Od ponad 42 lat jest przykuty do łóżka. Jest jedną z najdłużej leżących osób w Polsce. Robert Biedka z Gdańska cierpi na czterokończynowe porażenie mózgowe. Opiekuje się nim jego 77-letni ojciec, który choruje na raka, a w październiku ubiegłego roku walkę z nowotworem żołądka przegrała jego matka.
Nieustanna walka o życie jest wpisana w historię tej rodziny. Mama Roberta miała poważne trudności z zajściem w ciążę. Udało się 10 lat po ślubie. Chłopiec był wcześniakiem, któremu od początku lekarze nie dawali szans. Robert spędził pierwsze miesiące swojego życia w inkubatorze. W tym samym czasie jego rodzice zderzyli się z gorzkim obliczem opieki zdrowotnej i wielokrotnie usłyszeli wyroki śmierci dla swojego syna. Dzisiaj ojciec Eugeniusz Biedka nie ma złudzeń, że życie Roberta zawdzięcza nie tylko swojej – zrodzonej z miłości – determinacji, ale przede wszystkim ludziom, którzy bezinteresownie zapewniali rodzinie ogromne wsparcie.
„ZAMKNIJ MORDĘ – NIE DRZYJ SIĘ”
Historia ma swój początek w latach 70., których nie wspomina najlepiej ojciec Roberta. Jego żona wołająca o pomoc w szpitalu na Klinicznej, miała usłyszeć od położnej „zamknij mordę – nie drzyj się”. Z kolei prosząc o interwencję lekarza została poinformowana, że ten śpi i nie można mu przeszkadzać. Kiedy rodzina opuszczała szpital, wciąż nie wiedziała, co dokładnie dolega ich małemu synkowi.
Stanem półrocznego Roberta zaniepokoiła się przyjaciółka jego mamy. Za jej radą rodzice pojechali z synem na badania do gdyńskiego szpitala. Tam usłyszeli, że najprawdopodobniej chłopiec jest niewidomy. Eugeniusz Biedka wspomina, że jego żona zawsze była waleczna. Dzięki temu udało się przetransportować helikopterem chłopca do warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka. Tam informacje z gdyńskiej placówki się potwierdziły. – Na tę wiadomość moja żona zemdlała – opowiada Eugeniusz Biedka.
Eugeniusz Biedka trzyma zdjęcie swojego paromiesięcznego, wyczekiwanego synka. Fot. Radio Gdańsk / Jacek Klejment
PARĘ MIESIĘCY DO EMERYTURY
Do 7 roku życia Robert poruszał się tylko za pomocą wózka. W tym czasie małżeństwu urodziła się córka, która dzisiaj sama jest matką i mocno angażuje się w pomoc swojemu ojcu. Eugeniusz Biedka nie ukrywa, że całe życie było wyzwaniem finansowym. Jego żonie brakowało paru przepracowanych miesięcy do emerytury, więc zatrudniła się na pełen etat jako sprzątaczka w jednej z gdańskich szkół. Do pracy przychodziła z dwójką dzieci.
„DOPÓKI ŻYJĘ, SYN BĘDZIE PRZY MNIE”
Pan Eugeniusz nie wyobraża sobie oddać swojego syna do specjalistycznego ośrodka, chociaż niejednokrotnie był do tego namawiany. – „Życzliwi” ludzie, a ostatnio nawet lekarze, radzą, żeby go oddać. Z żoną powiedzieliśmy, że nie ma takiej opcji. I teraz po śmierci żony mówię dalej, że dopóki ja żyję – Robert będzie przy mnie. To jest mój ukochany, wyczekiwany syn. Ja bym za niego życie oddał – ucina temat Eugeniusz Biedka.
Ojciec Roberta nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłoby go zabraknąć. Mimo skończonych 77 lat cały swój czas poświęca synowi. Jak opowiada, w nocy nawet 6 razy musi go „przerzucić”. Robert leży prawie 43 lata, nie ma odleżyn. Pan Biedka nie ma złudzeń, że inaczej byłoby, gdyby oddał Roberta. Ojciec jest zawsze blisko swojego syna. Śpi obok niego już od 30 lat.
ODMOWA. SYN NIE ROKUJE
Sytuacja finansowa rodziny przekreśla możliwość opłacenia rehabilitacji, dzięki której Robertowi mogłyby ustąpić bolesne przykurcze. Eugeniusz Biedka w styczniu skończył chemioterapię. Opowiada, że opieka nad synem sprawia mu coraz większą trudność, a ciężko uzyskać pomoc z NFZ. Przed laty wizyta jednego z lekarzy zakończyła się odmową przyznania rehabilitanta. – Usłyszałem, że syn jest w złym stanie i nie rokuje poprawy, więc nie opłaca się mu pomóc – dodaje Eugeniusz Biedka. On sam choruje na nowotwór złośliwy okrężnicy i polimialgię, czyli ciężką chorobę mięśni.
Dopiero kilka miesięcy temu do Roberta przyszedł rehabilitant z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Siostra Roberta musi pogodzić swoje rodzinne życie z pomocą tacie i Robertowi, Fot. Radio Gdańsk / Jacek Klejment
POMÓC MOŻE KAŻDY
Nad pomoc rehabilitanta, Eugeniusz Biedka stawia wsparcie zaufanego wolontariusza, który pomoże przy codziennych czynnościach. A przede wszystkim będzie towarzyszem dla Roberta. Podobno najbardziej lubi słychać prostych i codziennych historii. Eugeniusz Biedka mówi, że każde towarzystwo odmienia domowy świat jego syna. Jedną z osób bardzo zaangażowanych w pomoc rodzinie jest pan Radek. To właściciel pizzerii na gdańskim Chełmie, który codziennie gotuje dla bezdomnych. Jego historię opisywaliśmy TUTAJ.
Pomóc można także przekazując 1 procent, albo dokonując wpłaty indywidualnej, wszystkie potrzebne informacje znajdują się na stronie dlaroberta.pl
Maksymilian Mróz