Gdy mówi „trener Marcin” o swoim nowym szkoleniowcu w Treflu Sopot, to dyskretnie się uśmiecha. Opowiada też o tym, co dzieje się z jego kontuzjowanym bratem Michałem. Z rozgrywającym Trefla Sopot, Łukaszem Kolendą, rozmawiamy o marzeniach, amerykańskim idolu LeBronie Jamesie, trudnej sytuacji Trefla i tegorocznych Mistrzostwach Świata.
Paweł Kątnik: Wybór waszego byłego kolegi z drużyny Marcina Stefańskiego na trenera Trefla. Co o tym sądzisz?
Łukasz Kolenda, rozgrywający Trefla Sopot: Jestem zawodnikiem i muszę się dostosować do sytuacji, jaka jest narzucona przez klub. Czy to mi się podoba, czy nie, muszę to zaakceptować i wykonywać nawet polecenia byłego kolegi z klubu z poprzedniego roku.
A jak układała się praca ze zwolnionym ostatnio trenerem Toijalą?
W porządku. Z trenerem dużo trenowałem indywidualnie, podpowiadał mi, w jaki sposób mogę się zachować na boisku, wspominam go bardzo dobrze.
Jest jakiś smutek, że odchodzi od was po trzech miesiącach pracy?
Nie była to miła informacja, że trener odchodzi i został zwolniony, więc na pewno jakiś smutek był.
Czy praca z trzema trenerami w jednym sezonie nastręcza jakichś problemów? Przyswojenie wizji jednego, drugiego i trzeciego to trudne zadanie.
Nie wydaje mnie się, by to było trudne. Nasz styl od czasu gry z trenerem Marcinem Klozińskim nie był jakoś zmieniony. Trener Marcin Stefański (uśmiech), będzie się starał mentalnie nas wspomóc. Był przez długie lata kapitanem i dobrze mu to wychodziło. Od strony mentalnej przyda się nam taki człowiek.
Uśmiechnąłeś się, gdy powiedziałeś „trener Marcin”. Trzeba się będzie przyzwyczaić. Jak będziesz się zwracał do trenera Stefańskiego: per ty, per trenerze?
Trenerze. To, że był przed stanowiskiem trenera „Stefanem”, z szacunku trzeba wypowiadać się per trener. On jest moim szefem i on będzie mi mówił, co mam robić.
A jak zapamiętałeś trenera Stefańskiego jako zawodnika? Krążyły legendy, że był dobrym duchem szatni…
Był mega człowiekiem, który robił atmosferę w szatni, był prawdziwym kapitanem. Kiedy był moment do śmiania się, to było śmiesznie. A kiedy było poważnie, to brał wszystkich do kupy i sprowadzał na ziemię, gdy ktoś był nieskoncentrowany. Te cechy charakterne, waleczne…
…przeniesie teraz do drużyny jako trener?
Mamy nadzieję, że tak będzie i to zaprocentuje w zwycięstwach, bo mentalnie jest bardzo ciężko. Wiemy, że każdy mecz jest dla nas na wagę złota i to gdzieś siedzi każdemu z tyłu głowy. Ta cała presja narzucona na nas odbija się też na naszej grze i potrzebujemy mocnego przełamania, by uwierzyć, że jednak możemy.
Zapytam jeszcze o Twojego brata Michała. Wskutek kontuzji zniknął kilka miesięcy temu. Jak teraz z jego zdrowiem?
Nie może jeszcze trenować. Nie wiadomo, czy wygoiło się zapalenie okostnej, ponieważ dopiero będzie miał rezonans i okaże się, czy wszystko się wygoiło. To jest kontuzja, której leczenia nie da się przyspieszyć, bo potrzebny jest czas. Praca z fizjoterapeutą i ćwiczenia to jedno, ale to kontuzja kości, więc potrzeba czasu. Miejmy nadzieję, że wszystko pozytywnie się zakończy.
A mentalnie jak brat się trzyma, daje sobie z tym wszystkim radę ?
Jest ciężko, wiadomo że większość czasu spędzał na treningach biegając i męcząc się, a teraz, gdy przestał trenować, wiadomo, że głowa inaczej działa. Na początku było bardzo ciężko, bo go roznosiło i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, aczkolwiek po dłuższym czasie uświadomił sobie, że musi to przeczekać i słuchać, co mówią lekarze.
Porozmawiajmy o przyjemnych rzeczach. Mistrzostwa Świata za kilka miesięcy, Ty byłęś udziałowcem tego awansu. Cel, który sobie stawiasz jest oczywisty…
Bardzo chciałbym znaleźć się w tej dwunastce, która pojedzie na Mistrzostwa Świata. Byłoby to duże spełnienie marzeń, w młodym wieku pojechać na taki turniej. To super doświadczenie i będę ciężko pracował, by tam się znaleźć, bo jest o co walczyć.
Aaron Cel powiedział mi, że chce zagrać w grupie z Amerykanami. A Ty przed losowaniem, które odbędzie się 16 marca, jakie masz marzenia?
Największym marzeniem jest stanięcie naprzeciw LeBrona Jamesa – to mój idol i jeżeli udałoby mi się w jakikolwiek sposób zagrać przeciwko niemu, to zwariowałbym ze szczęścia. Jeżeli wylosujemy Stany Zjednoczone, to każdy z nas by się cieszył, bo to jest jedyna okazja, by rywalizować z najlepszymi na świecie.
Posłuchaj całej rozmowy z rozgrywającym Trefla Łukaszem Kolendą:
Paweł Kątnik