Siatkarze Trefla byli o krok od niemożliwego. Gdańszczanie prowadzili w Kazaniu z Zenitem 2:0. Podopieczni Andrei Anastasiego w czwartej partii mieli trzy piłki meczowe na wagę awansu. Rywale odrobili straty, ale w tie-breaku lepszy był Trefl. O losach awansu decydował złoty set. W nim górą była jednak najlepsza siatkarska drużyna świata.
To od początku wydawało się niemożliwe. Sam awans do ćwierćfinału brzmiał jak scenariusz science fiction, a kiedy gdańszczanie trafili na Zenit Kazań, o awansie do kolejnej rundy mogli już zapomnieć. Nie było żadnych logicznych argumentów, przemawiających za podopiecznymi Anastasiego. Pierwszy mecz był optymistyczny, ale raczej brzmiał jak ciekawostka – Dawid nie pokonał Goliata, ale zmusił go do wysiłku. Porażka 2:3 wstydu na pewno nie przynosiła, a można powiedzieć więcej – była powodem do dumy.
POCZĄTEK DAŁ NADZIEJĘ
Do Rosji Trefl podróżował łącznie kilkanaście godzin. Miał tam pobawić się siatkówką, pokazać na oczach europejskiej publiczności. Tymczasem gdańszczanie od początku grali jak natchnieni. Nie mieli żadnych kompleksów, wyciągnęli wszystko to, co mieli najlepsze. Pierwszy set przebiegał pod dyktando polskiej drużyny. Na prowadzenie wyszli przy stanie 5:4 i już nie oddali go do samego końca. Po asie serwisowym Rubena Schotta było nawet 13:8 dla gości. Zenit jednak nie pozwolił gdańszczanom na spokojne dokończenie seta. Ruszył do odrabiania strat i zmniejszył je do jednego punktu przy wyniku 22:23. Wtedy jednak przez blok przebił się Maciej Muzaj i Trefl miał piłkę setową. Pierwszą rywale jeszcze obronili, ale przy drugiej próbie zagrywkę zepsuł N’Gapeth i Trefl wyszedł na prowadzenie w meczu 1:0!
ODROBILI STRATY
Pomimo to wciąż wydawało się, że gospodarze zaraz wrócą do „swojej” gry. Jakby trwało oczekiwanie aż „odpalą”, aż znów pokażą potworną siłę. To uczucie jeszcze pogłębił początek drugiego seta, po którym gospodarze prowadzili 8:5, a później nawet 11:7. Trefl nie miał jednak zamiaru składać broni. Od 13:9 gdańszczanie zdobyli trzy punkty z rzędu (każdy po błędach rywali) i mieli przeciwników na wyciągnięcie ręki. Do remisu doprowadzili po zdobyciu czternastego punktu. Kolejne kilka akcji to wyrównana gra, aż Trefl znów przyspieszył i od 18:18 po raz drugi zapunktował trzy razy z rzędu i prowadził 21:18. Zenit rozpaczliwie walczył, zmniejszył nawet dystans do jednego punktu, ale nie zdeprymowało to siatkarzy z Gdańska. Set przy wyniku 25:23 skończył Schott i było 2:0!
MARZENIA O KROK
Marzenia były na wyciągnięcie ręki pod koniec trzeciego seta. Długo trwała wyrównana walka, Trefl wytrzymywał mocniejsze tempo, które narzucili rywale. Gdańszczanie nie dali się rozproszyć nawet wtedy, kiedy przegrywali 16:20, choć wydawało się, że już nic nie będą w stanie zrobić. Przeciwnie, do remisu doprowadzili już przy wyniku 21:21. Po raz kolejny czekała nas wojna nerwów w końcówce. Tym razem kluczowe były zagrywki. Przy remisie po 23 swój serwis zepsuł Piotr Nowakowski, a w kolejnej akcji asem popisał się Surmaczewski i doprowadził do wyniku w meczu 2:1 dla żółto-czarnych.
MARZENIA O PÓŁ KROKU
W czwartym secie długo wydawało się, że Zenit nie odpuści już gdańszczanom, że nie pozwoli na więcej. Gospodarze w newralgicznym momencie seta prowadzili 18:16 i każdy błąd byłby bardzo kosztowny. Te jednak gdańszczanom się nie przytrafiały, do remisu doprowadzili przy stanie 19:19. I znów ten znany już scenariusz – piekielnie nerwowe momenty seta. Muzaj atakował jak natchniony, nad blokiem przelatywał, jakby grał z juniorami. Ale rywale z Kazania wcale nie byli gorsi, a jeszcze mieli tę przewagę, że wychodzili na prowadzenie, a Trefl musiał gonić. W tym momencie szczęście było po stronie gdańszczan. Piłka nie przeszła nad siatką po zagrywce N’Gapetha, a kolejny punkt – przy serwisie Nowakowskiego – padł łupem Trefla i żółto-czarni prowadzili 23:22. Kolejne dwie akcje to wymiana ciosów i po ataku Patryka Niemca gdańszczanie mieli piłkę meczową. Władimir Alekno poprosił o czas, a chwilę później w polu zagrywki znalazł się Muzaj. Zepsuł jednak zagranie i rozpoczęła się walka na przewagi. Cztery nerwowe akcje nie przyniosły rozstrzygnięcia, było 26:26. Trzecią piłkę meczową Treflowi zapewnił Schott, ale Zenit odpowiedział, znów był remis. Wtedy jednak kluczową piłkę zepsuł Muzaj, atakujący trafił w aut. Kolejna akcja to potężna zagrywka gospodarzy, złe przyjęcie gości, Zenit wygrał 28:26 i doprowadził do remisu 2:2.
NIEWYOBRAŻALNY POZIOM EMOCJI
W tie-breaku na początku nic nie układało się po myśli Trefla. Gospodarze wyszli na prowadzenie 5:3 i już zachowywali się tak, jakby awans mieli zapewniony. Gdańszczanie wyrównali, ale nie obyło się bez strat – kontuzji doznał Michał Kozłowski i musiał opuścić parkiet. Zastąpił go Marcin Janusz i dał radę – przy zmianie strony Zenit prowadził tylko 8:7. To gospodarze mieli inicjatywę, oni wychodzili na prowadzenie, Trefl musiał doprowadzać do remisu. Role się odwróciły po bardzo szczęśliwej zagrywce Schotta. Po ataku Nowakowskiego (i weryfikacji wideo) gdańszczanie prowadzili 11:10, a po kolejnej akcji nawet 12:10. Emocje sięgały niewyobrażalnego poziomu, komentator Żelisław Żyżyński krzyczał „jak mówi młodzież – Helena, mam zawał!”. Po ogromnych kontrowersjach sędziowskich Zenit wyrównał na 13:13, ale wtedy piłkę meczową wywalczył gościom Muzaj. Gospodarze wyrównali, znów ciśnienie kibicom podskoczyło na niezdrowy poziom. Kolejne dwie akcje i punkty dla obu stron – było 15:15. Wtedy jednak zagrywkę zepsuł Anderson, w kolejnej akcji pomylił się N’Gapeth i Trefl wygrał 17:15!
W złotym secie początek znów był wyrównany, ale w pewnym momencie – konkretnie po błędzie Mijailovicia – Treflowi sytuacja zaczęła wymykać się z pod kontroli, bo przegrywał 5:7. Szczęście sprzyjało jednak gdańszczanom, bo rywale w kolejnej akcji wpadli w siatkę. Później znów pomylił się jednak serbski przyjmujący i przy zmianie stron było 8:6 dla gospodarzy. Przerwa posłużyła jednak Treflowi – do remisu 9:9 doprowadził po błędzie Michajłowa i ataku Muzaja. Po raz kolejny – ostatni już w tym meczu – ruszyła walka cios za cios. Przy 11:11 na zagrywkę wszedł jednak N’Gapeth. Trzy punkty z rzędu dla gospodarzy oznaczały, że piłkę na wagę awansu miał Zenit.
Ten wynik i tak trzeba traktować jak sensację. Ta drużyna przeszła już do historii – nigdy wcześniej Trefl nie był w najlepszej ósemce Ligi Mistrzów, nigdy wcześniej nie toczył też tak zażartych bojów z najlepszą drużyną świata. Zenit okazał się za mocny, zaprocentowało doświadczenie, zaprocentowała ogromna jakość. Trefl może jednak z całą pewnością powiedzieć, że jest dla swoich kibiców powodem do dumy. Jeżeli odpadać z jakichkolwiek rozgrywek, to w taki właśnie sposób.
Zenit Kazań – Trefl Gdańsk 2:3 (23:25, 23:25, 25:23, 28:26, 15:17)
Złoty set: 15:12