Żeby jeszcze zrobiło się ciekawie, a emocje ligowe znaczyły coś aż do 19 maja, to wobec Lechii wiele dobrego muszą uczynić Pogoń Szczecin i Jagiellonia Białystok. Samo zagranie przez gdańszczan meczu z Lechem wydaje się tylko przykrym obowiązkiem do spełnienia, ale czy na pewno?
Trudno wierzyć, że w przeddzień najważniejszych rozstrzygnięć, ktoś z dwójki Piast – Legia potknie się na Pogoni lub Jagiellonii. Prawdopodobieństwo wpadki można wróżyć bardziej stołecznej drużynie, bo nie dość, że potykała się w grupie mistrzowskiej i na Lechu Poznań i Pogoni Szczecin, to jeszcze w przedostatniej kolejce zagra z zespołem z Podlasia, któremu wciąż nieobce jest uczucie walki o nominację do europejskich pucharów. Piast zrobił natomiast wszystko, by odrzeć ze złudzeń i Legię, i Lechię na tytuł. Wygrywa wszystko od 6 ligowych kolejek, a nie przegrał od marcowego meczu z Lechią.
LIGA LUBI PŁATAĆ FIGLE
Michał Nalepa przed meczem z Lechem mówi, że jeszcze nic straconego, a liga już nie raz bywała tak nieprzewidywalna, że i teraz żadnego ze scenariuszy nie można wykluczyć. I słusznie, bo lekceważenie jakichkolwiek rozwiązań w naszej rodzimej piłce, może wiązać się z otrzymaniem solidnego kopniaka pokory. I tu pojawia się podstawowa wartość motywacyjna: jak przekonać Lechistów, że to, co uciekło przez ostatnie dwa tygodnie, przy kilku zmiennych na trzech stadionach, może jeszcze obrócić się w to, co wróci?
TO TYLKO LECH
Jeśli Piotr Stokowiec wyrzuci z głów zawodników złość na ostatnie trzy kolejki i pozwoli im zapomnieć, że już nie są głodni sukcesów po zdobyciu Pucharu Polski, to przynajmniej o wynik na stadionie przy Bułgarskiej powinni być oni spokojni. W końcu przeciwnikiem będzie Lech. Ten Lech, który zwalnia trenera, w którego inwestował latami. Ten sam, który z przypuszczalnie długofalowej wizji opartej o byłego selekcjonera reprezentacji zrobił przypadkową nominację i przypadkowe zwolnienie go. I wreszcie ten Lech, który częściej z transferami nie trafiał niż trafiał, a w tym sezonie pożegna przynajmniej dziesięciu zawodników, w tym przebywającego w stolicy Wielkopolski aż 11 lat Jasmina Buricia i 7 lat Łukasza Trałkę.
Na obecną formę poznaniaków piętno wywierało trzech trenerów, każdy z inną wizją gry, innym charakterem pracy, mnogością koncepcji, że tak naprawdę nie wiadomo, czy w środę naprzeciw biało-zielonym wybiegnie Lech, Czech czy Rus.
BEZ ŻĄDŁA W ATAKU
A w Lechii już w środę na pewno zabraknie Artura Sobiecha, który doznał urazu mięśnia przywodziciela na jednym z treningów przed 35. kolejką Lotto Ekstraklasy. W ataku więc jest skromnie, bo przecież kontuzja kolana wyklucza z walki także Jakuba Araka. Dlatego Lechia znów musi zwrócić się do swojego lidera, ostatnio bardzo zardzewiałego Flavio Paixao. On i jego koledzy powinni pograć do końca, nie tylko o brąz, ale chociaż o satysfakcję. Dla kibiców, samych siebie i spokoju sumienia, że się nie odpuściło do samego finiszu. A przy odrobinie szczęścia, czyli tego, co towarzyszyło zawodnikom z Gdańska przez większość sezonu, może jeszcze zrobić się ciekawie. I z taką motywacją trzeba w stolicy Wielkopolski wyjść na murawę.
36. kolejka LOTTO Ekstraklasy: Lech Poznań – Lechia Gdańsk, środa godz. 20:30.
Paweł Kątnik