Arka bezbramkowo zremisowała na własnym stadionie z Lechią Gdańsk w 42. piłkarskich derbach Trójmiasta. Na boisku zbyt wiele się nie działo, Arka mogła zwyciężyć, strzelonej bramki na początku drugiej połowy nie uznał sędzia. Lechia też zmarnowała kilka okazji, a pod koniec meczu uśmiechnęło się do niej szczęście. Gorąco w Gdyni było już przed meczem. Sensacyjną decyzję podjął właściciel Arki – Dominik Midak, który godzinę przed spotkaniem poinformował, że Zbigniew Smółka w roli szkoleniowca ostatni raz zasiądzie na ławce trenerskiej właśnie przeciwko Lechii. Doniesienia medialne mówiły, że to sami piłkarze ustalili wyjściową jedenastkę, ale w niej wielu zaskoczeń nie było. Podobnie z drugiej strony, bo Lechia wyszła na boisko przy Olimpijskiej niemal w takim samym zestawieniu, jak w ostatnim meczu przeciwko Piastowi. Do zmiany doszło jedynie na skrzydle, gdzie Michała Maka zastąpił Konrad Michalak.
ZACIĘTY KWADRANS
W pierwszym kwadransie trudno było wskazać drużynę lepszą. Można było odnieść wrażenie, że Lechii brakowało pomysłu na sforsowanie obrony Arki, choć to właśnie biało-zieloni byli bliżej otworzenia wyniku. Po rzucie wolnym i wrzutce Lukasa Haraslina do czystej pozycji doszedł na jedenastym metrze Michał Nalepa. Środkowy obrońca był bardzo blisko pokonania gdyńskiego bramkarza, ale strzelił w środek, gdzie na futbolówkę czekał już Pavels Steinbors. Kwadrans później znakomicie z piłką na lewym skrzydle zabrał się Lukas Haraslin. Słowak miał już przed sobą jedynie bramkarza, ale kolejny raz dobrze interweniował Łotysz.
ARKA MIAŁA WIĘCEJ Z GRY
Po dwudziestu minutach proporcje na boisku zaczęły się odwracać. Arka miała optyczną przewagę i więcej z gry, bo bliski pokonania Kuciaka był m.in. Jankowski. W tym przypadku słowackiego bramkarza uratowała poprzeczka. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowo, z minimalnym wskazaniem na gospodarzy. Lechia oparła siłę na skrzydłach, ale na tak fatalnie przygotowanym boisku, Lukas Haraslin nie potrafił rozwinąć pełni umiejętności.
VAR URATOWAŁ LECHIĘ
Arka wymarzenie rozpoczęła drugą połowę. Dośrodkowanie w pole karne, Ankour dopada do futbolówki, gol! Stadion eksplodował ze szczęścia, ale radość szybko zamieniła się w rozczarowanie, bo wątpliwości rozwiał sędzia Paweł Gil. Arbiter dostał informację, że przy strzelonym golu pojawiły się wątpliwości. Przez dłuższą chwilę analizowano ewentualną pozycję spaloną biorącego udział w akcji Adama Marciniaka. Po konsultacjach sędzia nie uznał gola, uznając że przed Ankourem piłki dotknął Marciniak, który w momencie podania był na pozycji spalonej.
LECHIA OCIĘŻAŁA, ARKA BEZ ARMAT
Po intensywnym początku drugiej połowy, tempo ewidentnie spadło w kolejnych minutach. Lechia grała niezwykle ociężale. Podopieczni Piotra Stokowca rzadko znajdowali się pod bramką Steinborsa, a nawet jak byli w okolicach, to zaczynało brakować pomysłu na wykończenie akcji. Arka ewidentnie cofnęła się do tyłu, a z całego widowiska zeszło ciśnienie. Dużo walki w środku pola, bez konkretów w ataku z jednej jak i drugiej strony.
HARASLIN VS STEINBORS
To Słowak był najbardziej aktywnym piłkarzem Lechii. Już w pierwszej połowie mógł pokonać Steinborsa, spróbował też pod koniec meczu. W 80. minucie Haraslin huknął jak z armaty z około dwudziestego metra. Kunsztem w bramce kolejny raz popisał się Łotysz, który świetną robinsonadą sparował strzał na rzut rożny.
KOLEV MIAŁ PIŁKĘ MECZOWĄ
W doliczonym czasie gry Lechię mógł pogrążyć Aleksandar Kolev. Napastnik Arki doskonale odnalazł się w polu karnym, mocno strzelił, ale na wysokości zadania stanął Kuciak. Słowacki bramkarz sparował strzał na słupek i uratował punkt w derbowym pojedynku. Lechia zremisowała z Arką bezbramkowo, a w tym meczu absolutnie zatarła się granica pomiędzy liderem, a drużyną walczącą o utrzymanie. Arka odżyła, a za chwilę rozpocznie pracę z nowym szkoleniowcem. Lechii zabrakło energii. Piłkarze Piotra Stokowca prócz kilku zrywów i trzech dogodnych sytuacji w Gdyni nie rozwinęli skrzydeł.