszcze w ekstraklasie pograć.
– A gdyby odezwał się ktoś z Arki, w trochę innych okolicznościach niż teraz, poszedłbyś, czy Arka nie wchodzi w grę?
– Nie. Arka nie wchodzi w grę. Nie ma szans, nawet jakby grali w europejskich pucharach. Za czasów juniora tak było, że Arka wróg i tyle.