Rola trenera, radzenie sobie z presją i zablokowane strzelby. Trzy pytania przed meczem Lechii z Lechem

Czy Lechia wytrzyma ciśnienie i utrzyma przewagę nad Legią? Czy systematyczna praca Piotra Stokowca pokona entuzjastycznie nastawionego Lecha po zwolnieniu Adama Nawałki? Który ze snajperów w końcu się przełamie? Zadajemy trzy pytania przed meczem Lechia – Lech. Początek w sobotę o 20:30.
EFEKT NOWEJ MIOTŁY CZY SYSTEMATYCZNA PRACA?

W przypadku Lecha określenie efekt nowej miotły jest trochę naciągane, bo tak naprawdę nikt nowy w „Kolejorzu” się nie pojawił. Ale trenera jednak zwolniono, a drużyna wyraźnie odetchnęła. Gołym okiem widać było różnicę w grze zespołu pod Nawałką i zespołu z jego opieki oswobodzonego. Problemy w obronie jednak nie ustąpiły, bo pomimo prowadzenia 3:0 w końcówce i tak było nerwowo (Lech wygrał ostatecznie z Pogonią 3:2). Pytanie tylko, na jak długo starczy tego entuzjazmu w ataku i czy w starciu z drużyną zdyscyplinowaną bardziej niż ktokolwiek inny w kraju, ten entuzjazm będzie miał taką siłę. Lechia to przecież nie paczka kumpli, którzy dobrze się dogadują na boisku, tylko skoordynowana maszyna, która niejedną drużynę już pochłonęła, a na swoim boisku jest bezkonkurencyjna. Pytanie, co lepsze: powiew świeżości czy zorganizowana systematyczna praca?

KTO LEPIEJ ZNIESIE PRESJĘ?

Oba zespoły mają na sobie presję, ale z różnych powodów. Lech walczy o to, żeby ten sezon nie okazał się kompletną katastrofą. Tak trzeba byłoby nazwać grę „Kolejorza” w dolnej połowie tabeli w rundzie finałowej. Poznaniacy mają nad dziewiątą Wisłą Kraków dwa punkty przewagi, a w grze jest jeszcze znajdująca się o pozycję niżej Korona Kielce. Generalnie nikt z miejsc 6-10 specjalnie spokojny być nie może. Lechia z kolei też musi oglądać się do tyłu, bo w Warszawie pozbyto się portugalskiego balastu w roli trenera Ricardo Sa Pinto i Legia ruszyła z kopyta taranując na początek Jagiellonię Białystok. Przewaga biało-zielonych znów stopniała do zaledwie trzech punktów, a przecież głupio byłoby stracić pozycję lidera na samej końcówce rundy zasadniczej. O przewadze psychologicznej nie wspominając. Pytanie: kto lepiej poradzi sobie z presją?

KTÓRY SNAJPER SIĘ OBUDZI?

I Lechia, i Lech ostatnio na nadmiar bramek strzelanych przez swoich napastników narzekać nie mogą. W przypadku poznaniaków jakoś to jeszcze wygląda, bo Christian Gytkjaer ma dopiero cztery mecze bez gola z rzędu. W Lechii Flavio Paixao może się pochwalić wynikiem o jeden występ krótszym (trzy ostatnie spotkania bez bramki), ale jeżeli weźmiemy pod uwagę gole z gry, a wykluczymy trafienie Portugalczyka z rzutu karnego przeciwko Wiśle Płock, to ostatni raz piłkę do siatki wpakował na początku lutego. Od tego momentu Lechia rozegrała osiem meczów, a Flavio z gry już nie ukłuł. Wyjątkowo długi zastój jak na faceta, który ma pociągnąć ten zespół do historycznych sukcesów. Pytanie: który ze snajperów się przebudzi i zapewni zwycięstwo swojej drużynie?

To oczywiście tylko część pytań przed meczami w dodatku są to czysto akademickie rozważania. Czy warunkiem koniecznym zwycięstw Lechii są gole Flavio? Jasne że nie, tak samo Lech może się obejść bez trafień Gytkjaera. Czy gdańszczanie mogą fatalnie znosić presję i jednocześnie wygrać spotkanie? Pewnie że tak, podobnie poznaniacy. O wyniku zawsze zadecydować mogą najmniejsze detale, szczęście, przypadek. Sęk w tym, żeby znaczenie tych czynników minimalizować.

Początek meczu Lechia – Lech o 20:30. Transmisja na kanale Canal+Sport.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj